[5] ~ dilemmas ~ 🎀

107 9 7
                                        

Obudziłem się przez trzaskanie w kuchni. Domyśliłem się, że był to Heizou, który w kuchni
wyczyniał coś, co niesłusznie nazywał gotowaniem.

Promienie słoneczne przedzierały się przez szpary w roletach tworząc na ścianie niewielki, słoneczny prostokącik, wyróżniający się od reszty ściany. Przez słońce w pokoju było jaśniej, niż zazwyczaj o porankach.

Przetarłem ręką oczy. Spod poduszki wyciągnąłem telefon, przy którym najprawdopodobniej zasnąłem.

— „7:04" — Pomyślałem, wkładając urządzenie do kieszeni bluzy.

Niedobudzony ruszyłem do kuchni. Tak jak myślałem, przyczyną hałasu z samego rana był nikt inny, jak mój niemądry przyjaciel.

— Nawet w piątek mi pospać nie dasz? — Założyłem ręce na piersi, udając pogardę. — Poza tym, pilnuj tej jajecznicy! — Podbiegłem do kuchenki, następnie ją wyłączając. — Gdyby nie ja, to miałbyś po śniadaniu. Jeszcze tego mi brakuje, żebyś mi jedzenie, a co za tym idzie, pieniądze marnował. — Westchnąłem delikatnie uderzając się w czoło.

— No już, już, spokojnie. Coś ty taki spięty? — Wywrócił na mnie obojętnie oczami. — I co jest nie tak z twoimi włosami? — Zarechotał — Wyglądasz jakby cię piorun jebnął.

— Dzięki za ten jakże miły, niezmiernie potrzebny do życia komplement. — Skwitowałem na niepotrzebną uwagę chłopaka.

— O której masz szkołę? — Dociekał chłopak.

— Jeszcze mam jakąś godzinę. — Odparłem zasiadając do starego, drewnianego stołu.

— To zjedz jajecznicę i możesz iść do łazienki, bo ja mam dzisiaj późno lekcje. — Pokiwałem głową ze zrozumieniem, zabierając od współlokatora talerz z lekko przypaloną jajecznicą. — Smacznego — Życzył mi ironicznie bordowowłosy, z wrednym uśmieszkiem na twarzy.

— Nawzajem. — Wycedziłem przez zęby. Rzadko zdarzało nam się kłócić o błachostki. Dzisiaj, niestety, oboje byliśmy w złych nastrojach, co doprowadziło do jako takiej sprzeczki.

Pochłonąłem jajecznicę, po czym zdenerwowany udałem się do naszego pokoju po ubrania. Wybór padł na szarą bluzę z kapturem, a do tego szerokie, beżowe spodnie.

— Może rozpuszczę sobie włosy? — Zapytałem sam siebie, nie oczekując niczyjej odpowiedzi. — To chyba zły pomysł, zrobię to. — Zsunąłem z włosów gumkę, by przeczesać kawałek fryzury, która dotychczas była związana w mały kucyk. — Cudownie. — Mruknąłem pod nosem. Sięgnąłem po szczoteczkę znajdującą się w plastikowym kubku wraz ze szczoteczką drugiego.

Po umyciu zębów po prostu wyszedłem z łazienki, pomaszerowałem powolnym krokiem po plecak i opuściłem mieszkanie.

Do rozpoczęcia szkoły zostało mi jeszcze całkiem sporo czasu, dlatego w związku z tym, że znałem już miejsce zamieszkania chłopaka, postanowiłem złożyć mu wizytę.

Dzisiejszy dzień zapowiadał się wyjątkowo ciepło. Na niebie nie widniała ani jedna ciemna chmura, właściwie po białych obłokach też nie było ani śladu. Nic obecnie nie zakrywali słońca, co sprzyjało tylko cieplutkiej dotąd temperaturze.

— „Mam nadzieję, że nie uzna mnie za wiariata, bądź stalkera.. o ile już tego nie zrobił." — Pomyślałem spoglądając w niebo. Byłem gotowy się o to nawet pomodlić, byle tylko wywrzeć dobre wrażenie.

Powoli zbliżałem się do celu. Nasze domy nie leżały jakoś daleko od siebie, wręcz blisko. Wystarczyło przejść koło 600 metrów i już stałeś pod posiadłością Scaramouche'a.

saku ~ kazuscaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz