Rozdział III

36 12 14
                                    

Czasy obecne...

***

Wnet się obudziłem.

Słońce widniało już na niebie, to oznaczało, że przespałem ranek i straciłem kilka godzin na zwiad.

Natychmiast wstałem z hamaku i zacząłem się pakować na zwiad. Tym razem miałem zamiar sprawdzić dalsze tereny miasta.

Miałem zamiar sprawdzić, czy naprawdę pod ,,Washington National Cathedral" znajduje się tajne laboratorium. Kiedyś mi ojciec o nim opowiadał, ale ja zawsze uważałem to za legendę.

Teraz miałem zamiar się przekonać, czy jednak to prawda.

Wyszedłem z bazy, zamknąłem za sobą drzwi i ruszyłem w kierunku centrum miasta.

Wiedziałem jednak, że to samobójstwo. W centrum kręciło się sporo robotów i zmutowanych zwierząt. Jednak to laboratorium mogło być cennym źródłem zasobów. Możliwe, że tam znajdę jakieś części do motoru.

Zwykłym chódem mogło mi to zająć parę godzin, ale ja chciałem mieć jeszcze resztę dnia do sprawdzenia laboratorium, więc zacząłem biec w jego stronę.

Dotarłem na miejsce w jakąś godzinę. Budynek wyglądał na najbardziej zniszczony przez bombardowanie. Już traciłem nadzieję, że znajdę w tych ruinach wejście do laboratorium, ale wtedy zobaczyłem rączkę od włazu.

Nie wiem, jakim cudem jej na początku nie zauważyłem. Pewnie uznałem, że to po prostu gruzy po budynku, dlatego nie zwracałem na nią uwagi.

Podszedłem do rączki i po złapaniu jej, pociągnąłem w swoją stronę. Właz okazał się strasznie ciężki, ale po kilku minutach siłowania się z włazem, w końcu go otworzyłem. Za nim znajdowała się drabina, schodząca na kilka metrów w głąb.

Wszedłem na drabinę i zacząłem schodzić po niej w głąb ziemi. Nie miałem pojęcia, co mnie czekało tam, na dole, ale ciekawość biła ode mnie naprawdę mocno.

Po kilku minutach zszedłem na sam dół i zapaliłem latarkę, którą miałem w plecaku.

Korytarz nie wyglądał za ciekawie. Wszędzie były szkielety, zwierząt lub ludzi. Na dodatek było strasznie ciemno, mimo tego, że miałem latarkę.

Korytarz ciągnął się chyba w nieskończoność, jak tylko zacząłem nim iść. Już myślałem, że nigdzie nie dojdę tym korytarzem, ale po chwili doszedłem do jakiś metalowych drzwi.

Złapałem za klamkę i próbowałem otworzyć, ale nic się nie stało. Pociągnąłem mocnej, ale nadal nic.

Chwyciłem lepiej klamkę i pociągnąłem z całej siły. Drzwi zaczęły się powoli otwierać. Po chwili otworzyłem je na oścież.

To, co zobaczyłem za nimi, dosłownie mnie zmroziło.

Za drzwiami znajdowało się spore pomieszczenie, w którym było parę rzędów jakiś komór. Pomieszczenie zrobiło na mnie naprawdę spore wrażenie. Nigdy czegoś takiego nie widziałem.

Zacząłem iść wzdłuż tych rzędów komór. Może nie był to magazyn rządowy z zapasami, ale takie odkrycie podstawiło mi najważniejsze pytanie:

Po co rządowi takie komory?

Po chwili myślenia zrozumiałem, że to pewnie są komory hipernacyjne. Można w takiej komrze zahibernować człowieka na kilka lat. Wtedy taki człowiek się nie starzeje.

Z zamyślenia wyrwała mnie myśl, że może tutaj znajdę jakiegoś zahibenowanego człowiek. Wtedy nie będę już samotny i będę miał jakiegoś kompana.

Post-Ziemia [Ukończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz