capítulo 4

299 23 10
                                    

Na ogół byłam osobą, która nie lubiła konfliktów między ludzkich. Uważałam, że skupianie się na życiu ludzi, którzy nie grają żadnej ważnej roli w naszym, jest zbędne. Tracenie czasu na kłótnie również. Inaczej było, jednak w tym przypadku. Nie mogłam nic zrobić z tym, że pracowałam z najbardziej irytującym dupkiem, jaki chodzi po tej planecie. Trudno było trzymać język za zębami. Nie raz zdarzało mi się, że najpierw mówiłam, później myślałam. Nie mogłam zacisnąć zębów i odejść, ponieważ taka była moja praca. Nie wszystko musi być kolorowe i usłane różami. W tym wypadku to Neymar był moim aktualnym i największym problemem.

- Czego chcesz? Nie mam czasu - zapytałam, czując jak jego dłoń puszcza moje ramię.

Brunet zmarszczył brwi, a jego tęczówki się zwęziły. Wyglądał, jakby drastycznie zmienił humor z rozbawionego na wściekły. Wiedziałam, że trochę wypił, ale mimo wszystko było to dziwne.

- Mówiłem Ci już, że jesteś pyskata? - zapytał pretensjonalnym tonem - Boże, tak mnie irytujesz, że mam dość.

- Że co? JA cię irytuje? Człowieku, ten cały nasz konflikt jest tylko i wyłącznie przez ciebie - podniosłam głos, nie mogąc się powstrzymać. Był bezczelny.

- Jasne - prychnął pod nosem - Nie pasuje ci, bo nie latam za tobą jak większość chłopaków. Nieźle ich sobie owinęłaś, prawda? Raz Andrè, raz Rafinha. Kto następny? - zapytał, odsuwając się o krok.

- O czym ty w ogóle mówisz, co? - zapytałam, spoglądając na niego.

To prawda, że przez wszystkich, z wyjątkiem Neymara, byłam traktowana bardzo dobrze. Nie wiem czy to ze względu uprzejmości, czy po prostu strachu przed trenerem. Mimo wszystko, z większością się dogadywałam i nie widziałam w tym problemu.

- Och już nie udawaj - prychnął, wkładając dłonie do kieszeni - Podoba Ci się, że tak za tobą latają? - zapytał, ale nawet nie dał mi szansy się wytłumaczyć - Wiesz, co? Nie odpowiadaj. I tak wiem - machnął ręką - W dalszym ciągu nie rozumiem dlaczego trener cię tu ściągnął - spojrzał na mnie uważnie, kierując w moją stronę przekrwione gałki oczne.

- Znowu ta sama śpiewka, co? - zapytałam, zerkając na niego - Nie masz innych argumentów? - prychnęłam, zaciskając dłonie na swoich ramionach - Jestem tu, bo Luis tego chciał. Skoro on wiedział we mnie poleciał to ty nie masz nic do gadania - wzruszyłam lekko ramionami.

- Potencjał? - prychnął pod nosem - Proszę cię, nic w tobie wyjątkowego.

Zerknął na mnie ostatni raz, mierząc mnie wzrokiem. Zacisnęłam powieki, gdy przechodził obok mnie i wszedł do środka. Powstrzymałam się od tego, by nie krzyknąć. Czy ja wymagam tak wiele? Niech zwyczajnie w świecie się zamknie i będzie po sprawie.

- Co za irytujący dupek - mruknęłam sama do siebie - Zarozumiały i zapatrzony w siebie - prychnęłam - Jeszcze śmie..

- Clarissa? - odworciłam się w stronę głosu, dobiegającego zza moich pleców i ujrzałam Andrè - Coś się stało?

- Nie, nic. Wszystko w porządku - uśmiechnęłam się delikatnie, a następnie ruszyłam w jego stronę.

- Wchodź do środka, chyba będzie burza - kiwnął głową w stronę nieba, które faktycznie było dzisiaj mocno zachmurzone.

W towarzystwie chłopaka wróciłam do środka. Już nie chciałam tańczyć, odeszła mi ochota. Zajęłam miejsce obok Antonelli. Mimowolnie rozejrzałam się po pomieszczeniu. Neymara nigdzie nie było. Czyżby się już zmył? Mam nadzieję.

- Vicario? - Leo zwrócił na mnie swoją uwagę - Pijesz? - zapytał, machając lekko butelką z przezroczystym płynem i kieliszkami w dłoniach.

- Pije - odpowiedziałam, nawet się nie zastanawiając.

your destiny || neymar jrOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz