~ 15 ~

1.6K 94 39
                                    


•••

– Nie wracasz do Pokoju Wspólnego? – Zapytał Dean, spoglądając wyczekująco na Rosemary.

– Nie. – Odparła, zmierzając w przeciwnym kierunku. – Muszę iść do... Eee, do biblioteki.

– Tam czeka na ciebie Nott?

– Nott? Nie. – Zaprzeczyła szybko. – Skąd ci to przyszło do głowy?

– Krążą plotki po szkole, że spotykacie cię.

Rosemary wpatrywała się w przyjaciela po czym odwróciła się i zawołała:

– Widzimy się później.

Teodor czekał na nią w pustej klasie. Siedział na parapecie, spoglądając w niebo.

– Wyobraź sobie... – Rzekła Rosemary, wchodząc do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. – Że Snape dał mi N z wypracowania. Nędzny! Dotychczas miałam z Obrony przed Czarną Magią znakomite oceny. On chyba mnie nienawidzi.

– Zdecydowanie. – Odparł Teodor z uśmiechem.

– Zaczynam konkurować z Nevillem o najmniej lubianego ucznia Snape'a. – Rzekła posępnie.

Teodor wstał i zbliżył się do niej. Odgarnął włosy za jej plecy, spojrzał jej głęboko w oczy i oznajmił poważnie:

– Będę z tobą szczery. Ja też wolę Longbottoma od ciebie.

Rosemary szturchnęła go w ramię, śmiejąc się cicho. Uniosła głowę i owinęła ręce wokół szyi Teodora. Chłopaka nachylił się ku niej i delikatnie ją pocałował.

– Chodźmy dziś do Hogsmeade. – Zaproponował.

– Jest środek tygodnia. Jutro z rana mamy zajęcia.

– I co z tego?

– To, że zaczynamy dzień od zajęć ze Snapem. Muszę być wyspana i gotowa na dwie godziny w jego towarzystwie. Nigdzie nie idę.

– A właśnie, że tak. – Oznajmił Teodor.

Zanim Rosemary zdążyła mu umknąć, została złapana w pasie i przerzucona przez jego plecy. Chłopak wyniósł ją z klasy.

•••

Przemierzali wspólnie Hogsmeade, zajadając się kupionymi, w Miodowym Królestwie, żelkami. Rosemary opowiadała właśnie o swoich planach na przyszłe wakacje, kiedy zaczepiły ich dwie Puchonki z czwartej klasy.

– Przepraszam? – Odezwała się jedna z nich. Wysoka i ciemnowłosa. Spoglądała na Teodora, dodając: – Czy mogłabyś nam pomóc?

– W czym? – Zapytał.

– Tamten chłopak zabrał mojej koleżance książkę. – Rzekła, wskazując na stojącego nieopodal chłopaka w towarzystwie kilku innych. Wszyscy byli czwartoklasistami z Gryffindoru. – Pomyślałam, że mógłbyś nam pomóc w jej odzyskaniu. Jesteś w końcu taki wysoki i...

Teodor nie dał jej skończyć. Westchnął cicho i ruszył ku Gryfonom.

Rosemary spoglądała za nim, kiedy przeniosła wzrok na dwie Puchonki, które wpatrywały się w Teodora z nieskrywanym zainteresowaniem i z wypiekami na twarzy. Miała ochotę potraktować je jakimś nieprzyjemnym zaklęciem.

Chwilę później wrócił Teodor i oddał Puchonce książkę.

– Dziękuję bardzo. – Rzekła ciemnowłosa. – Jak możemy ci się odwdzięczyć?

– Schodząc nam z drogi. – Odparł Teodor, ruszając do przodu. Upewnił się, że Rosemary podążyła za nim.

– Jesteś w końcu taki wysoki... – Rosemary przedrzeźniła Puchonkę z jadem w głosie. – Litości.

– Czyżbyś była zazdrosna? – Zapytał Teodor posyłając jej figlarny uśmieszek.

– Nie. – Skłamała dziewczyna.

Ślizgon zerknął za siebie po czym chwycił jej dłoń. Przyłożył ją sobie do ust i pocałował.
Ten gest wywołał delikatny uśmiech na twarzy Rosemary.

Kiedy później wracali do Hogwartu, chłopak przez całą drogę ściskał jej dłoń. Dopiero przed wejściem do szkoły ją puścił.

– Widzimy się jutro po zajęciach? – Zapytał, na co Rosemary przytaknęła twierdząco głową.

•••

Nazajutrz po zajęciach Rosemary nie mogła znaleźć nigdzie Teodora. Zmierzała akurat ku Wielkiej Sali, kiedy do jej uszu dobiegły odgłosy krzyków. Skierowała się ku nim, wychodząc na zewnątrz. Dostrzegła, że na błoniach zebrała się spora grupa uczniów, ustawionych w okręgu. Wewnątrz coś się działo, wszak kibicowali głośno, przekrzykując siebie nawzajem. Zaciekawiona Rosemary ruszyła ku zbiorowisku. Zbliżyła się i przecisnęła między dwoma, wysokimi Krukonami. Wewnątrz okręgu ujrzała Teodora i Blaise'a, szarpiących się z uczniami. Jednym z nich był Terry Bott z Ravenclaw'u. Drugiego chłopaka Rosemary nie kojarzyła. Miała na sobie szatę w barwach Hufflepuff'u.

– Dajecie, chłopaki! – Zagrzewała przyjaciół Pansy Parkinson.

Teodor kopnął Krukona w brzuch. Ten odleciał do tyłu, krzywiąc się z bólu. Ślizgon ruszył ku niemu. Nachylił się i chwycił go za kołnierz koszuli, unosząc ku górze. Wolną rękę zacisnął w pięść i już zamierzał go uderzyć, kiedy Puchon skoczył na jego plecy, odciągając go od, leżącego bezwładnie, Terry'ego. Teodora zatoczył się do tyłu, z Puchonem na plecach. W tym czasie doskoczył do nich Blaise, szarpiąc chłopaka za ramię i zrzucając go na ziemię.

Teodor odwrócił się i napotkał spojrzenie Rosemary, która przyglądała się tej bójce z wyraźną dezaprobatą. Chłopak wzruszył jedynie ramionami. Chwycił Puchona za ręce i przytrzymał, kiedy Blaise wymierzył mu silny cios w szczękę. Chłopak osunął się na kolana i zakrył twarz dłońmi.

– Nauczka za brak wychowania. – Warknął Blaise spoglądając na Puchona z góry. Poklepał Teodora po ramieniu i zwrócił się do zebranych: – Koniec przedstawienia. Rozejść się.

Rosemary poczekała aż błonia opustoszeją po czym zbliżyła się do Teodora, uważnie przyglądając się jego zakrwawionym dłoniom i poszarpanej koszuli.

– O co poszło? – Zapytała.

– Krzywo na nas patrzyli. – Z odpowiedzią przyszedł Blaise. – I nieprzychylnie wyraził się o Pansy.

– Kretyni. – Mruknęła Ślizgonka, stając u jego boku. – Żałuj, że nie widziałaś jak Teodor przerzucił Botta przez ramię. Jestem szczerze zaskoczona, że niczego mu nie złamał.

– Fascynujące. – Mruknęła Rosemary w odpowiedzi.

Teodor poprawił swoje zmierzwione włosy, wpatrując się w Gryfonkę. Blaise przyjrzał się im uważnie, a następnie zwrócił się ku Rosemary:

– Wam, Gryfonom, wydaje się, że jako Ślizgoni jesteśmy skończonymi egoistami i dupkami. Może faktycznie tak jest. – Wytarł zakrwawioną dłoń o spodnie. – Ale zawsze staniemy za sobą murem. Jeśli jeden z nas jest atakowany to bierzemy to do siebie bardzo personalnie.

•••

Rosemary • Teodor NottOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz