☆
Po kilku, całkiem szybko upływających, godzinach siedzenia w pokoju Kazuhy, udałem się pewnym krokiem do jego łazienki. Prędko wytrzeszczyłem oczy na widok, który przekroczył moje najśmielsze oczekiwania wobec jakiegokolwiek pokoju w jego domu.
Choć... no dobra, może trochę za dużo od niego wymagam, kiedy oczekuję choćby minimum utrzymania porządku i człowieczeństwa.
— Kurwa! — Wrzasnąłem. — CO TO DO JASNEGO CHUJA JEST! — Ponownie wydarłem się. Tym razem głośniej.
W wannie były /niby/, dosyć oczywiście „ukryte" kilku gramowe paczki heroiny...? Znaczy no, nie wiem, bo nie znam się na narkotykach i innych takich poza papierosami i alkoholem... ale możliwe, że tak. Znalazłem także kilka innych brudnych gówien. A jako wisienka na czubku pysznego, urodzinowego tortu... usadowiony był całkiem uroczy, pokaźnych rozmiarów pluszak królika, imitujący przykrywkę dla narkotyków. Tak, bo to wcale nie wyglądało podejrzanie... Jasne! Ani, kurwa, trochę.
Zanim chłopak uniósł swój jebany, leniwy zadek i postanowił do mnie podejść, postanowiłem jeszcze zajrzeć pod umywalkę. Powoli uchyliłem drzwiczki od szafki... i oczywiście, zastałem tam jeszcze więcej nielegalnych używek.
W końcu zza drzwi usłyszałem powoli zbliżające się kroki. Drzwi od łazienki ostrożnie otworzył lekko zdezorientowany chłopak. Jednak kiedy ujrzał mnie, szperającego przy jego kranie, od razu zrozumiał, że ma przejebane.
— Czyli jednak miałem rację? Jesteś uzależniony od tego gówna. — Bez namysłu skomentowałem, mimo wszystko starając się brzmieć ozięble. Muszę przyznać... ciekaw byłem trochę wizji człowieka po narkotykach... ten odlot. Ciekawiło mnie to. A wyobrażenie Kazuhy w takim stanie było komiczne.
— No wiesz... czasami coś tam wezmę, ale ćpaniem bez granic bym tego nie nazwał... — No proszę. Zgrywał takie biedne, porzucone niewiniątko, a w wannie miał co najmniej 20 tysięcy leżących luzem. Gdyby tylko ktoś się dowiedział, a zwłaszcza policja, byłby w niemałych tarapatach. Większych niż mu się wydaje. Bracie, przecież tam był dobytek życia niejednego dealera! To już nie był „zwykły", szybki szkolny biznesik dla beczki. To poważny ciemny biznes! Od początku miałem przeczucie, że on i ten jego dziwny współlokator są jacyś szemrani. — Większość należy do Heizou, większość jego dobytku stąd pochodzi... ale jesteśmy ostrożni.
— Jakim cudem skarbówka się wami nie zainteresowała? — Zapytałem. W sumie z czystej ciekawości. Moje pytanie i tak brzmiało wścibsko.
Chłopak niewinnie zachichotał. Zupełnie tak jakbyśmy wcale właśnie nie gadali o stertach woreczków z nielegalnymi substancjami, tylko tak, jakbyśmy właśnie siedzieli na łące wśród polnych kwiatów nago. — No wiesz... jak wspominałem, jesteśmy ostrożni. Mam krople do oczu i nikt nie zauważa, że jestem w szkole na haju! A poza tym. Dzielimy się z Heizou i suma wpada na oba konta po... no, prawieee równo. — uśmiechnął się słodko.
— Ja pierdole. Mam tego dość...
Nastała chwilowa, grobowa, niezręczna cisza. Trwała ona dopóki znów się nie ozwałem.
— No cóż. tooo.. mogę trochę? — Zapytałem nieco onieśmielony.
— Co? Chcesz tego „świństwa"? — Uśmiechnął się Kazuha z uśmiechem od ucha do ucha, podjudzając.
— Spierdalaj. Tak, kurwa, chce. Dawaj to! — Powiedziałem nie do końca pewny swoich odważnych słów, po czym zwinnym ruchem wyciągnąłem paczuszkę z szafki, nakładając trochę jej zawartości na palec, wąchając bez zwlekania.
Kiedy biały proszek ogarnął moje nozdrza, kichnąłem, a następnie pociągnąłem nosem. Trochę wciągając, a resztę, wydalając podczas kichania.
CZYTASZ
saku ~ kazuscara
Fanfiction• saku - kwitnąć (z j.japońskiego) • shinu - umierać (z j.japońskiego) ~ Opowieść będzie pisana z dwóch perspektyw. Oznaczane one będą za pomocą gwiazdek, które zawsze będą pojawiać się na początku każdego rozdziału. ~ ☆ - Scaramouche ★ - Kazuha Sca...