3.

71 11 10
                                    


Madison POV:

- Co za kretyn! - uniosła się Lily, kiedy skończyłam swoją opowieść.

- Mogłaś poprosić kogoś z nas, żeby poszedł z Tobą. Przecież wiesz, że ja napewno byłbym chętny. Może wtedy nie musiałabyś użerać się z takim idiotą. - powiedział Jake i złapał mnie za rękę, którą położyłam na stoliku.

- Było, minęło. Ważne, że nic złego się nie stało. - westchnęłam. - Zresztą to ja zaczęłam, nie musiałam być przecież taka wścibska.

- Mimo to, uważam, że to nie powód, by mógł cię tak potraktować Mad. - kontynuował mój przyjaciel. Na mój gust za bardzo się tym przejął, co mnie troszkę przytłoczyło.

Naszą rozmowę przerwał dzwonek mojego telefonu. Zabrałam rękę od Jake'a i wyciągnęłam telefon z małej, czarnej torebki. Kiedy zobaczyłam na wyswietlaczu zdjęcie uśmiechniętej kobiety, od razu wcisnęłam zieloną słuchawkę.

- Hej mamo, co tam? - zaczęłam rozmowę.

- Cześć córciu, dzwonię, bo mamy dziś z tatą wolne od pracy i pomyślałam, że możemy spędzić wspólnie wieczór. - zaproponowała, na co szeroko się uśmiechnęłam.

Lubiłam spędzać wolny czas z rodzicami, chociaż uważam ich bardziej za swoich przyjaciół. Nie mamy przed sobą tajemnic, o wszystkim rozmawiamy otwarcie. Mimo swojej ciężkiej i czasochłonnej pracy zawsze starają się znaleźć dla mnie czas. Mamy świetny kontakt i nie muszę okłamywać ich na temat imprez, czy innych rzeczy. Jesteśmy ze sobą w każdej kwestii szczerzy.

- Jasne mamo. Jestem teraz w kawiarni z Jakiem i Lily, więc powinnam wrócić do domu za jakąś godzinę. - powiedziałam.

- Dobrze, czekamy na Ciebie. Pozdrów swoich przyjaciół, buziaki. - cmoknęła do słuchawki.

- Do zobaczenia w domu. - pożegnałam się z nią.

- Niedługo muszę się zbierać. - poinformowałam swoich towarzyszy.

- Rodzinne przepychanki? - zapytała rozbawiona Lily, na co również się zaśmiałam i przytaknęłam.

Rodzinnymi przepychankami nazywano moje spędzanie czasu z rodzicami, ponieważ zawsze kiedy graliśmy w jakieś gry, każdy chciał za wszelką cenę wygrać i udowodnić, że jest najlepszy, przez co zwykle kończyliśmy na zabawnych sprzeczkach. Oczywiście nazwę, o której wspomniałam wymyślił nie kto inny, a Jake.

Resztę czasu spędziliśmy na luźnej rozmowie o wczorajszej imprezie. Kiedy zaczęliśmy zbierać się do wyjścia, w drzwiach wejściowych do kawiarenki zobaczyliśmy Luke'a. Po zauważeniu nas, od razu skierował się w naszą stronę.

- Cześć! Co tutaj robicie? - zapytał, przyglądając się nam z osobna. Okej, może na mnie swoją uwagę skupił trochę dłużej, niż na pozostałej dwójce.

- Spotkaliśmy się, żeby trochę poplotkować, ale właśnie wychodziliśmy. - oznajmił Jake i uśmiechnął się do chłopaka.

- Trzeba było zadzwonić. - odwzajemnił uśmiech w naszą stronę.

- Stary, byłeś wczoraj zalany w trupa, skąd mogliśmy wiedzieć, że już wróciłeś do żywych. - zaśmiał się blondyn.

- A teraz jakie macie plany? - zapytał, zmieniając temat i patrząc wprost na mnie.

- Ja niestety muszę iść do domu. - odpowiedziałam, również na niego patrząc i lekko się uśmiechając.

Bardzo lubię Luke'a, ale z mojej strony to tylko czysta przyjaźń, nic więcej. Kiedyś byliśmy ze sobą bardzo blisko, ale nie potrafiłabym być z nim w związku. Jest dla mnie po prostu przyjacielem.

ZLECENIEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz