nie widziało mi się abym jechał tam z własnej woli. nie umiem sobie w tej chwili wmówić że po dziesięciu latach spotkam tego idiotę. którego oczywiście nie chcial bym spotkać .
spojrzałem oczami osła ze shyreka aby mnie nie puszczał, Jin pokiwał zrezygnowany głową po czym pokiwał mi na pożegnanie.
- Niech ci chuj uschnie - warknąłem ciągnąć walizkę wdłuż stoiska gdzie miałem mieć odprawe.
gdy po pół godzinie zjawiłem się w samolocie zająłem miejsce wyznaczone dla mnie. rozłożyłem się po czym zamknałem oczy. miałem serdecznie dość wieść że muszę wyjechać popsuł mi humor a wieść że to tego śmiecia jeszcze bardziej. nie spałem czułem oraz słyszałem wszystko . można by rzec iż irytowało mnie dziecko za mną .
energicznie się podniosłem aby po tym głośno krzyknąć
- CZY USPOKOISZ SWOJE DZIECKO !! KOPIE MI SIEDZENIE A JAK BYŚ NIE ZAUWAŻYŁA SIEDZE NA NIM DO CHUJA PŁACE ZA TEN LOT ABY SPOKOJNIE SIEDZIEĆ A KTOŚ PRZYJDZIE I KOPIE JE DO RESZTY WAS POJEBAŁO !!!!- spojrzałem na parę która przeprosiła po czym wzięło syna inaczej niż mięli byłem wściekły . oh wściekły to mało powiedziane. byłem wkurwiony.
lot trwał parę godzin a ja nawet nie zmrużyłem oka. te dziecko za bardzo mnie irytowało.aby móc przejść obojętnie .
- kochanie, ale wołam panią a ona patrz i nawet nie podchodzi - westchnął mężczyzna. wstałem po czym wyciągnąłem rękę
- proszę dać mi butelkę zaraz to załatwię. - mężczyzna podał mi butelkę którą zaniosłem do kuchni gdzie siedziały sobie panie.
- wasz szef jest pobożny widzę! zrób mleko . tyle razy pasażer was woła a wy w kulki lecicię . wy chyba sobie jebane jaja robicię prawda?
- Przepraszamy już nie będziemy.
- właśnie nie będziecie bo właśnie wylatujecie
- nie ma pan prawa, ten samolot należy do pana Park'a
- więc wiecie że to mój więc na jaki chuj się kłócisz ? wlatując do Korei. bierzecie manatki i wypad...- wyrwałem mleko po czym odszedłem. gdy już byłem przy dziecku chwyciłem go na ręcę po czym włożyłem mu butelkę do buzi. a zanim dałem mu ją do buzi sprawdziłem czy nie jest za gorące.
- proszę sobie odpocząć - nakazałem na co kobieta z wielkim uśmiechem podziękowała , mężczyżnie nie musiałem dwa razy powtarzać zasnął jak suseł.
dziecko zasnęło w trakcie karmienia, co chwilę jednak cmokał buzią co było dla mnie uroczę. dziesięć minut przed tym zanim dolecieliśmy sam się obudziłem . mały przebudził się chwilę po swoich rodzicach. jednak mały nie chciał do nich pójść.
po wyjściu z samolotu dostrzegłem jak mężczyzna próbuję ogarnąć dziecko co powiem trochę przeraziłem się bo gdybym ja miał dziecko ... cholera nie te myśli .
spojrzałem na mężczyznę. nie umiałem obojętnie przejś. chwyciłem dziecko w swoję ręcę oraz swoją walizkę .
- zapraszam, pomogę wam - przepuściłem ich po czym wszedłem zaraz za nimi.
- Korea jest tak piękna i tak życzliwi ludzię dziekuję panu gdyby nie pan umarli byśmy.
- nic nie szkodzi. jak ma na imie maluch?
- Taehyun - odparła na co przytaknąłem na jej odpowiedź
- pięknę , dokąd państwo jadą?
- do Daegu
- widzę że tak jak ja. więc zapraszam za mną mam samochód niedaleko.
- naprawdę ? boże spadł pan nam z nieba. - przytuliła mnie w podziękowaniu.
- Taehyun ile ma lat?
- pięć, wiem za duży jak na mleko ale on jest innym dzieckiem . ma zespół downa i ...
- proszę się nie martwić , takie dzieci są naprawdę . to najpiękniejsze dzieci, a że się rodzą takie jak się rodzą to tylko dlatego aby przejśc przez życie bez zmartwień oraz żyć po swojemu. - pogłaskałem go po główce po czym uśmiechnąłem się do niego. po sprawdzeniu przez pracowników lotniska naszych paszportów. skierowaliśmy się w stronę parkingu.
podeszliśmy do mojego auta który akurat miał pięć miejsc. idealny jak dla dzieck.
mężczyzna włożył dziecko w nosidełko ze scyropianu .
- jaka ulica ? - pytam mężczyzna szybko podał mi ulicę na której sam musiałem być . można by powiedzieć że w domu na przeciwko gdzie ja sam miałbym się pojawić. po znów paru godzinnym prowadzeniu auta. dojechałem na miejsce. kobieta pokazała na dom w którym będzie mieszkać po czym wysiadła gdy tylko zaparkowałem na jej podwórku.
wyszedłem by im pomóc z torbami oraz młodym który chciał do mnie na ręcę, ostatecznie wziąłem go ale kątem oka widziałem leżących na trawię osoby u których będę mieszkać . znaczy muszę mieszkać.
- a jak ma pan na imię ?
- Park Ji-min - przedstawiłem się po czym ukłoniłem
- gdzie mieszkasz aby ci się jakoś odwdzięczyć ?
- na przeciwko - odparłem
- w tym pałacu. ..?
- zgadza się - przyznałem
- do zobaczenia jeszcze dzisiaj kochanie - krzyknęła kobieta na ci pokiwałem i oddałem im maluszka.
cofnąłem po czym idealnie wjechałem na posesje Ho-seok'a. można by rzec że mój humor powrócił po poznaniu tego małego szkraba.
- Kim jesteś i co tutaj robisz ? - usłyszałem męski głos gdy wyszedłem z samochodu. obróciłem się w stronę pana tego domu po czym
- Oh przepraszam, nie zadzwoniłem cię powiadomić, mam nadzieje że przenocujesz Braciszka prawda ? - zapytałem z lekkim uśmiechem gdy ujrzałem na jego twarzy zaskoczenie.
- przecież ty nie żyjesz - warknął
- a z kim rozmawiasz ? z duchem świętym ?- pytam - tak bardzo tęskniłem a ty nie chcesz mnie wpuścić ?
- W...wejdź proszę - zająknął się chwyciłem swoje walizki po czym pod czujnym wzrokiem reszty załogi wszedłem do domu
- macie tu przytulnie. - mrugnąłem wchodząc do środka - tylko mógł byś troche posprzątać bo trochę syfu. - dodałem - masz jakiś pokój może być gościnny i tak długo tutaj nie pobędę.
- T-tak m-mam
- zaprowadzisz mnie ? bez żadnych pytań bo wam i tak nie odpowiem.
- Ji-min ty....
obróciłem się do niego by wydać z siebie dźwięk "Hmm"
![](https://img.wattpad.com/cover/334985547-288-k849701.jpg)