W przejściu panował mrok, a spod ciężkich podeszew butów wydobywały się odgłosy dudnienia. Każdy, kto odwracał wzrok w ich stronę, spotykał się z przeszywającymi czarnymi oczami i pełen strachu przechodził na drugą część korytarza. Han Jisung bowiem taksował wszystkich ludzi na swojej drodze zabójczym spojrzeniem, lecz nie zatrzymywał go na nich zbyt długo. Miał jeden cel, do którego w tym momencie dążył i jego się trzymał. Szedł więc niezłomnie dalej, co kilka kroków zostawiając błotniste ślady na podłodze, a w jego słuchawkach na maksymalnej głośności grało „Holly Wars" od Megadeth, zagłuszając tym samym krzyki rozzłoszczonych pań sprzątających. Codzienność.A wreszcie także i on. Sam cel Jisunga, do którego kolejka wynosiła dobre kilka metrów, a uczniowie, walcząc o swoje miejsca, przekrzykiwali się nerwowo. Nazwa jego brzmiała... sklepik szkolny.
Czarnowłosy nastolatek westchnął zrezygnowany i poprawiając pokrowiec z gitarą na swoich plecach postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Pokrótce mówiąc – chamsko wepchnąć się w kolejkę.
— Ej! - Właściciel niskiego, oburzonego głosu klepnął go w ramię, a osiemnastolatek przełknął z trudem gulę narastającą w jego gardle, zdając sobie sprawę z powagi zaistniałej sytuacji. On, uczeń mierzący niecały metr siedemdziesiąt, właśnie podpadł szkolnemu osiłkowi stojącemu w kolejce do sklepiku. Osiłkowi, który szukał każdej możliwej okazji, aby zlać kogoś na korytarzu, po czym zaśmiać mu się prosto w twarz i zostawić bez pożegnania. Niedobrze.
— To dla Ciebie Tony Iommi, największa gitarowa ikono – wyszeptał, po czym z całej siły zamachnął się swoim instrumentem znajdującym się na jego plecach i wymierzył cios sprawiedliwości, powalając osiłka na ziemię. Sam Han był z lekka zdziwiony, że z jednym uderzeniem udało mu się osiągnąć tak niesamowitą moc, jednak nie zastanawiał się nad tym długo.
Korzystając z otumanienia przerażonego tłumu oraz chuligana, który otrzepał się z podłogi i skierował w przeciwną stronę, nastolatek zajął pierwsze miejsce w kolejce. W duszy cieszył się z grama szacunku, którym został obdarzony po incydencie z ciosem, jednak nie dał tego po sobie poznać. Stanął wprost przed panią sklepikarką, zmarszczył brwi i przybrał groźne spojrzenie, które sprawiało, że gęsia skórka była wręcz gwarantowana. Dumnie się wyprostował, a następnie odezwał najniższym tonem, na jaki tylko było go stać.
— Poproszę żelki Haribo.
::::::::::::::::::::::::::
— Chłopaki, dajmy czadu! Jesteście gotowi na rozwalenie tej sceny?!
Po owych słowach Jisunga, kilka osób w galowych strojach odwróciło się w jego stronę, obdarzając go powątpiewającym spojrzeniem. Rzecz jasna można by się z nimi zgodzić. Był to bowiem występ z okazji rozpoczęcia roku szkolnego, a nie metalowy koncert. Nic jednak nie zdołało zmniejszyć entuzjazmu czarnowłosego. Do czasu.
— Hola, zważaj na słowa. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że mówisz to całkowicie na serio. Dzisiaj nie ma żadnego rozwalania. Pamiętaj o tym, że dyrektorka jest pierwsza w kolejce do wywalenia nas z tej szkoły. – Bangchan z szerokim uśmiechem zakończył swoją wypowiedź, po czym zaśmiał się na widok zmarkotniałej miny młodszego i poklepał go po plecach. - Będzie dobrze, nie przejmuj się. W końcu co może pójść nie tak najlepszemu zespołowi w szkole?
— Dzięki, pocieszam się tym, że to mój ostatni rok. Potem już tylko ruszyć w świat i robić karierę.
Do występu Hana, Changbina oraz Bangchana zostało praktycznie kilka minut. Przez drzwi słyszeli ostatnie wypowiedziane słowa ich dyrektorki, a następnie delikatne dźwięki fortepianu, sygnalizujące o tym, że część muzyczna rozpoczęła się. Znaczyło to, że trio wchodziło na scenę zaraz po tym utworze. Gitarzysta ze skupieniem wymalowanym na twarzy wyjadał żelki z zakupionej przez siebie paczki, basista z kamienną miną wyłamywał sobie palce, a ich lider, opierając się o ścianę na korytarzu, miał w uszach słuchawki i z zamkniętymi oczami oddawał się owej przyjemności.
CZYTASZ
𝑃𝑟𝑒𝑡𝑡𝑖𝑒𝑟 𝑡ℎ𝑎𝑛 𝐹𝑟𝑦𝑑𝑒𝑟𝑦𝑘 𝐶ℎ𝑜𝑝𝑖𝑛 / 𝑀𝑖𝑛𝑠𝑢𝑛𝑔
FanfictionŻycie metalowca wydawało się Jisungowi wręcz usłane najpiękniejszymi, pachnącymi różami. Gdy przechadzał się po szkole rówieśnicy skandowali jego imię, a pierwszaki ze strachu przechodziły na drugą stronę korytarza. Można by rzec, że prowadził żywot...