Cinco

722 16 1
                                    

Zaczęłam się mega stresować. Nie wiedziałam co powiedzieć. Na szczęście uniknęłam odpowiedzi, bo po skończonym treningu, przyszli piłkarze. Strasznie krzyczeli, zaczęła mnie boleć głowa, zapytałam się więc gdzie jest mój tata.

— Jeszcze na boisku. — Powiedział Gavira.

Gdy podeszłam do taty, poprosiłam o kluczyki od auta. Powiedział, że zaraz przyjdzie. Zmierzałam w stronę auta bez żadnych przeszkód.

Doszłam do auta, otworzyłam je i wsiadłam na fotel pasażera.
Przeglądając Social Media czekałam na tatę. Po 15 minutach przyszedł,
otworzył drzwi i wsiadł przed kierownicę.

— Jak tam? — zapytał.

— Spoko, oprócz tego, że nawet się nie zapytałeś czy chcę jechać. — Z jadem w głosie odpowiedziałam na pytanie ojca. Jedyne co zrobił, to prychnął ze śmiechu.

Wyjechaliśmy z parkingu stadionu Camp Nou w ciszy. Dopóki na przejściu dla pieszych nie wyskoczył jakiś nastolatek.

— Nosz kurwa patrz jak chodzisz! — rzadko widziałam wkurzonego tatę, lecz po chwili się opamiętał. — Oj, przepraszam.

— Spoko, zdenerwowałeś się, to normalne.

Po włączeniu telefonu pokazała mi się wiadomość od wkurzającego bruneta.

pedri
Dokończymy naszą rozmowę?

Niestety nie zdążyłam odpisać. Jedyne co wtedy widziałam to auto, które uderzyło nas z przodu. Potem widziałam jedynie ciemność.

***

Mieliśmy wypadek. Nie z winy mojego taty. Jeszcze żyję. Ciekawe czy tata żyje?- takie miałam myśli gdy widziałam, jedynie kolor czarny.

Gdy się obudziłam, a właściwie próbowałam się obudzić, wszystko było rozmazane i strasznie świeciło słońce, albo jakaś lampa? Sama nie wiem. Słyszałam, jak pielęgniarki o czymś rozmawiały. Obok mnie ktoś siedział, nie widziałam dokładnie kto.
Lecz po chwili, gdy już troszkę lepiej widziałam zauważyłam bruneta. Od razu poznałam tam Pabla.

— Aprilia? Halo ona się budzi! — krzyknął do jednej z pielęgniarek. — Api? Słyszysz mnie?

— Tak, słyszę Cię. — lekko się uśmiechnęłam. — Gdzie tata?

— W twoim domu.

— Co? To ile czasu minęło od tego wypadku? — Byłam zdziwiona.

— Około dwóch tygodni. — Cały czas się na mnie patrzył. — Trenerowi nic się nie stało, no oprócz wstrząsu mózgu... — Zrobiłam wielkie oczy. — ...ale spokojnie już jest dobrze, mecz z Atletico przesunęli na za dwa tygodnie.

— A co z tym człowiekiem, co w nas uderzył?

— Nie żyje, ale trener jechał przepisowo, a ten gościu chciał się zabić i mu się udało.

— Nogi mnie bolą... — syknęłam gdy próbowałam je podnieść.

— Nie! Nie możesz, masz złamane obie nogi i połamane żebra. Masz się nie ruszać.

Chwile jeszcze pogadaliśmy i Pablo opuścił moje towarzystwo. Potem przyjechali rodzice i w sumie nic ciekawego się nie działo. Powtarzali rzeczy, które przekazał mi Gavi. Dowiedziałam się, że było po 14. Przynajmniej jakiś plus.

Po 16 rodzice wrócili do domu, a ja zostałam sama. Na szczęście moja samotność nie trwała długo.

— Oj Hernández, Hernández coś ty se zrobiła? — zaśmiał się González.

— Ty to zawsze umiesz pocieszyć wiesz? — wystawiłam mu język.

— Chłopaki chodźcie! — prawie cała drużyna FC Barcelony przyszła w odwiedziny.
Gavi, Ansu, Alejandro. Byli jeszcze Ferran i Sira.

Sira dała mi ogromny bukiet kwiatów.

— To tak od nas wszystkich jest. — dawając powiedziała Sira.

— Od całej drużyny też! — krzyknął Gavi.

— Masz szybko zdrowieć, mam Cię zobaczyć na meczu z Atletico! — powiedział Torres.

— Tęsknię za tymi twoimi komentarzami na treningach. — zdziwiłam się na słowa Pedra.

Siedzieli tak chyba z 2 godziny jak nie więcej i rozmawialiśmy o tym, co działo się przez te dwa tygodnie, w których byłam w śpiączce. Razem z nimi wyszedł Pedro, ale po chwili wrócił do mojej sali.

— Pamiętasz coś z przed wypadku? Napisałem do ciebie.

— No coś tam pamiętam. — uśmiechnęłam się. — Pamiętam, że Twoja wiadomość przyszła przed tą katastrofą. — Uśmiechnął się na moją odpowiedź.

— Dobra Hernández posłuchaj...— podrapał się po karku. — ...Nie mam pojęcia, jakie są Twoje stosunki wobec mnie. Ale wiem, że ja bardzo Cię lubię. Nawet nie! — gwałtownie wstał z krzesła, które stało obok mojego szpitalnego łóżka. — Nawet Cię kocham!

— Dobra, najpierw się uspokój — czułam motylki w brzuchu na ostatnie słowa, które wypowiedział. — Jakbyś mnie słuchał to byś wiedział, że też... coś do ciebie czuję. — zabolały mnie nogi, przez co syknęłam z bólu.

— Ty uważaj Hernández.— jak na zawołanie podszedł do mnie i usiadł na krześle.

Siedzieliśmy tak w ciszy, patrzeliśmy się na siebie przez co najmniej 10 minut. W końcu Pedro wstał, pocałował mnie i poszedł.

Pedro González mnie pocałował! A wcześniej powiedział, że mnie kocha!
Ciekawe czy będziemy razem? No nie wiem. W sensie nie to, że nie chce ale...

Przez tydzień nic ciekawego się nie działo. Może oprócz tego, że dostałam nowy telefon od rodziców, bo tamten się całkowicie rozwalił na skutek wypadku. Logowałam się na wszystkie Social Media. Po zrobieniu tej czynności, zaczęłam skrolować Instagrama. Pojawiły się tam między innymi posty moich fanów, że życzą mi szybkiego powrotu do zdrowia.

Ucieszyłam się, gdy przyszli rodzice I powiedzieli, że mogę wrócić do domu. Tylko oczywiście na wózku inwalidzkim. Jedną nogę miałam lekko stłuczoną, a drugą o wiele bardziej.

Gdy mama mnie pakowała, czułam się jak 6 letnie dziecko, które czeka na wyjazd na wakacje i patrzy jak mama pakuje jego ubrania.

Prowadząc mnie przez korytarz, tata powiedział, że mają dla mnie jakaś niespodziankę, a gdy próbowałam dowiedzieć się, jaka ona będzie, unikał odpowiedzi na pytanie.

Wychodząc z barcelońskiego szpitala, kulturalnie się pożegnałam i zaczerpnęłam świeżego powietrza.

Nie wychodziłam z sali przez 2 tygodnie, bo wszyscy mówili, że to niebezpieczne dla moich nóg.

Ostrożnie wsiadłam do nowego auta. Był to czarny Mercedes, nawet ładny.
Taki elegancki, jakby. Wyjeżdżając z parkingu, tata zapłacił w parkomacie.

Jechaliśmy przez pół miasta, aż w końcu znaleźliśmy się pod domem. Tata wyciągnął wózek, a ja na niego usiadłam. Od razu przywitał mnie mój pies Lori. Mama otworzyła drzwi, a tata pchał mój wózek.

To co zobaczyłam w salonie, od razu mnie zdziwiło...

//

Jest krótko? Jest krótko. Jest dobrze? Jest krótko :)
Tak wiem, że ostatnie rozdziały są krótkie, ale chyba nie jest źle.
Przepraszam i miłego dnia/popołudnia/wieczoru/nocy<33

Always with him | Pedri |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz