Rozdział IV

34 10 4
                                    

Włożyłem plastikową rurkę do baku samochodu, druga końcówkę włożyłem do ust i zacząłem wciągać. Po chwili benzyna zaczęła płynąć przez rurkę, więc wyciągnąłem rurkę z ust i włożyłem ją do kanistra.

Riley przyglądał mi się z zainteresowaniem.

- Co robisz?-zapytała mnie po chwili.

- Pobieram benzynę z baku auta-odpowiedziałem.

- A po co?-zapytała.

- Benzyna się rozkłada, niedługo będzie z niej tylko woda. Do tego benzyna jest mi potrzebna-odpowiedziałem.

- Do motoru jest ci ona potrzebna? Wyjeżdżasz gdzieś?-dopytywała się Riley.

Spojrzałem na nią.

- Czemu cię to aż tak bardzo interesuje?-zapytałem.

- Jesteśmy tylko ty i ja na tej Ziemi. Nie wiem, jak przetrwać, a ty wyglądasz na kogoś, kto ma już jakieś doświadczenie w tym temacie-odpowiedziała Riley.

Westchnąłem.

- Mam ci wytłumaczyć wszystko, co wiem?-zapytałem.

- Jak możesz...-odpowiedziała cicho Riley.

Wstałem.

- Zasada numer jeden: słuchasz każdego mojego rozkazu. Nigdzie nie wychodzisz bez mojej zgody. Zasada numer dwa: śpisz, gdzie karzę, jesz, co karzę, robisz, co karzę. Zasada numer trzy: Jeśli zauważysz coś niepokojącego, informujesz mnie o tym. I ostatnia zasada: musisz zmienić ubranie-skończyłem przestawiać jej zasady i wskazałem na jej ubranie.

Riley miała na sobie biały kombinezon z niebieskimi paskami. Nie miała butów, co groziło oparzeniami na podeszwie stopy. Na jej szczęście było chłodno, więc piasek też pewnie był chłodny.

- Co ci się nie podoba w moim ubraniu?-zapytała Riley, patrząc na swój kombinezon.

- Za bardzo rzuca się w oczy. Na dodatek nie masz butów-odpowiedziałem, wskazując na jej bose stopy. Po chwili wyciągnąłem rurkę z baku i mogliśmy ruszyć dalej.

- A właśnie: wspominałeś o jakiś niepokojących zachowaniach. Mamy się czegoś obawiać w tym mieście?-zapytała mnie Riley.

Nie chciałem opowiadać jej o robotach i zmutowanych zwierzętach, ale jakoś samo mi się wymsknęło.

- Mamy. Robotów i zmutowanych zwierząt. W okolicy mojej bazy są tylko drony zwiadowcze, ale w centrum są o wiele gorsze rzeczy-odpowiedziałem.

Droga zaczęła być coraz trudniejsza do pokonania. Autostrada, którą szliśmy, była cała zawalona porzuconymi i zardzewiałymi samochodami. 

- Na pewno nic nas nie zaatakuje?-zapytała mnie Riley.

Usłyszałem w jej głosie strach. Nie dziwiłem jej się. Każdy czułby strach w takiej sytuacji.

- Chodziłem tą drogą wiele razy. Nic nam nie będzie-uspokoiłem ją.

Po chwili doszliśmy do sklepu z ubraniami.

- Zatrzymujemy się tutaj. Poszukajmy dla ciebie ubrania, odpoczniemy i ruszymy dalej-zarządziłem.

Weszliśmy do sklepu, a Riley zaczęła przeglądać różne zakurzone ubrania. Ja w tym czasie sprawdziłem, czy przypadkiem w pobliżu nie kręci się jakiś dron.

Kiedy wróciłem do Riley, ona przeglądała jakieś bluzy dla siebie. Miała na sobie założone spodnie i buty, co mnie trochę pocieszyło. To oznaczało, że wzięła moje zasady do serca.

W końcu Riley wybrała brązową bluzę z kapturem. Od razu założyła ją na siebie. Odwróciła się w moją stronę i, wychodząc między stojaków, pokazała się w całości.

- I jak? Może być?-zapytała.

Już chciałem powiedzieć, że naprawdę ślicznie wygląda, ale wnet zauważyłem wystającą z spod bluzy jej biały kombinezon.

No i oczywiście musiałem się do tego przyczepić.

- Dlaczego nie zdjęłaś tego kombinezonu?-zapytałem, krzyżując ręce.

- Próbowałam, ale on nie chciał schodzić-próbowała się wytłumaczyć Riley.

- Dobra, już się nie tłumacz. Chodź, wracamy do bazy. Zaczyna się ściemniać-powiedziałem, idąc w kierunku wyjścia ze sklepu.

- Chwila, przecież mieliśmy iść po łóżko dla mnie-przypomniała mi Riley.

- A, no tak, zapomniałem o tym. Wybacz, ale od gadania z tobą i niańczenia ciebie całkowicie wyleciało mi to z głowy-powiedziałem chamsko, wychodzą ze sklepu.

Miałem zamiar od razu iść w stronę bazy, ale o dziwo usiadłem na masce samochodu i zacząłem czekać na Riley.

Riley wyszła chwilę później.

- Po co na mnie poczekałeś?-zapytała.

- Sam nie wiem. Chodź, nie gadaj-odpowiedziałem, schodząc z maski samochodu i kierując się w stronę bazy.

O dziwo, Riley ruszyła za mną. Udało nam się dojść do bazy jeszcze przed zmrokiem. Weszliśmy do środka, a kiedy Riley weszła do bazy, zamknąłem za nią drzwi.

- To jak teraz mam spać? Bo nie wyobrażam sobie spania na krześle-powiedziała Riley.

Możesz spać na hamaku, jeśli przeszkadza ci spanie na krześle-odpowiedziałem, siadając na krześle przy stole do montażu.

Riley spojrzała na oponę powieszoną na łańcuchach,  przypominający hamak.

- Jak możesz na tym spać?-zapytała, oglądając hamak.

- Normalnie. To kwestia przyzwyczajenia. Albo hamak, albo krzesło. Prosty wybór-odpowiedziałem.

Riley chyba wiedziała, do czego zmierzam, gdyż pospiesznie usiadła na hamaku.

- Lepiej idź już spać. Jutro mamy sporo pracy-powiedziałem, rozsiadając się na krześle tak, żeby było mi wygodnie spać.

Riley położyła się na hamaku, ale po chwili zapytała:

- Dex, gdzie są twoi rodzice?

Nie chciałem opowiadać jej o swoich przeżyciach jeszcze przed tym wszystkim, ale jakoś samo z siebie wyszło.

- Mój ojciec razem z moim bratem i siostrą prawdopodobnie są w kosmosie i czerpią z życia, ile można-odpowiedziałem.

- A twoja mama?-zapytała po chwili Riley.

- Idź już spać. Dobranoc-zmieniłem pośpiesznie temat.

Po chwili usłyszałem spokojny oddech Riley, który wskazywał, że nie śpi.

- Czemu nie śpisz?-zapytałem.

- Czekam na twoją odpowiedź-odpowiedziała.

- Nie chcę o tym gadać-powiedziałem, zmieniając pozycję na krześle.

- Może powinieneś? Rozmowa o swoich cierpieniach z drugą osobą może pomóc...-zaczęła Riley, ale nie dokończyła, gdyż wstałem z krzesła, na maksa wkurzony.

- Czy ty dasz mi święty spokój?! Jeśli mówię, że nie chcę o tym gadać, to nie chcę, rozumiesz?!-krzyknąłem.

Riley spojrzała na mnie ze łzami w oczach. Usiadłem ponownie na krześle i po chwili usnąłem.

Nazajutrz, jak tylko się obudziłem, spojrzałem w stronę hamaku.

Ale Riley na nim nie było. Na dodatek drzwi od bazy były otwarte.

Post-Ziemia [Ukończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz