Rozdział 6

66 6 3
                                    

Minęło kilka dni. Nie mogliśmy zostać w jednym miejscu zbyt długo, więc postanowiliśmy złożyć namioty i ruszyć dalej. Nie wiedzieliśmy co robić dalej, bo nadal nie dostaliśmy wiadomości od Bena lub rodziców Alexa. Widać było, że Alex się martwi, bo od dwóch dni na nikogo nie nawrzeszczał.
-Cudowny dzień, nieprawdaż?-Mike zrównał się ze mną.
-To ironia, prawda?-zaśmiałam się patrząc na zachmurzone niebo.
-No tak.-odparł ze śmiechem, ale natychmiast spoważniał.-Chyba będzie padał śnieg. Mam nadzieję, że Alex znajdzie jakieś schronienie, zanim nas zasypie.
Rozejrzałam się dookoła. Z każdej strony otaczał nas las, ale w oddali było widać jego koniec. Miałam nadzieję, że będzie tam jakaś wioska lub przynajmiej jedna chata, w której będziemy mogli schować się przed mrozem.
Nagle usłyszałam jakiś szelst w krzakach.
-Cholera!-krzyknął Alex.-Uciekajcie!
Spojrzałam szybko w prawo. Byli to żołnierze wroga, około dziesięciu. Zaczęłam biec przed siebie, nawet nie patrzyłam, co się wokół mnie dzieje. Minęłam Sean'a. Kątem oka zobaczyłam, że jest przerażony jak ja.
Nagle usłyszałam strzał broni, a zaraz po nim jęk. Odwróciłam się i stanęłam jak wryta. Trafili Sean'a.
-Sean?-klęknęłam obok niego. Cała jego koszula była we krwi. Wyglądało to naprawdę poważnie.
-Zostaw mnie, biegnij!-wyszeptał, skręcając się z bólu.-No już!
Podniosłam się na nogi, cała drżąc. Zobaczyłam, że żołnierze są coraz bliżej, więc odwróciłam się i pobiegłam dalej.

Biegłam już dość długo, gdy uświadomiłam sobie, że już nie słyszę żołnierzy. Stanęłam i odwróciłam się. Nikogo za mną nie było. Osunęłam się na ziemię i oparłam o drzewo. Znowu byłam w głębi lasu, bo nie widziałam jego końca. Gdzie byli wszyscy? Czy wogóle przeżyli? Byłam przerażona i nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Nagle zobaczyłam jakieś dwie sylwetki w oddali zbliżające się w moją stronę. To byli pewnie żołnierze, ale nie miałam siły wstać i uciekać.
-To Lily!-usłyszałam znajomy głos. Należał on do Emmy. Podbiegła do mnie, a za nią pojawił się Alex.-Wszystko w porządku? Jesteś ranna?
-Chyba wszystko okej.-odparłam.-Co się wogóle stało? I gdzie jest reszta?
-Udało nam się uciec żołnierzom, ale pewnie będą nas szukać, więc musimy ruszać.-odpowiedział Alex.
-Gdzie jest reszta?-zapytałam ponownie z przerażeniem w głosie.
-Sean prawdopodobnie nie żyje.
-A Mike i David?
-Nie mam pojęcia. W pewnym momencie się rozdzieliliśmy.
-Musimy ich znaleźć!
-Nie teraz, musimy uciekać. Chodź.-odpowiedział Alex.
-Chrzanić żołnierzy!-krzyknęłam.-Ja chcę ich znaleźć!
-Możesz mnie przez chwilę posłuchać?-Alex był coraz bardziej wkurzony.-Nie możemy ryzykować życia i wychodzić naprzeciw żołnierzom. Spróbuję skontaktować się z pozostałymi grupami i wtedy zdecydujemy co dalej, okej?
-Okej.-odparłam, chociaż nie sądziłam, że to dobry pomysł. Byłam wściekła na Alexa i jego cholerną organizację.
-Idziemy?-spytała Emma.-Żołnierze mogą tu być lada chwila.
-Tak.-odparł Alex, patrząc na mnie wściekłym wzrokiem.-Musimy wydostać się z tego pieprzonego lasu.

Szliśmy przed siebie w mileczniu od dwóch godzin, gdy nagle zobaczyliśmy prześwit pomiędzy drzewami. Upragniony koniec lasu. Nareszcie. Poprawił mi się lekko humor, bo miałam już dość widoku drzew.
Po wyjściu z lasu znaleźliśmy się na wielkiej polanie pokrytej zgniłą, późno jesienną trawą. Nigdzie nie było widać miejsca, gdzie moglibyśmy się schronić.
-No i co teraz?-spytała Emma niepewnym głosem.
-Na dzisiejszą noc zostaniemy jeszcze na skraju lasu i spróbujemy się skontaktować z pozostałymi grupami. Miejmy nadzieję, że żołnierze nas nie znajdą. A potem zobaczymy.-odparł Alex, siadając pod drzewem.
-A więc to jest twój genialny plan? Potem zobaczymy?-wybuchnęłam nagle.
-O co ci chodzi?-Alex podniósł się błyskawicznie z ziemi.-A może ty wymyślisz coś lepszego?
-Nie chodzi nawet o to! Jesteś naszym liderem, zaufaliśmy ci! Powinieneś mieć jakiś plan B!
-A więc teraz zwalisz wszystko na mnie? Spróbuj postawić się w mojej sytuacji! Wszyscy tylko naskakują na mnie i twierdzą, że jestem do dupy!
-Ja też tak twierdzę! Przecież rodzice musieli ci przekazać, co masz zrobić!
-Ale nie zrobili tego!
-Widocznie ci nie zaufali! Jesteś beznadziejny!
-Całe szczęście, że ciebie wszyscy uwielbiają! Rodzice, przyjaciele...
-Zamknij się!-łzy automatycznie pociekły mi po policzku.-Moi rodzice nie żyją! Nie mam nikogo, muszę sobie radzić sama!
Po tych słowach nie wytrzymałam. Obróciłam się na pięcie i pobiegłam przed siebie.

Nie oglądaj się za siebieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz