[ - Prolog - ]

264 18 10
                                    

  Wiosna, początek marca. Mocny, odczuwalny wiatr rozwiewający włosy oraz płatki sakury we wszystkie strony świata towarzyszy temu miejscu już od wieków.
Bywało, że przez wichurę odwoływali w naszej szkole lekcje, ale niestety, w tym okresie wiatr nie był aż taki silny. Niska kobieta o białych włosach i zielonych końcówkach już od wczoraj przepowiadała mi pogodę. To była właśnie moja ciocia - Nahida.

Miałem z nią bardzo dobre stosunki. To prawda, bywałem bardzo często nie do zniesienia, ale Nahida zawsze potrafiła jakoś mnie okiełznać. Podchodziła do rozmowy ze mną, jak do dyskusji z najlepszym przyjacielem, co uwielbiałem w tej relacji. Miałem ogromne problemy z okazywaniem różnych uczuć takich jak wdzięczność, szacunek, przywiązanie, miłość i wiele innych. Przez to nie posiadałem zbyt wielu przyjaciół poza Nahidą. Czasami udawało mi się spotkać z nawet bardziej denerwującym ode mnie rudym chłopakiem - Childe'm. Chodził ze mną do klasy i był największym lękiem młodszych dzieci, zresztą, nauczycieli również. Rudzielec odbierał im wszystkie chęci do życia. Jakimś cudem ten efekt nie działał na historyka, ciekawe dlaczego. Podobno wywalili go ze szkoły w Liyue za podrywanie młodszych od niego uczniów.

Każdy dzień na tym świecie wyglądał tak samo. Wstajesz, ubierasz się, wyglądasz i czujesz się jak gówno, idziesz do szkoły, uczysz się, wracasz do domu, uczysz się, rozmyślasz nad swoją marną egzystencją i idziesz spać. Często myślałem także nad szybkim zakończeniem tego wszystkiego, przecież było tyle sposobów, zawsze mogę wypróbować jeden z nich, ale później pomyślałem jeszcze raz. O tych wszystkich, którzy się o mnie troszczą, czyli w sumie jedynie o Cioci. Byłaby zrozpaczona, a cała jej ciężka praca, pieniądze i czas zmarnowany na mnie poszłoby na marne.

Z ciężkim westchnięciem postanowiłem wstać z łóżka.  jakimś dziwnym cudem powstrzymywałem łzy. Spojrzałem lustro. Roztrzepane, granatowe włosy, z wciśniętymi w nie wieloma spinkami. Nie chciało mi się ich ściągać, dlatego moja ulubiona biała spinka w kształcie gwiazdki wciąż znajdowała się na swoim miejscu. Skoro już wstałem, to może pora, aby coś ze sobą zrobić, a nie leżeć resztę dnia, nie? W oczach innych mogłem być albo zerem, albo niezłym gburem skoro nawet moja własna, rodzona matka mnie opuściła. Ściągnąłem z siebie cały ciężar, który dodawał moim stylizacją uroku, a także spodenki sięgające mi do kolan oraz długi, siwy sweter w poziome paski. Lubiłem nadmiar ubrań i dekoracji, o czym świadczył nawet mój pokój zawalony wszystkimi możliwymi gratami jakie tylko udało mi się uzbierać, było ich wiele, nie żartuję. Nałożyłem na siebie śliczną, różową piżamę z Hello Kitty i ostatkami swoich sił umyłem zęby. Bezradnie opadłem na łóżko wylewając z siebie zbierające się od początku łzy. Miałem nadzieję, że nikt nie będzie miał teraz zamiaru wejść do mojego pokoju, bo nie chciałem, aby ktokolwiek ujrzał mnie w tak opłakanym stanie. Obróciłem się na drugi bok zatapiając czerwoną od płaczu twarz w poduszce. Niewiadomo kiedy zasnąłem ze słuchawkami na uszach.

— Kazuha! — Usłyszałem za sobą dobrze znany mi głos. W mgnieniu oka obejrzałem się za siebie i ujrzałem mojego współlokatora. Bordowo-włosy wydawał się być całkiem trzeźwy, ale po nim wszystkiego się można spodziewać.

— Heizou, gdzie byłeś? — Od razu spoważniałem. W duchu dziękowałem Bogu, że nic mu nie było, ale miał mi wiele do wytłumaczenia. Dlaczego nie było go przez cały tydzień, gdzie był, czy nic mu nie jest, jak się czuje, itp. Przecież nie dawał mi żadnego znaku życia, a teraz wraca jak gdyby nigdy nic. Ja martwiłem się o niego jak głupi!

— Zanim ci powiem, to obiecuj, że się nie zdenerwujesz. — Powiedział nieruszony.

— Nie mogę ci niczego obiecać, przecież bez słowa mnie na tyle zostawiłeś! Chciałem zawiadomić policję, ale gdyby przeszukali twoje rzeczy oboje bylibyśmy w kropce.

— Słuchaj, kupiłem ci jednorożca! No, może to nie jest koń, ale konie są gorsze od jednorożców.

— Co? Jesteś pod wpływem?

— Kazu, Kazu, od śmierci tego swojego przyjaciela chciałeś się nauczyć ujeżdżać świnie, nie?

— Heizou, nie, nie chciałem. — Zamilkł i spojrzał na mnie jak na ducha. Chyba nie wierzył w to co właśnie usłyszał. — Idź może lepiej spać. — Mruknąłem zmartwiony nawet bardziej niż wcześniej. Myślałem, że nie jest z nim jeszcze tak źle. Najwidoczniej się myliłem. Nie zdziwił mnie nawet jego opór, dlatego bez większych utrudnień udało mi się zaciągnąć go do łóżka. Jak wytrzeźwieje to wszystko mi na pewno przestanie pierdolić głupoty i coś mi powie. Pewnie się zgubił w lesie i natrafił na jakąś melinę, gdzie zaczął się poznawać ze wszystkimi jej mieszkańcami.

  Z Heizou mieszkamy razem w malutkim mieszkaniu. Tak małym, że dzielimy ze sobą pokój, zaraz obok znajduje się maciupeńka łazienka, a następnie trochę większa od naszego pokoju kuchnia. Od rodziców wyprowadziłem się szybko, bo już po osiągnięciu wieku dorosłości, czyli osiemnastu lat. Szybko znalazłem wsparcie u pewnej miłej kobiety, która nazywała się Beidou. W zamian za pomoc na statku otrzymywałem tymczasowy nocleg i małą sumę pieniędzy. Po zaoszczędzeniu udało mi się wynająć to cudne mieszkanie na spółkę ze starym przyjacielem. Resztę kasy wydawaliśmy niestety na pierdoły niepotrzebne nam absolutnie do życia, jednak jakoś żyliśmy i mieliśmy prawie zawsze co jeść, bułki z pierwszego lepszego spożywczaka też się liczą, są dobre. Naukę opłacała mi wcześniej wspomniana Beidou, choć dzięki jej licznej grupie znajomych miałem wiele zniżek na niektóre usługi w tym mieście, poza tym, raz na jakiś czas moi rodzice wysyłali mi drobne pieniądze. Miło z ich strony, że mają jeszcze jakąś godność i o mnie nie zapomnieli. Mój styl jest raczej zwyczajny, jak już mam ubrać coś innego niż dres to na dobrą okazję, ale moje dresy w przeciwieństwie do ubrań Heizou nie wyglądają jak wyciągnięte prosto ze śmietnika. Wszystko robię w większości ja, zachowaniem przypominam idealną żonę. Gotuję, sprzątam, prasuję, robię pranie, zbyt wiele żeby wymieniać. Jak na swój młody wiek jestem dosyć zaradny, ciekawe dlaczego mnie do pracy w barze nie chcieli zatrudnić. Na tinderze też kilka pań mnie prosiło o spotkanie! Co prawda ich wiek liczył ponad pięćdziesiąt lat, lecz to nadal jest jakieś osiągnięcie. Mój współlokator interesował się wszystkim co było związane z kryminalistyką i detektywistyką. Po prostu naoglądał się za dużo amerykańskich filmów i się teraz wciela w te postacie, straszne. Prawda jest taka, że detektyw z niego, jak z koziej dupki chrupki i nadawałby się jedynie do zdrad lub trudnych spraw. On też co jakiś czas sprowadza nam do mieszkania jakieś kobiety i mężczyzn niskich obyczajów, ale najczęściej uciekają po tym, jak dociera do nich zapach z naszego pokoju. Miałem też kiedyś jednego przyjaciela z dzieciństwa, którego kochałem nad życie. Mieliśmy plany, aby zwiedzić cały świat i podróżować po nim do końca swoich marnych dni, jednak podczas jednej z wypraw zginął z miecza samego władcy tego narodu. Dobrze, że ta parszywa suka już zdechła. Jedyne co mi po nim pozostało, to jakieś stare ubrania, kilka pamiątek oraz jego nieskazitelnie czysty, biały kot, na którego wydaję więcej pieniędzy, niż na samego siebie. Mam nadzieję, że ten kot stworzy pewnego dnia gigantyczną armię i przejmie cały świat, a mnie wyznaczy na swojego wiernego sługę, który odziedziczy po nim tron. Kiedyś mi się to śniło, serio przyjemny sen, ale całowanie się z kotem swojego zmarłego przyjaciela wydawało się być bardzo dziwne.

Po położeniu tego idioty do łóżka zamknąłem drzwi do pokoju, aby przypadkiem nie uciekł i poszedłem do kuchni. Jak zwykle w lodówce nawet mleka nie było. Westchnąłem cicho i otworzyłem zamrażarkę, zamiast koperku w opakowaniu po lodach znajdował się biały proszek. Lekko zirytowany zacząłem szperać w swoim portfelu. Musiałem znaleźć jakąś gotówkę. Karta płatnicza była w tym momencie moim ratunkiem, to od niej zależała moja dzisiejsza kolacja. Coś musi na niej jeszcze być. Sprawdziłem na telefonie ile zostało mi jeszcze pieniędzy. Trzysta złotych na koniec miesiąca, to był bardzo dobry wynik. Ubrałem się i zaryzykowałem zostawiając przyjaciela samego w domu. Jeżeli wrócę i pod blokiem nie będzie żadnej karetki to, to z pewnością będzie jeden z najszczęśliwszych dni w tym roku. Udałem się na krótkie zakupy do pierwszego lepszego sklepu.

***

To coś nie przypomina za nic prologu i jest mocno odklejone, przepraszam was za to aczytalne gówno.  Jak ktoś to przeczytał, to nieironicznie go podziwiam. Postaram się, żeby następny rozdział był lepszy.
Podczas korekty pewnie połowę z tego usunę, ale postaram się tego nie robić.
Długo zastanawiałam się nad publikacją, więc możliwe, że w losowym momencie mogę to usunąć. (Stres)

Do następnego! O ile jeszcze tutaj wrócisz <3

saku ~ kazuscaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz