Rozdział II

50 14 16
                                    

5 lat wcześniej...

***

Słońce zaczęło wpadać przez okno do mojego pokoju. Ranki zawsze były najgorsze. Szkoła była dla mnie koszmarem.

Rząd może i chciał, żebyśmy mieli najlepszy system szkolnictwa, ale i tak im nie wierzyłem. Co i rusz coś zmieniali w tym systemie, ale i tak wygląda to tak samo.

Wstałem z łóżka i się przeciągnąłem. Usłyszałem ciszy strzał w okolicach kręgosłupa. Pewnie sobie go nastawiłem.

Podszedłem do komody, otworzyłem ją i wyciągnąłem z niej białą koszulkę, niebieskie jeansy i czarną bluzę. Założyłem je na siebie, po czym zabrałem plecak i wyszedłem z pokoju.

W kuchni zastałem swojego brata i siostrę. Brat Edwin miał tyle samo lat, co ja, natomiast siostra Luna była o dwa lata młodsza od nas.

Luna była strasznie rozpuszczonym dzieckiem. Rodzice kupowali jej wszystko, co chciała. Na dodatek Luna donosiła na nas rodzicom.

Usiadłem obok Edwina i nalałem sobie do kubka herbaty z dzbanka. Luna spojrzała na mnie.

- Znowu zaspałeś?-zapytała.

- To nie twoja sprawa-odpowiedziałem, robiąc sobie kanapki do szkoły.

- Tacie to się nie spodoba, że tak lekceważysz szkołę-powiedziała Luna, upijając łyk herbaty.

- Luna, daj mu w końcu spokój. Czy nie możesz spędzić tego poranka w ciszy?-zapytał ją Edwin.

Luna nie odezwała się, tylko wstała i wyszła z kuchni.

- Idzie po ojca...-mruknąłem.

- I co z tego?-zdziwił się Edwin.-Ojciec też są zmęczony jej ciągłymi doniesieniami na nas.

Po chwili do kuchni wszedł ojciec, a za nią podążała Luna.

- Co tym razem jej zrobiliście?-zapytał nas ojciec.

- My nic. To ona ma do nas ciągły problem!-chciał się wyprzeć Edwin.

Ojciec spojrzał na Lunę.

- Oni kłamią!-zawołała Luna.

W końcu nie wytrzymałem.

- Dowód-powiedziałem stanowczo.

- Co?-zdziwił się ojciec.

- Niech pokaże dowód na to, że coś jej zrobiliśmy. Bez dowodu nie może nas oskarżyć-powiedziałem.

Ojciec nie odpowiedział. Edwin też milczał. Czekałem tak z pięć minut, kiedy w końcu ojciec mi odpowiedział.

- Bierz swoje rzeczy i leć do szkoły, Dex. Jak wrócisz, to pogadamy-powiedział.

Nie usłyszałem w jego głosie złości. Po prostu odpowiedział mi spokojnym głosem.
Zabrałem swoje kanapki, spakowałem je do plecaka i poszedłem się ubrać.

Ta cała kłótnia z Luną zajęła mi dziesięć minut. Gdy spojrzałem na zegarek, zrozumiałem, że powinienem być już w drodze do szkoły. Szybko się ubrałem i wyszedłem z domu.

Chodziłem do ,,Holy Trinity School". Była to średniej wielkości szkoła, która znajdowała się jakieś dwa kilometry od ,,Georgetown University". Czasami graliśmy przeciwko nim w piłkę, ale jak zwykle byliśmy na przegranej pozycji. ,,Georgetown University" była pod każdym względem lepsza od innych szkół.

Pochodziłem z kamienicy na ulicy 36th St NW. Czasami koledzy ze szkoły dokuczali mi z tego powodu. Pytali mnie chamsko, dlaczego mieszkam w takiej dziurze. Nie zwracałem na nich uwagi, co wiele razy pożałowałem.

Post-Ziemia [Ukończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz