Po uczcie od razu kładę się spać. Skała klifu zdążyła się już nagrzać, jestem najedzona, zadowolona, zmęczona i pełna optymizmu. Przykrywam się bluzą, obserwuję spod na wpół przymkniętych powiek, jak Agnar wyżyna skórę kozła, rozwiesza ją starannie przy ognisku, wylewa wodę z wiadra i...
Usypiam.
Budzi mnie stukanie, któremu wtóruje ból brzucha. Otwieram jedno oko. Świta, ale jest jeszcze bardzo wcześnie. Płomień harcuje w najlepsze, a Agnar wbija gruby pal w piach. Jeden z pięciu stojących już na plaży.
– Co robisz? – Przeciągam się, ziewam i czuję skurcz żołądka. O matko, ależ chce mi się kupę. Wiedziałam, że figi zadziałają.
– Szałas. Wstajesz? Przyda mi się pomoc. – Nawala puszką w drewno.
– Najpierw muszę za potrzebą. – Biorę kilka łyków ciepłej wody z misy, po czym wstaję i zauważam potężny stos naciętych gałęzi oraz pokaźnych pni. Kiedy on to naznosił?
– Spałeś coś w ogóle? – pytam, bo ja jestem totalnie niewyspana.
– Tak. Podaj mi linę.
Robię to, o co prosi, ale z trudem. Tak mnie rżnie w dole brzucha, aż trudno mi się oddycha. Będzie kupa stulecia.
– Co ci jest? – Radwan najwidoczniej zauważa grymas na mojej twarzy.
– Takie tam, trudne sprawy. Naprawdę muszę do lasu. – Czmycham do gaju w to samo miejsce co wczoraj, po drodze zbieram liście, a następnie kucam nad wykopanym dołem i... Nic.
Napinam się. Nic. Zapieram plecami o pień. Nic. Zaciskam i rozwieram zwieracze. Nic. A czuję, że chce mi się srać jak diabli! I to podwójnie! Pieprzony dzień świstaka czy co?
Nie daję za wygraną. Zmieniam pozycję. Łapię za drzewo. Przechylam się w przód. W tył. Na boki. Podskakuję w kuckach. Nogi mi zaraz odpadną! A ta pieprzona małpa nie chce wyleźć. Brzuch mnie rwie nieziemsko. Uda drżą. Czuję parcie porównywalne do porodu, ale jaśnie pani kupa upodobała sobie najwyraźniej dolny odcinek jelita grubego, bo nie zamierza z niego wyjść. Zaraz się poryczę.
– Dlaczego? Przecież zjadłam z kilogram fig. – Napinam się z całych sił, lecz nic nie drgnie. – Kurwa!!! Wyłaź, no!!! – wyję, ponowne parcie...
I gówno. A dokładnie gówna brak. Dyszę, sapię, kręci mi się w głowie. Kto by pomyślał, że zatwardzenie może być tak męczące. Nie poddam się. Wyprę cię, suko, a potem zakopię żywcem w tym pieprzonym dole.
– Wszystko w porządku? – Dobiega mnie niespodziewanie głos Agnara. Słyszę trzask gałęzi. Idzie tu!
Co on tu, kurwa, robi? Mówiłam mu, że muszę za potrzebą.
– Idź stąd!
– Nic ci nie jest?
– Nic.
– Na pewno?
Ja pierdolę. Co on nagle się zrobił taki troskliwy?
– Na pewno.
– Bo wołałaś.
– Nie ciebie.
– To kogo?
Zaraz go zabiję.
– Kupę! Mam zaparcie! Idź sobie i daj mi się wysrać w spokoju!
– Gdybyś mnie potrzebowała...
– Spieprzaj, Radwan!
– Dobra. Już idę. – Słyszę, że odchodzi.
CZYTASZ
SurvivaLove starcia [WYDANA]
RomancePotyczki słowne, burzliwe starcia, elektryzujące slow burn i hate-love. Pikantna komedia romantyczna, która rozpali Twoją wyobraźnię i będzie trzymać Cię w napięciu do samego końca. Od początku miałam przeczucie, że ten wyjazd służbowy to będzie t...