Więc jak to było?... Jak to będzie?

20 4 11
                                    

Galin zachował tylko dla siebie wszystko, co wydarzyło się "po drugiej stronie", o ile w ogóle miało to miejsce. Możliwe, że to jakiś sen, w końcu Kusanali mogła coś zrobić. Jednak w takim wypadku powiedziałaby mu o tym gdzieś na uboczu. A tego nie zrobiła.

Nie powiedział też nikomu, że jego ocknięcie się nie wyglądało, że ot; zapaliła mu się dioda, że żyje i od razu wstał, idąc do domu.

Wiedział, że nawet, jeśli Wizja obroniła go przed spadającymi kamieniami, ochłodziła rdzeń na tyle, że się nie stopił i jakimś cudem teleportowała na dwór, to był tak porozwalany, że bez porządnej ręki i śrubokręta nie miał szans znów stanąć na nogi.

Kiedy jednak ocknął się po pożegnaniu z Ósemką, był w większości funkcjonalny i leżał w pozycji, która ułatwiałaby dojście do najbardziej zniszczonych układów; na jego ubraniach znajdowało się kilka kręconych, długich, różowych włosów, a wokół siebie miał wydeptaną trawę i elementy zabrane z pobliskich dezaktywowanych maszyn.

Czyżby po tej wyżynie grasował też Mechanik?

***

- To ci zajmie wieki. - skwitował Pantalone, patrząc na przyniesione mu, zabazgrane pismem lekarza kartki - I nie, nie dam ci ani grosza, póki nie oddasz mi tamtych jebanych czterech milionów! - zdjął okulary i walnął pięścią w blat biurka - A skoro pasi ci ekspedycja gdzieś daleko, to szoruj do Natlanu po skały wulkaniczne, póki jest popyt! - machnął w bok tak gwałtownie, że kubek przypadkiem stojący na skraju blatu zsunął się z niego i głucho uderzył o ziemię.

Żaden z nich nie pokwapił się, żeby spojrzeć, czy się nie potłukł: od takich sytuacji właśnie, Pantalone kazał sobie wstawić pod biurko i jego okolice gruby dywan. A kubek był pusty.

Dottore tylko skulił się na swoim krześle i przełknął ślinę, patrząc na górującą nad nim sylwetkę.

A taki niepozorny był z niego chłopaczek, kiedy przytargała go tu Signora...

***

Setii nadal nie mogła nachwalić się nową ręką. Wszystkie dzieciaki chciały dotknąć, zobaczyć jak ją ściąga albo jak robi pokaz światełek, machając szybko palcami.

Dziewczynka czuła po prostu, że jak najwięcej osób powinno to zobaczyć. Żeby zobaczyli, że człowiek, którego na początku bał się jej wujek pracujący w jakiejś organizacji w Snezhna'i, wcale nie był taki zły, jak wujek opowiadał, kiedy Setii opisała mu wygląd Lekarza.

Przecież wujek opowiadał niestworzone bzdury, prawda? Historyjki do straszenia ludzi, żeby poczuć taki dreszczyk emocji, wiele osób to lubi, ale to tylko bzdety...

Prawda?

***

Maryin dumnie przetarła swoją srebrną odznakę, po czym nałożyła czerwoną chustkę na szyję i w końcu była zadowolona ze swojego stroju.

Przejrzała plecak: zapasowa butelka świeżej wody: jest.

A może gdyby całkiem przypadkiem wpakowała się w kłopoty, a nuż spotkałaby tajemniczego jegomościa znowu i mogłaby coś pogadać... nie, Tighnari opierniczyłby ją tak, że nie śmiałaby nawet wsunąć nosa na wyżynę. Cóż, może złapie go w mieście...

- Nie. - szepnęła do siebie stanowczo - Przeprosiłam, podziękowałam i koniec z tym. Facet wyraźnie nie lubi naprzykrzających się ludzi i lepiej, żebym nie zalazła mu za skórę czepianiem się. No to wymarsz. - powiedziała, po czym narzuciła plecak na ramiona i wyszła z domu, po cichu zamykając za sobą drzwi.

***

Riaghin podśpiewywała coś pod nosem, przerzucając paczki po zapleczu swojego sklepu. Była trochę rozkojarzona... heh...

Znów dotknęła jego włosów, choć były trochę sztywniejsze w dotyku, niż tego prawdziwego. Znów widziała jego twarz, choć trochę starszą, niż tego prawdziwego. Znów trzymała go za rękę, choć była silniejsza i zimniejsza, niż tego prawdziwego. Znów spojrzała mu w oczy, choć były martwe i miały trójkątne źrenice. No i oczywiście naprawiała podzespoły, a nie bandażowała mięśnie... czy cokolwiek ten prawdziwy miał.

A jednak Riaghin wiedziała, że Zandik, którego znała z Akademii jeszcze żył. Tylko już nie w tym ciele, które pamiętała... (Może to i lepiej) pomyślała, wsuwając palce pod szeroki, koronkowy kołnierzyk, który otaczał jej szyję jak golf; wyczuła pod nim zgrubiałe, poszarpane blizny. Tamten potwór, który jej to zrobił, to nie Zandik, którego znała. Za to naprawienie tego, który najbardziej go przypominał wystarczyło jej jako rekompensata za danie jej możliwości na uspokojenie duszy.

Mimiru tylko przewracał oczami na jej roztrzepanie, kiedy kolejny raz przeniosła tą samą paczkę cynamonu na inną półkę. Nie zwróciła na niego uwagi.

- Wpadnij kiedyś... - szepnęła, jakby adresat mógł usłyszeć.

- Ta, ale musiałabyś schować to. - zauważył Mimiru, wskazując na jej trofeum.

Riaghin wybuchła śmiechem, po którym musiała aż oprzeć się o ścianę. No tak, Segment numer pięć niechętnie raczej zareagowałby na przedramię swojego brata, stojące zaraz naprzeciw niego z podpisem "Złam obietnicę zapłaty na zeszyt, a pożałujesz".


Ach któż to, ach któż to, ach któż to, ach kto~?

Kiiiim jest ta, któreeej wzrok, śledzi twój -

Każdy krok?

Znów w cieniu widzisz nie całkiem obcąąą twaaaarz~

(Przepraszam. Po prostu przepraszam...)

Corvus Cor - Lekarz z Wyżyn (Genshin Impact)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz