•A dying hope•

80 7 6
                                    

- KAZUTORA!! - usłyszeli i po chwili rozległ się dźwięk dźgnięcia. Kiyota zasłonił Bajiego i Takemichiego.

- K-kazutora..-kun...- Takemichi, gdy zobaczył nóż w brzuchu Kiyoty, natychmiast odepchnął od niego Kazutore, wyjmując narzędzie z rany, pogarszając jej stan. Kiyota chwycił się za brzuch i poczuł na ręce ciepłą krew. Na ziemię zaczęły skapywać krople krwi. Kiyota wypluł krew, którą miał w buzi.

- KIYOTA!! - krzyknął Chifuyu, podbiegając do chłopaka. A Baji.... Baji przez chwilę stał wryty w ziemię. Chifuyu chciał pomóc Kiyocie, ale ten go odsunął od siebie. Chłopak podszedł szybko do brata.

- Cz...czego ty wszystko chcesz robić sam... co? - zapytał cicho, gdy brat chwycił go za ramiona.

- K...kocham cię Kei... Prze...przepra - Kiyota zaczął osuwać się na ziemię, cały czas trzymając się za brzuch. Wypluwał coraz więcej krwi. Obraz rozmazywał się mu przed oczami. Chciał jeszcze utrzymać się na nogach, ale upadł nieprzytomny na ziemię. Z jego brzucha zaczynało wypływać coraz więcej krwi.

- Kiyota...? - powiedział Baji jakby do siebie. Kazutora siedział na ziemi i powtarzał w kółko, że to wina Bajiego.

- Nie...Kiyota... - powiedział znowu do siebie.

- KIYOTA!! - krzyknął. On oczywiście nie zareagował. Baji chwycił brata w ramiona. Gdy poczuł ciepłą krew na swojej ręce, spanikował. Nie wiedział co ma zrobić.

- Nie rób mi tego...Kiyota...- szepnął.

- DZWOŃCIE PO KARETKĘ DO CHOLERY!! - zawołał Chifuyu do osób patrzących z boku na całą sytuację. Po chwili odpowiednie służby były już zawiadomione.

- Ty jednak potrafisz tylko odbierać, Kazutora.- powiedział Mikey, schodząc z góry samochodów. Podszedł do Kazutory i kopnął go w twarz.

- Jedynymi osobami, które próbowały przekonać mnie, żebym ci wybaczył byli oni. - Mikey spojrzał w stronę gdzie Kiyota leżał pół przytomny na ziemi.

- Kiyota chciał odejść z Toman dla ciebie. Powiedział : ,,Nie chcę już w żaden sposób walczyć z moim przyjacielem'' - powiedział.

                          ++++++

- G...dzie..... - wyszeptał Kiyota. Trójka chłopaków spojrzała na niego. Kiyota jeszcze żył.

- Nic nie mów Kiyota! Karetka zaraz będzie!! - powiedział Chifuyu. Kiyota obrócił powoli głowę, tak żeby widzieć chłopaków.

- G....gdzie... K-kazutora...? - zapytał cicho. Keisuke spojrzał w stronę Mikeya, który cały czas okładał pięściami Kazutore.

- Chciał...bym go zobaczyć, K-kei... - powiedział wypluwając trochę krwi. Takemichi zacisnął pięści. Kiyota uśmiechnął się delikatnie.

- C..czego ryczysz Takemichi..? Przecież.. nic się nie stało.. - powiedział spoglądając na chłopaka.

- Czy mógłbyś... przyprowadzić tu Kazutore...? - zapytał cicho.

- Kiyota, a-ale - Chifuyu nie dokończył, bo usłyszeli cichy śmiech Kiyoty.

- Kazutora... to mój przyjaciel, Chifuyu. Wiem, że mnie dźgnął, ale wciąż jest moim przyjacielem. Sam mu tak...powiedziałem. T-to dzięki niemu i Ke..keisuke się uśmiechałem. - powiedział wypluwając krew z ust.

- K-kiyota-kun... - szepnął Takemichi.

- PRZYPROWADZĘ KAZUTORE, KIYOTA-KUN!!! - zawołał i wstał. Kiyota uśmiechnął się lekko do niego. Takemichi pobiegł.

//My little sunflower// TOKYO REVENGERS X M!OCOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz