4. - Odwiedziny

76 23 6
                                    

31 października, godzina 7:00

Obudziła się, usłyszawszy głośny łomot. Otworzyła lekko oczy i zauważyła grupę lekarzy zmierzających w stronę jej łóżka. Jak się domyślała, przyszli sprawdzić jej aktualny stan. Jeden z nich wykonał kilka badań diagnostycznych, a drugi nakazał pielęgniarce założyć na stojak nową kroplówkę. Z tego co wywnioskowała z cichych szeptów, musieli podać jej mocniejszy lek, bo wcześniejszy wcale nie pomagał.

Jej twarz nie wyrażała żadnych emocji. Chciała już po prostu stamtąd wyjść i nigdy nie wracać. Omiotła spojrzeniem wszystkich zebranych. Było ich około dziesięciu. Wiedziała, że to ich praca, ale czuła się tak zaopiekowana, jak nigdy dotąd. Po odbytej wizycie lekarze wyszli, zostawiając ją samą w sali.

Rozejrzała się po pokoju. Ściany były białe, co ją przytłaczało. Postanowiła, że poszuka w torbie swojego telefonu i spróbuje skontaktować się z Kirkiem. Napisała wiadomość, ale niczego nieświadomy chłopak nawet nie odczytał.

„Pewnie jest w szkole" — pomyślała. Odłożyła telefon na stolik, a następnie postanowiła się podnieść. Powoli zeszła z wysokiego łóżka, przytrzymując się ściany. Stanęła na dwóch nogach, czując, jakby robiła to pierwszy raz w życiu. Złapała za stojak z kroplówką i zaczęła ciągnąć ją za sobą w kierunku korytarza.

Szła powoli, skupiając się na stawianych krokach. Rozglądała się na boki, zerkając czasami do otwartych sal. Widziała różnych ludzi, ale najbardziej zaciekawił ją widok nadjeżdżającego łóżka, na którym leżał starszy człowiek. Otaczało je kilku lekarzy; biegli, jakby spieszyli się na jakąś ważną operację.

— Tracimy go! Szybciej! — usłyszała krzyk jednej z pielęgniarek.

Odsunęła się najszybciej, jak tylko mogła, robiąc im przejście. Była ciekawa, co będzie dalej z życiem tego człowieka, jednak postanowiła, że nie będzie skupiać się na zdrowiu innych pacjentów. Zobaczyła przed sobą wielką tablicę z napisem „Oddział Kardiologiczny" — to na nim się właśnie znajdowała.

Wróciła do pokoju, ujrzawszy idącą w jej kierunku pielęgniarkę. Położyła się na łożu, jak gdyby nigdy nic i przykryła się cienką bawełnianą kołdrą.

— Witam, zapraszam... Lilith Bloodyrose?

— Tak — odpowiedziała słabo.

— ...na morfologię. Zostawiam również kubeczek na mocz. Po badaniu krwi proszę się umyć i wypróżnić do niego — poleciła, uśmiechnęła się i czekała, aż dziewczyna zwlecze się z łóżka.

Niechętnie udała się za pielęgniarką do sali, w której robiono podstawowe badania. Usiadła na przeznaczonym do tego krześle i podwinęła rękawy, aby kobieta miała dostęp do jej żył.

Po pobraniu wszystko zatoczyło koło — sala, łazienka i różnorodne badania, dzięki którym lekarze mieli poznać przyczynę omdlenia.

14:00

Kiedy Lilith przekręcała się z boku na bok, śniąc o zielonej, nasyconej kolorami polanie, do pokoju wszedł czerwonowłosy gość. Usiadł na krześle przeznaczonym dla odwiedzających i zaczął przyglądać się nastolatce. Próbował dostać się do niej już dzień wcześniej, jednak nikt z recepcji nie podawał sali, w której leży dziewczyna. Mówili, że trwają badania i nie ma czasu na żadne odwiedziny, nawet jeśli byłby kimś z rodziny. Uśmiechnął się na widok młodej kobiety, patrząc, jak słodko śpi.

Po kilku minutach otworzyła oczy i zauważyła siedzącego na krześle Xaviera. Spojrzała na niego słabo i pokazała gestem ręki na kubek, który stał w pobliżu. Podał jej go, a ona wypiła całą zawartość. Był w nim żółty proszek, który miał pomóc jej wrócić do normalności. Nie wierzyła, że to cokolwiek pomoże, ale była posłuszna lekarzom, bo wiedziała, że jest w dobrych rękach.

— Jak się czujesz? — zaczął rozmowę, patrząc prosto w zielone tęczówki dziewczyny.

— Słabo. Czuję się, jakbym lewitowała w powietrzu, ale myślę, że jest to też przez te cholerne badania, które mi robili — powiedziała ostrym tonem głosu.

— A przynajmniej lepiej niż wczoraj?

— Nie, jest tak samo.

— Kupić ci coś do jedzenia? Na pewno nie smakuje ci jedzenie ze szpitala, byłem i wiem, że jest bez smaku — zaproponował, przysuwając siedzenie bliżej łóżka nastolatki.

— Byłabym bardzo wdzięczna, dziękuję Xav. — Uśmiechnęła się słabo.

Zarumienił się lekko na zdrobnienie, które usłyszał z ust dziewczyny. Wyszedł z sali, patrząc na nią ostatni raz. Zniknął za drzwiami, idąc ścieżką prowadzącą do sklepu. Lilith sięgnęła znowu po swój telefon, aby sprawdzić konwersację z jej przyjacielem.

Jaki szpital? Kurwa, za chwilę tam będę — przeczytała wiadomość na głos, wiedząc, że przyjaciel już jest w drodze.

Nagle ktoś z impetem wszedł do środka, dysząc przy tym głośno. Nie był to nikt inny jak Kirk. Zaprosiła go krótkim „Wejdź".

— Co tak właściwie się stało? — zapytał zmartwiony.

— Zemdlałam w parku, domyślam się, że Xavier zadzwonił na pogotowie — odpowiedziała zgodnie z prawdą.

Rozmawiali, wymieniając się różnymi informacjami. Przeszkodził im w tym dziewiętnastoletni chłopak, który wszedł z siatką pełną jedzenia w ręce.

— O, to ja może przyniosę drugie krzesło — powiedział Kirk.

— W porządku, wpadłem tylko przynieść jedzenie, nie chcę wam przeszkadzać — wtrącił się tamten, kładąc na stoliku reklamówkę z zakupami.

Wyszedł tak szybko, jak się zjawił. Dowodem jego obecności była tylko siatka, którą zostawił. Zdezorientowana Lilith zauważyła tylko, jak zamykają się za nim drzwi.

15:30

Czuła się samotnie w pokoju, w którym stało tylko kilka mebli i wiele elektrycznych urządzeń. Przyjaciel pożegnał ją godzinę temu, a ona musiała przetrwać sama kolejną żmudną noc. Zastanawiała się tylko, dlaczego Xavier tyle dla niej robi, mimo że tak naprawdę nie znają swoich przekonań, osobowości i charakteru? 

SubkulturaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz