Rozdział 8

146 10 15
                                    

Na przerwę świąteczną wróciłaś do domu. Twój ojciec powitał cię z otwartymi ramionami. Opowiadałaś mu o swoich przygodach, podczas gdy on zajmował się rzeźbieniem drewnianych zabawek i dekoracji. Twoja rodzina od pokoleń była w posiadaniu sklepiku z magicznymi ujstrojstwami. Niektóre tworzyliście sami, a inne sprowadzaliście z zagranicy. Raz trafiła się wam czarka ze szczerego złota z wykutym nań wizerunkiem Helgi Hufflepuff. Sprzedaliście ją bogatej kobiecie w średnim wieku, Chefsibie Smith, która podawała się za potomkinię założycielki najpracowitszego domu Hogwartu. Zapłaciła aż dwieście galeonów, co do tej pory pomagało utrzymać wasz biznes na nogach.

Twoim przeznaczeniem było odziedziczyć sklep. Już teraz pomagałaś przy nim, jak tylko mogłaś, ale ojciec słabł z każdym minionym latem, a zwłaszcza podupadł na zdrowiu psychicznym. Twoja przyszłość po szkole była ustalona. Nie miałabyś z tym problemu - w końcu kto nie marzył o stabilnej pracy, wręczonej jak na tacy, z czerwoną wstążeczką - gdyby nie fakt, że ojciec okłamywał cię od dziecka. Dowodem będące tajemnicze zdjęcie, znalezione przed laty w sekretnej wnęce jego szafy, a wraz z nim skąpy liścik. Widniał na nim adres. Kiedyś pojechałaś tam pociągiem, ale na wskazanym miejscu czekał tylko opuszczony dom. Zarośnięty, zapleśniały, pusty. Przestałaś wypytywać tatę mając trzynaście lat. Nie puścił pary nawet gdy prosiłaś, błagałaś, krzyczałaś, płakałaś i robiłaś słodkie oczka.

Tej zimy tak samo jak od kilku lat udawałaś, że nic takiego nie zaszło. Oczywiście, nadal poszukiwałaś kobiety i niemowlaka z fotografii na własną rękę, ale nie widziałaś sensu, by wspominać o tym ojcu - i tak pewnie zbyłby cię markotnym pomrukiem i nie odzywałby się przez resztę dnia.

- (Imię), bądż tak dobra i przynieś mi te stare dłuta ze strychu. Plecy mnie bolą - poprosił cię pewnego popołudnia, gdy strugał brzozowego niedźwiedzia o trzech głowach.

- Jasne! - odkrzyknęłaś z kuchni.

Położyłaś patelnię z jajecznicą na zardzewiały blat i dyszkiem wypiłaś szklankę wody, którą właśnie sobie nalałaś. Odstawiłaś naczynie gwałtownie. Zakręciło się wokół własnej osi i spadło na posadzkę, tłukąc się na setki kawałków.

- (Imię)!

- Przepraszam!

Wspięłaś się po chybotliwej drabince i wskoczyłaś na zakórzone pięterko. Jedynym źródłem światła było małe okienko przez które wdzierały się drobinki śniegu. Kichnęłaś i potarłaś dłonie o siebie. Trzeba było się pospieszyć, nie zamierzałaś chorować w dni wolne od szkoły. Skrzypiące belki były ledwo widoczne spod sterty kartonów i worków o barwnej zawartości, pełnych starych magazynów, zepsutych przedmiotów, pustych butelek, książek zniszczonych przez czas i różnej maści śmieci. Twój tata zawsze miał nawyk do zbieractwa. Kiedy byłaś mała, spędzałaś czas bawiąc się wśród spleśniałych pudeł udając, że były magicznym zamkiem. Poobgryzany przez szczury koniec szczotki służył ci jako różdżka, a poplamiona koszula nocna z której wyrosłaś miała rolę peleryny. Jako czwartoklasistka o rosnącym poczuciu własnej wartości, zrozumiałaś, że nie były to dobre warunki do życia. Odpady poszły na górę. To jedyna oferta na którą zgodził się Bernie (Nazwisko). 

Twoja stopa uderzyła o coś twardego. Zaklęłaś cicho. Winowajcami okazały się dłuta, których szukałaś. Jedno z narzędź potoczyło się pod ścianę. Westchnęłaś i przylgnęłaś ciałem do brudnego podłoża. Złapałaś zakurzony przedmiot, ale twoją uwagę przykuło pudło z nagryzmolonym napisem "Nathalie". Koślawe pismo należało do twojego ojca, ale nigdy nic nie wspominał o żadnej Nathalie. Wysunęłaś kanciasty kontener spod sterty starej skóry smoka. Upadła ona na ziemię z dziwnym, mokrym dźwiękiem. Spod niej wypełza mini-kolonia mrówek. Usunęłaś się na bok na tyle, ile mogłaś, by dać im miejsce na ucieczkę. 

Breathless - Tom Riddle x ReaderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz