Część 3

17 1 0
                                    

nie widziało mi się abym jechał tam z własnej woli. nie umiem sobie w tej chwili wmówić że po dziesięciu latach  spotkam tego idiotę.  którego oczywiście nie chcial bym spotkać . 

spojrzałem oczami osła ze shyreka aby  mnie nie puszczał,  Jin pokiwał zrezygnowany głową po czym pokiwał mi na pożegnanie. 

- Niech ci chuj uschnie -  warknąłem ciągnąć walizkę wdłuż stoiska gdzie miałem mieć  odprawe. 

gdy  po pół godzinie zjawiłem się  w samolocie zająłem miejsce wyznaczone dla mnie. rozłożyłem się po czym zamknałem oczy.  miałem serdecznie dość  wieść że muszę wyjechać   popsuł mi humor a  wieść że to tego śmiecia jeszcze bardziej. nie spałem czułem oraz słyszałem wszystko .  można by rzec iż irytowało mnie dziecko  za mną . 

energicznie się podniosłem aby po tym głośno krzyknąć 

- CZY USPOKOISZ SWOJE DZIECKO !! KOPIE MI SIEDZENIE A JAK BYŚ NIE ZAUWAŻYŁA SIEDZE NA NIM  DO CHUJA PŁACE ZA TEN LOT ABY SPOKOJNIE SIEDZIEĆ A KTOŚ PRZYJDZIE I KOPIE JE DO RESZTY WAS POJEBAŁO !!!!- spojrzałem na parę która przeprosiła po czym wzięło syna inaczej niż mięli  byłem wściekły . oh wściekły to mało powiedziane. byłem wkurwiony. 

lot trwał parę godzin a ja nawet nie zmrużyłem oka.  te dziecko  za bardzo  mnie irytowało.aby móc przejść  obojętnie . 

-  kochanie, ale wołam panią a ona patrz i nawet nie podchodzi -  westchnął mężczyzna.  wstałem po czym wyciągnąłem rękę 

-  proszę dać mi butelkę zaraz to załatwię. -  mężczyzna podał mi butelkę którą zaniosłem do kuchni  gdzie siedziały sobie panie.  

- wasz szef jest pobożny widzę! zrób mleko .  tyle razy pasażer was woła a wy w kulki lecicię .  wy chyba sobie jebane jaja robicię prawda? 

- Przepraszamy już nie będziemy. 

-  właśnie nie będziecie bo właśnie wylatujecie 

-  nie ma pan prawa,  ten samolot należy do pana Park'a 

-  więc wiecie że to mój więc na jaki chuj się kłócisz ? wlatując do Korei.  bierzecie manatki i  wypad...-  wyrwałem mleko  po czym  odszedłem.  gdy już byłem  przy dziecku  chwyciłem go na ręcę  po czym włożyłem mu butelkę do buzi. a zanim dałem mu ją do buzi sprawdziłem czy nie jest za gorące.

- proszę sobie odpocząć -  nakazałem na co kobieta z wielkim uśmiechem podziękowała ,  mężczyżnie nie musiałem dwa razy powtarzać  zasnął jak suseł. 

dziecko zasnęło w trakcie karmienia, co chwilę jednak cmokał buzią co było dla mnie uroczę.   dziesięć minut przed tym zanim dolecieliśmy sam się obudziłem .  mały  przebudził się chwilę po swoich rodzicach.  jednak mały nie chciał do nich pójść. 

po wyjściu z samolotu dostrzegłem jak mężczyzna próbuję ogarnąć dziecko  co powiem trochę przeraziłem się bo gdybym ja miał dziecko ...  cholera nie te myśli . 

spojrzałem na mężczyznę.  nie umiałem obojętnie przejś.  chwyciłem dziecko w swoję ręcę  oraz swoją walizkę . 

-  zapraszam,  pomogę wam -  przepuściłem ich po czym wszedłem zaraz za nimi. 

-  Korea jest tak piękna i tak życzliwi ludzię dziekuję panu gdyby nie pan umarli byśmy. 

-  nic nie szkodzi. jak ma na imie maluch?

-  Taehyun - odparła na co przytaknąłem na jej odpowiedź 

-  pięknę ,  dokąd państwo jadą?

-  do Daegu 

-  widzę że tak jak ja.  więc zapraszam za mną mam samochód niedaleko. 

-  naprawdę ? boże spadł pan nam z nieba.  -  przytuliła mnie w podziękowaniu. 

- Taehyun ile ma lat? 

-  pięć,  wiem za duży jak na  mleko ale on jest innym dzieckiem .  ma zespół downa i ...

- proszę się nie martwić ,  takie dzieci są naprawdę . to najpiękniejsze dzieci,   a że się rodzą takie jak się rodzą to tylko dlatego  aby przejśc przez życie bez zmartwień oraz żyć po swojemu.  -  pogłaskałem go po główce po czym uśmiechnąłem się do niego.  po sprawdzeniu przez pracowników lotniska naszych paszportów.  skierowaliśmy się w stronę parkingu.

podeszliśmy do mojego auta który  akurat miał pięć miejsc. idealny  jak dla dzieck.  

mężczyzna włożył dziecko  w nosidełko ze scyropianu . 

-  jaka ulica ? - pytam mężczyzna szybko podał mi ulicę na której sam musiałem być .  można by powiedzieć  że w domu na przeciwko gdzie ja sam miałbym się pojawić.  po znów paru godzinnym prowadzeniu  auta.  dojechałem na miejsce.  kobieta pokazała  na dom w którym będzie mieszkać po czym wysiadła gdy tylko  zaparkowałem na jej podwórku. 

 wyszedłem by im pomóc  z torbami oraz młodym który chciał do mnie na ręcę,  ostatecznie wziąłem go  ale kątem oka widziałem leżących  na trawię  osoby u których będę mieszkać . znaczy muszę mieszkać. 

-  a jak ma pan na imię ?

- Park Ji-min -  przedstawiłem się po czym ukłoniłem

-  gdzie mieszkasz aby ci się jakoś odwdzięczyć ?

-  na przeciwko -  odparłem 

-  w tym pałacu. ..?

-  zgadza się -  przyznałem 

-   do zobaczenia  jeszcze dzisiaj kochanie -  krzyknęła kobieta na ci pokiwałem i oddałem im maluszka. 

 cofnąłem po czym idealnie wjechałem na posesje  Ho-seok'a.  można by rzec że mój  humor powrócił po poznaniu tego małego szkraba. 

- Kim jesteś i co tutaj robisz ? -  usłyszałem męski głos  gdy wyszedłem z samochodu.  obróciłem  się w stronę pana tego domu  po czym

-  Oh przepraszam, nie zadzwoniłem cię powiadomić,  mam nadzieje że przenocujesz Braciszka prawda ? - zapytałem z lekkim uśmiechem gdy ujrzałem na jego twarzy  zaskoczenie.

-  przecież ty nie żyjesz -  warknął 

-  a z kim rozmawiasz ? z duchem świętym ?- pytam -  tak bardzo tęskniłem a ty nie chcesz mnie wpuścić  ? 

-  W...wejdź proszę -  zająknął się chwyciłem swoje walizki po czym pod czujnym wzrokiem reszty załogi  wszedłem do domu 

-  macie tu przytulnie. -  mrugnąłem wchodząc do środka -  tylko  mógł byś troche posprzątać  bo trochę syfu. -  dodałem -  masz jakiś pokój może być gościnny i tak długo tutaj nie pobędę. 

-  T-tak m-mam 

- zaprowadzisz mnie ? bez żadnych pytań bo wam i tak nie odpowiem. 

-  Ji-min ty....

obróciłem się do niego by wydać z siebie dźwięk   "Hmm"







Bad BoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz