Rozdział 41

1.8K 209 15
                                    

Mam wilgotno w majtkach. Pierwsza myśl: sen erotyczny.

– Jesteś mokra – mówi Agnar.

Druga myśl: sen erotyczny z udziałem Radwana.

– No wstajesz wreszcie czy zamierzasz dryfować tak do południa? – odzywa się tym razem głośniej.

Uchylam lekko powieki. Ledwo wstaje świt. Czuję, że bluza klei mi się do ciała, jest mi cholernie zimno, stopy mam lodowate, wręcz skostniałe.

– Musimy się przenieść. Ogień przepadł. Ryba też. – Agnar krząta się nerwowo.

– O czym ty mówisz? – Ziewam przeciągle, podpieram się na łokciach, żeby wstać, a te grzęzną w wilgotnym piachu. – Spoglądam w dół i zachłystuję się powietrzem. – Jasna cholera, zalało nas! – Zrywam się na równe nogi.

Mój wzrok przebiega po mokrej plaży i aż chce mi się zawyć z niemocy. Napis SOS zniszczony, ognisko zgaszone, po naszej kolacji, która miała być też śniadaniem, ani śladu. Zaczynam się trząść i szczękać głośno zębami.

– Co ci jest? – Agnar zerka na mnie z ukosa, przeglądając w kuckach ocalałe rzeczy.

– Zimno w chuj. – Otulam się ramionami.

– A mnie w stopy. – Wraca do przerzucania naszego dorobku.

Chwilę mi zajmuje, zanim łapię jego durny żart. Już mam mu wygarnąć, że lepsza baba z chujem niż facet bez jaj. Ale tych akurat Agnarowi nie można odmówić. Zarówno metaforycznie, jak i empirycznie. Wiem, co mówię. Moje oczy widziały i potwierdzają.

– Nie widzę dużej butelki. – Jego głos przerywa moje głębokie rozmyślania.

– Jak to: nie widzisz? – Rozglądam się.

– Musiała odpłynąć. – Szuka wzrokiem po plaży, a na mnie pada blady strach.

– To czym będziemy nabierać wodę?

– Została nam tylko mała butelka i miska. Problem będzie z ilością i filtrowaniem.

Nie mogę w to uwierzyć. A może nadal śnię? Szczypię się w rękę, ale ewidentnie to nie sen.

– To jakiś koszmar. Jak to w ogóle możliwe, że nie poczuliśmy przypływu?

– Nie wiem.

– Myślisz, że zdarza się tu regularnie?

– A wyglądam ci na meteorologa? – odburkuje i pakuje nasze rzeczy do plecaka.

– Przestań mówić do mnie takim tonem. – Ściągam z siebie mokrą bluzę.

– Co jest nie tak z moim tonem?

– Jest naburmuszony. To nie moja wina, że nas zalało. Też mnie to wkurza, co nie oznacza, że się na tobie wyżywam. Mógłbyś być dla mnie nieco milszy.

Agnar podnosi na mnie wzrok.

– Nieco milszy.

– Tak.

Mruży oczy.

– Wybacz, że cię uraziłem. Czy możesz w takim razie ruszyć swój tyłeczek i poszukać naszej butelki, grzecznie proszę? No chyba że zamierzasz transportować wodę w swych cudownych dłoniach albo umrzeć z pragnienia – wymawia każde słowo powoli i dokładanie, po czym wbija we mnie niebieskie ślepia i dodaje: – Było wystarczająco miło?

Wał.

– Nie musisz być złośliwy. – Rozglądam się. – Gdzie niby mam jej szukać? W morzu?

– To plastik. Powinna się unosić na powierzchni.

SurvivaLove starcia [WYDANA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz