~ 19 ~

1.5K 89 18
                                    


•••

Severus Snape zwołał pilne spotkanie w Wielkiej Sali. Wszyscy uczniowie, mimo później godziny, udali się do sali i stanęli w szeregu. Wszyscy byli poddenerwowani. Panowała napięta atmosfera.

Rosemary stała prosto, zerkając ukradkiem na Teodora, który stał wśród Ślizgonów. Napotkał jej spojrzenie. Był spięty. Wśród zebranych, Rosemary dostrzegła również Eleanor, która powróciła do Hogwartu po długiej nieobecności. Zastanawiała się gdzie była i dlaczego wróciła akurat teraz.

Profesor Snape zaczął przemawiać. Napominał, że widziano Harry'ego Pottera w Hogsmeade i nalegał, by mu go wydać.

Nagle stało się coś niespodziewanego. Z tłumu wyszedł Harry we własnej osobie i stanął naprzeciwko Snape'a. Uczniowie zamarli. Wszyscy wpatrywali się w tę dwójkę, stojącą twarzą w twarz i lustrującą się nienawistym spojrzeniem.

– Coś mi się wydaje, że ma Pan problem z ochroną... – Odezwał się Potter.

Wnet drzwi od Wielkiej Sali stanęły otworem. Do środka wkroczyło wielu czarodziejów. Rosemary rozpoznała bliźniaków Weasley, ich rodziców i profesora Lupina. Wszyscy unieśli swoje różdżki i wycelowali je w Snape'a.

– Powiedz im! – Krzyknął Harry. –  Powiedz im jak patrzyłeś mu w oczy. Temu, który ci ufał, a ty go zabiłeś!

Harry wraz ze Snapem celowali do siebie różdżkami, czekając na ruch przeciwnika. Nagle poleciało pierwsze zaklęcie. Lecz nie rzucił go Potter, ani Snape. Była to Profesor McGonagall. Z wyraźną nienawiścią miotała zaklęciami w dyrektora.

Snape unikał zaklęć, jedno z nich odbił do tyłu, w skutek czego powaliło ono na ziemię Alecto i Amycusa Carrow'ów.

Chwilę później dyrektor zbiegł z Hogwartu.

– Tchórz! – Krzyknęła za nim McGonagall.

Uczniowie zaczęli wiwatować. Ulga, jaka ich ogarnęła, była zarażająca. Rosemary również się uśmiechnęła.

Chwila radości wywołana ucieczką Snape'a nie trwała długo, wszak momentalnie w Wielkiej Sali zgasły wszystkie światła i świece, a do uszu zebranych dotarł przerażający głos Voldemorta, który nakazał wydać mu Pottera, w przeciwnym razie zaatakuje szkołę.

– Na co jeszcze czekacie? – Zawołała po chwili Pansy. – Łapać go!

Harry został okrążany przez przyjaciół, a McGonagall nakazała Filchowi zamknąć wszystkich Ślizgonów w lochach.

Rosemary podeszła do Teodora, chwytając jego dłoń. Chłopak ścisnął ją mocno i rzekł szybko:

– Uciekaj stąd, Mary. Zaraz rozpęta się tutaj piekło.

– Ruchy, panie Nott! – Zawołał do niego Filch, pospieszając Ślizgonów.

Teodor pocałował jej dłoń i został pchnięty ku drzwiom. Rosemary z rozpaczą spoglądała za nim.

Ogarnęła ją panika. Pozostali uczniowie biegali po Wielkiej Sali. McGonagall postanowiła szybko odesłać niepełnoletnich uczniów do domów. Ci, którzy mieli już siedemnaście lat, mogli zostać. Rosemary wzruszyła się widząc, jak wiele osób postanowiła bronić Hogwartu.

Pomyślała o swoim ojcu, który zapewne zacznie się zamartwiać, kiedy dowie się o wszystkim. Zaczęła rozważać ucieczkę. Spojrzała na Gryfonów i dostrzegła wśród nich Neville'a Longbottoma, gotowego walczyć. Chłopak, który od wielu lat był wyśmiewany za swoje tchórzostwo i niezdarność, stał teraz wśród przyjaciół z różdżką w ręku. Widok ten, skłonił Rosemary do pozostania w Hogwarcie.

•••

Teodor miał rację. Na terenie Hogwartu rozpętało się piekło.

Rosemary biegła przez dziedziniec unikając, raz po raz, zaklęć. Jedno z nich przeleciało nad jej głową, roztrzaskując najbliższy posąg gargulca.

Confringo! – Wycelowała różdżkę w dwóch, stojących obok siebie, Śmierciożerców.

Przeskoczyła nad ich nieprzytomnym ciałami i ruszyła biegiem ku Deanowi i Seamusowi, którzy pojedynkowali się niedaleko drewnianego mostu. Dobiegła do nich, zdyszana. Oddychała ciężko, odpychając napastników do tyłu, strącając ich z mostu.

– Musimy się stąd wycofać! – Krzyknął Seamus. – Jest ich zbyt wielu.

Rosemary, w ostatniej chwili, odbiła zaklęcie, wycelowane wprost w nich. Zaklęcie odbiło się od tarczy i uderzyło w pobliski mur, który roztrzaskał się. Kilka odłamków ugodziło w Gryfonkę. Krew spływała po jej twarzy, jednakże adrenalina powodowała, że nie odczuwała bólu.

– Wracajmy do Wielkiej! – Zawołał Dean.

– Muszę udać się do lochów. – Oznajmiła Rosemary.

– Jego już tam nie ma. – Wtrącił Seamus, oddychając głośno. – Widziałem go na dziedzińcu.

Dziewczyna zerknęła na niego, na co ten dodał:

– Nie jest po naszej stronie, Rose.

•••

Rosemary • Teodor NottOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz