ROZDZIAŁ 3

374 53 38
                                    

_______________
ANTIDOTUM
_______________
Wrzeszcząca Chata, 3 maja 1998 r.

Pot ciekł jej po czole i łączył się ze łzami spływającymi po policzkach aż do brody. Miała wrażenie, że jej ciało stanęło w płomieniach, a ramiona topią się w kałuży rozgrzanej do czerwoności lawy. Płytki oddech zsynchronizował się z rytmicznym ugniataniem obu rąk, które łamały się w zagorzałej walce — nieuniknionej, ponieważ serce Severusa Snape'a zatrzymało się kilkadziesiąt sekund wcześniej.

Hermiona wiedziała, że musi działać szybko, by nie dopuścić do nieodwracalnych zmian w mózgu. Po kilku minutach od zatrzymania bicia serca następowało niedotlenienie i niedokrwienie poszczególnych narządów. Podziękowała w duchu za nienaganną wiedzę praktyczną, którą nabyła w mugolskiej szkole jak i w swoim domu rodzinnym. Jej rodzice byli dentystami, przyłożyli wiele starań, aby ich córka znała podstawy pierwszej pomocy, potrzebne w najmniej oczekiwanym momencie. Co prawda tradycyjna resuscytacja krążeniowo-oddechowa wymagała przyłożenia własnych ust do ust nieprzytomnego mężczyzny, więc dziewczyna jeszcze głośniej podziękowała za magię, umożliwiającą dostarczenie powietrza z pominięciem bliskiego kontaktu fizycznego. Istniało również zaklęcie imitujące masaż serca, które było powszechnie wykorzystywane przez magomedyków, jednak Hermiona nigdy wcześniej z niego nie korzystała i zdecydowała się na pewniejszą metodę, której nauczyła się w dzieciństwie.

Choć wymęczony organizm buntował się przeciwko wysiłkowi fizycznemu, Granger nie poddawała się w próbie przywrócenia funkcji życiowych profesora Snape'a. Palący ból mięśni był znikomą niedogodnością, jeśli w grę wchodziło ratowanie ludzkiego życia. Moc silniejsza niż ludzka, niepojęta zawładnęła jej ciałem, prowadząc do celu. Umysł skupił się wokół jednej czynności, odcinając się od innych.

Dopiero głośny trzask, dochodzący gdzieś zza zabitego okna, powstrzymał działania dziewczyny.

Jeśli ktoś jest na zewnątrz... — pomyślała trzeźwo, ze strachem. Znieruchomiała, nasłuchując. — Jeśli ktoś mnie tu znajdzie... — Łzy zamazały jej wzrok, a z rozchylonych ust wydobył się najcichszy szloch.

Wtedy ciałem pod jej rękoma targnął gwałtowny dreszcz, przyprawiając zlęknioną dziewczynę o zawał serca. Przetarła oczy, by zerknąć na mężczyznę i odetchnęła z ulgą, gdy jego klatka piersiowa zaczęła unosić się w nieregularnym rytmie. Bojąc się przewidzeń z wyczerpania, dla pewności przyłożyła dwa palce do szyi Snape'a, by sprawdzić puls.

Żyje — stwierdziła z westchnieniem w myślach, chwiejąc się i opadając na brudną podłogę ze zmęczeniem.

Zebranie się w sobie zajęło Hermionie tylko chwilę. Mimo kojącej ulgi wciąż czuła zaniepokojenie tym nagłym dźwiękiem, który dochodził z zewnątrz chaty. Nie zastanawiając się dłużej, zebrała przedmioty, które wysypały się z torebki na podłogę i schowała je z powrotem do środka. Narzuciła pelerynę niewidkę na ciało Severusa Snape'a i zerwała się na nogi, podążając w kierunku schodów.

Piętro było ciche z wyjątkiem świszczących odgłosów wiosennego wiatru. Przeszukała pozostałe pomieszczenia w rekordowym czasie, by upewnić się, że żaden z uczniów lub nauczycieli nie ukrywa się w domu. Nie znalazła nic oprócz starego, zniszczonego fortepianu i równie leciwych mebli okrytych dziurawymi prześcieradłami.

Z ciężkim sercem, z poczuciem porażki – zbiegła na dół, przerywając tym samym poszukiwania, zakończone fiaskiem.

Nikogo tu nie ma. Nie tu. Ten dom jest martwy.

Przecięła drogę do miejsca, w którym pod peleryną ukryła Snape'a i zerwała jedwabiście gładki materiał z jego ciała, by utwierdzić się w przekonaniu, że wydarzenia sprzed kilku minut były prawdą, że w istocie tam był, że jej działanie nie było jedynie wytworem wyobraźni.

Rozmazany atrament || HG&SSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz