[3] ~ ducky behaviour ~ 🍓

111 7 13
                                    

- Ile będziesz jeszcze żarł te frytki?! - Gwałtownie zerwał się z krzesła rudy chłopak.

- Daj mi w spokoju zjeść. - Powiedziałem wpakowując kolejną frytkę do już pełnej buzi.

- Jesz je godzinę! Na pewno są zimne. - Skrzyżował ręce udając obrażonego.

- Ale no, jaką tam godzinę, maksymalnie 40 minut. - Wywróciłem oczyma.

- Jesteś dziwny. - Powiedział kradnąc mi parę ziemniaczanych patyczków.

- To komplement czy obelga?

- Obelga! - Krzyknął.

- No ale nie krzycz tak, bo mi bębenki w uszach pękną.

- Boże, już więcej z tobą nie wychodzę. Bynajmniej do maka. - Mruknął pod nosem.

Childe miał w zwyczaju najpierw mówić jedno, a potem robić zupełnie przeciwnie. Jeżeli tylko w mojej obecności zachce się mu zjeść coś niezdrowego, to zrobi to bez wachania, mimo złożonej samemu sobie obietnicy.

Żeby go nie oszpecić jeszcze bardziej, bo złość piękności szkodzi, skończyłem jeść.

- No już, już. Specjalnie dla ciebie zjadłem szybko, nie rozkoszowałem się nawet ich smakiem.

- Smakiem ziemniaczanych patyków smażonym na oleju i z dodatkiem soli? Rzeczywiście, jest się czym rozkoszować, wielki smakoszu. - Sparodiował mnie towarzysz.

- Po prostu lubię skupiać się na jedzeniu, nie to co ty!

- Scarasmakosz. - Wyszeptał chichocząc pod nosem.

- Ta, Scaradupa. - Ponownie przewróciłem oczami.

- Zawsze coś, ale żeby nie było, to ty się tak nazwałeś.

- Przecież wiem, nie zabiję cię za to.

- To dobrze. - Uśmiechnął się wesoło rudowłosy. - Chciałbym jeszcze kiedyś się przespać z naszym historykiem. - Powiedział, po czym prędko zasłonił twarz dłońmi. Momentalnie zastygłem w miejscu. To jest właśnie przykład tego, że najpierw się myśli, potem mówi, nigdy nie na odwrót.

- Jezus, dziwaku, opanuj się.  - Spojrzałem na zawstydzonego, czerwonego jak dojrzały burak przyjaciela.

- No bo wiesz... jest taki całkiem... młodo wygląda! - Lekko odsłonił jedno oko, aby obserwować bacznie moją dalszą reakcję.

- Boże. Ojcze nasz któryś—

- Zamknij się, Scaradupa. - Przeleciałem go szybko morderczym wzrokiem, żeby nie pozwalał sobie na za dużo. Następnie wstałem z krzesła.

- Idziemy?

- Chodźmy. - Ruszyliśmy w stronę parku, gdzie chłopak miał zamiar nakarmić kaczki. Na papierach był dorosły, ale wciąż zachowywał się jak dziecko.

- Kaczuszki!

- Chwila! Nie podbiegaj do ni— - Chciałem go jakoś ostrzec, aby nie spłoszył od razu wszystkich kaczek, jednak on nawet nie dał mi dokończyć, a kaczek już nie było. Wszystkie odleciały kilka metrów dalej lub skryły się za zielonymi krzewami na brzegu rzeki. Westchnąłem ciężko uderzając się delikatnie w czoło. - Nie podbiegaj do nich, bo ci wszystkie uciekną.. - Dokończyłem kręcąc głową.

- Hehe... - Zaśmiał się niezręcznie drapiąc tył głowy. Staraliśmy się wspólnie jakoś wezwać do nas z powrotem kaczki. Ostatecznie żadna nam nie ufała i żadnej nie nakarmiliśmy. Z nikąd pojawiła się nasza jedyna szansa.

saku ~ kazuscaraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz