III. Rozmowa w ciemności

107 12 15
                                    


Młody chłopak ostrożnie stawiał swoje kroki do przodu, uważając na to, żeby nie wpaść na żaden z przedmiotów znajdujących się w pokoju. Pod swoimi stopami wyczuwał różnego rodzaju kable, w które, przy chwili nieuwagi, mógłby się zaplątać i runąć jak długi, dlatego, kiedy po omacku odnalazł miękką kanapę, odetchnął z ulgą i usadowił się na niej. W całkowitej ciemności, z sekundy na sekundę, zaczynał dostrzegać coraz więcej szczegółów, dlatego z zaciekawieniem przypatrywał się pomieszczeniu.

Na ścianach dostrzegł rozmaite plakaty z filmów i seriali, na co przyznał w myślach gospodarzowi, że wyglądało to zjawiskowo dobrze. Sam zapragnął, żeby pokój w jego internacie nie wydawał się taki bezosobowy i biały, dlatego w podziwie pochłaniał widok umeblowania. W pewnym momencie jego oczy dotarły do wielkiego czarnego urządzenia i instrumentu, rozrzuconych w nieładzie, tak jakby ktoś odkładał je na miejsce w ogromnym pośpiechu, co nie było sprzeczne z prawdą. Skrzywił się wyraźnie na ten widok i prychnął pod nosem, nie mówiąc jednak niczego na głos. Usłyszał jedynie ciche westchnięcie młodszego obok siebie, a następnie poczuł, jak łóżko pod nim lekko się ugina.

— Mógłbyś mi powiedzieć, dlaczego nie spałeś? Obudziłem cię?

— Nie umiałem zasnąć, dlatego czytałem książkę przy zapalonym świetle. Nagle usłyszałem jakiś ciężki do określenia pisk, a następnie, bum, całkowita ciemność. Skojarzyłem ten dźwięk z twoim kosmicznym instrumentem, dlatego postanowiłem, że wezmę sprawy w swoje ręce. – Szatyn odezwał się półgłosem, a następnie wbił spojrzenie w czarnowłosego, który z niemrawą miną siedział na wprost niego. W jednej chwili Jisung wydał mu się nawet mniej irytujący niż zwykle, jednak szybko wyparł to ze swojej głowy, karcąc się.

To przez ten senny nastrój już nie umiem trzeźwo myśleć – wmawiał sobie.

— No to nieźle wziąłeś – stwierdził krótko, a starszy nabrał głęboki oddech i policzył do trzech, aby się uspokoić.

Tak, zdecydowanie jego wcześniejsze myśli były chwilą słabości. Han Jisung był najbardziej irytującym człowiekiem jakiego znał.

— Jak już o tym rozmawiamy. Czy możesz mi wytłumaczyć co robiłeś z tą gitarą, że wywaliło wszystkie korki? Nie wspomnę już, która jest godzina.

Brunet spuścił nerwowo wzrok, zaciskając palce. Wiedział już, że tej nocy cieszył się ostatnimi chwilami spokoju, o ile chwile spędzone razem z Lee Minho można owymi nazwać. Kiedy tylko pójdzie do szkoły nauczyciele nie dadzą mu żyć, a wśród uczniów ta informacja rozejdzie się natychmiastowo. Nie wątpił w to, że wszyscy dowiedzą się o sprawcy nocnej awarii. Każdy wiedział, kto, nadwyrężając nerwy dyrektorki, przetrzymuje gitarę w internacie i był pewien, że obudzone osoby nie będą próżnować. Miał sto procent pewności, że jakiś uczynny uczeń postanowi na niego nakablować.

— Brzmi głupio, ale zwyczajnie chciałem poćwiczyć. Praktyka czyni mistrza, co nie. Z zespołem mamy regularne próby, także nie można sobie odpuszczać.

— Chłopie, o trzeciej w nocy? - Pianista popatrzył na niego z poważnym powątpiewaniem.

— Tak wyszło. To nie moja wina, że przewracałem się w łóżku dobre pół godziny, nie umiejąc zmrużyć oka. Miałem w planach ćwiczyć cicho, ale chyba spalił mi się wzmacniacz. Rozbudziłem tym trzaskiem połowę internatu, przy okazji kopiąc sobie grób, bo moje starcie z dyrką będzie nieuniknione. – Im dłużej mówił, tym bardziej cichnął jego głos, a Minho momentalnie zrobiło się go żal. Pomimo wszystko, wiedział jakich problemów może się on niebawem narazić, a gdzieś z tyłu głowy zrodziła się w nim chęć podniesienia go na duchu. Choćby trochę.

— Pff, ta cała elektryka. Jakbyś grał na porządnym instrumencie, to coś takiego nie miałoby miejsca. – Po tych słowach resztki jego dobrego serca wyparowały całkowicie, a on sam strzelił się mentalnie w twarz. Jego natura wrednego buraka objawiała się w najmniej spodziewanych momentach, nie zawsze chciana.

Młodszy za to popatrzył się na niego z zaciśniętymi wargami i chęcią mordu w oczach. Lee już otwierał usta, aby zakłopotany załagodzić sytuację, jednak Han go wyprzedził.

— A ty co, że niby jesteś lepszy, bo chodzisz do szkoły muzycznej? - Zdenerwowane spojrzenie gitarzysty lustrowało go z góry do dołu i wpędzało w coraz większe wyrzuty sumienia. Czy uważał się za lepszego? Odpowiedź brzmiała: zdecydowanie tak. Czy pragnął się z nią w tym momencie otwarcie podzielić? Nie rozważał takiej opcji. Nawet maestro musi czasem trzymać swój język za zębami i nie narażać się na dodatkowy gniew swojego towarzysza.

— Ja... – I zamilkł. Szczerze musiał przyznać, że nie wiedział co powiedzieć. Zaczął mieć co do chłopaka mieszane uczucia. Z każdą chwilą się one zmieniały, co szczerze mu się nie podobało. Jakby najprostsza opcja – nienawidzić Jisunga – całkowicie przestała działać.

Siedzieli więc w ciszy. Minutę, dwie, a potem i kilkanaście. Formowali sobie w głowie, co takiego warto by powiedzieć na głos, lecz żaden nie zdobył się na to, aby zacząć rozmowę. W końcu czarnowłosy wbił na powrót wzrok w starszego chłopaka i odezwał się półgłosem.

— Wybacz za to, że zepchnąłem cię z tej sceny na rozpoczęciu roku.

Słowa te zdziwiły szatyna, a jedyne na co się zdał, to pokiwanie głową w zadumie.

— Już jest okej, nic mi się nie stało. Jedynie mój tyłek może mieć do ciebie większe zażalenia. – Słysząc to, Han uśmiechnął się półgębkiem, a Minho ziewnął przeciągle – Padam z nóg, gdzie mam spać?

— Bierz poduszkę i znajdź sobie miejsce na podłodze – powiedział brunet, rzucając pianiście wspomniany przedmiot i spychając go z łóżka.

Leżąc na podłodze nie umiał się nadziwić, jakim cudem nie udusił jeszcze Jisunga, który niemiłosiernie go denerwował i sprawiał, że na jego twarzy schowanej w poduszce błądził lekki uśmiech.

𝑃𝑟𝑒𝑡𝑡𝑖𝑒𝑟 𝑡ℎ𝑎𝑛 𝐹𝑟𝑦𝑑𝑒𝑟𝑦𝑘 𝐶ℎ𝑜𝑝𝑖𝑛 / 𝑀𝑖𝑛𝑠𝑢𝑛𝑔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz