04

571 43 1
                                    

Z trudem złapałam równowagę, przerażona, że właśnie rozkwaszę sobie twarz o beton tuż pod moimi stopami, ale zwinne dłonie złapały mnie za ramiona, wybawiając przed upadkiem.

Podniosłam wdzięczny wzrok spotykając się z rozbawionym spojrzeniem szaroniebieskich tęczówek Evrarda.

Uniosłam oczy ku niebu zastanawiając się co do licha tu robił. Teraz zamierza mnie nachodzić po usłyszeniu mojej beznadziejnej historii podczas chwili słabości, która akurat musiała przytrafić się w jego obecności? Cały wczorajszy wieczór zastanawiałam się jak mogłam być tak naiwną kretynką by rozkleić się właśnie przy nim. Wyjawiłam mu swoje problemy i choć nie skomentował tego w żaden bezczelny i chamski sposób, to i tak byłam przekonana, że przy każdej nadarzającej się okazji nie omieszka mi tego wypomnieć.

- Co ty tu robisz?- Udało mi się wypowiedzieć, nadal stojąc tak blisko niego, że mogłam poczuć jego oddech na swoich wargach. Zapach mięty i czekolady, którą musiał jeść niedawno, i piżmowy zapach perfum. Próbowałam o tym myśleć z odrazą.

Przez kilka uderzeń serca tylko stał nieruchomo a jego wzrok wypalał mi dziurę w twarzy.

- Mam sprawę.

Odsunęłam się w końcu niezdolna by znosić dłuższy kontakt fizyczny z tym mężczyzną. Zdjął swoje dłonie z moich ramion przez co na powrót znajdowaliśmy w bezpiecznej odległości od swoich ciał.

- Ty masz sprawę do mnie? Bardzo interesujące.- wypowiedziałam z przekąsem.

- Cóż, sądzę że możemy sobie wzajemnie pomóc.- oświadczył zagadkowo, na co uniosłam brew w konsternacji.

Ledwo udało mi się powstrzymać westchnienie, kiedy Benjamin wpatrywał się we mnie z tak wyraźnym napięciem.

- Evrard, jest sobota.- mruknęłam.- Nie jesteśmy na żadnym wspólnym przyjęciu, kolacji czy kolejnej imprezie wśród naszych wspólnych znajomych. To akurat jeden z tych wspaniałych dni kiedy mam szczęście cię nie oglądać, dlatego ładnie proszę, daj mi święty spokój.

- Nawet jeśli chodzi o twoją pracę?- dopytał, pocierając kciukiem brodę.

Spojrzałam na niego z niechęcią, odrywając wzrok od listy zakupów w telefonie.

- Nie.- odparłam rozdrażnionym tonem.- Jeszcze kilka dni temu udawałeś, że nie masz pojęcia czym się zajmowałam. Wybacz, że nie wierzę w twoje szczere intencje i uśmiechy.

Zmrużył oczy i podszedł na tyle blisko by zrównać się ze mną twarzą w twarz. Westchnęłam zaskoczona, przeskakując z nogi na nogę.

- Czyli.- wysyczał gapiąc się prosto w moje oczy.- Według ciebie moja szczerość kończy się na obrzucaniu cię obelgami?

Oparł dłoń na ścianie tuż za mną, barykadując mi przejście.

- Och, daruj sobie. Skończ ten cyrk.- zaatakowałam go, mówiąc przez zęby. – Czego chcesz? Bo nie uwierzę, że interesujesz się mną wyłącznie z dobroci serca, nie mając przy tym ukrytych zamiarów.- prychnęłam poirytowana.

- Potrzebuję twojej pomocy, Davis.- odpowiedział poważnie po kilku długich, męczących nas sekundach.

Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. W jednej chwili miałam ochotę wybuchnąć salwą śmiechu, na co mężczyzna przyglądał mi się znużonym wzrokiem. Prawdopodobnie jeszcze dobrych kilka minut stałabym tam zanosząc się śmiechem, jednak moje rozbawienie zostało z kretesem przerwane. Evrard złapał mnie za ramię i odciągnął na bok, przyciągając mnie tak blisko, że ledwo udało mi się odsunąć od jego rozchylonych warg. Już miałam zamiar zacząć mu ubliżać by mnie nie dotykał i nie naruszał mojej osobistej przestrzeni, gdy jakaś starsza kobieta przeciska się obok naszych złączonych sylwetek. Najwidoczniej taranowaliśmy jej przejście, choć to i tak było słabym wyjaśnieniem tej nieoczekiwanej bliskości. Mógł mi to po prostu powiedzieć!

Wiza na miłość ZAKOŃCZONAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz