VI. Latające nieszczęście

98 14 12
                                    


— Kim Seungmin, gdzie ty masz tą pałeczkę?! Skaranie boskie z tobą, wchodzimy na scenę za minutę.

— Bez obaw pani dyrygent, proszę się nie martwić. Przygotowałem się na taką sytuację.

Poważna mina nie opuszczała twarzy brązowowłosego nastolatka ani na moment. Sprawiał wrażenie profesjonalisty i miłośnika swojego fachu. Przynajmniej do czasu.

W chwili, w której sięgnął po podłużny pokrowiec i pomachał nim przed twarzą kobiety, tej momentalnie zrobiło się słabo, a przed oczami zatańczyły mroczki. Z ręką na sercu chwyciła się najbliższego parapetu i z wyrzutem popatrzyła na muzyka.

— Znowu!? Kiedy ty się w końcu nauczysz, że flet i pałeczka to nie jest to samo! – wypowiedziała wręcz płaczliwym tonem, bez krzty nadziei na udany występ.

— Zobaczy pani, to zawsze działa – stwierdził pewnym siebie tonem, a dyrygent powachlowała się dłonią i kręcąc głową, jak najszybciej oddaliła się od chłopaka. Ten wzruszył jedynie ramionami. Przecież nic nie musiał jej udowadniać. Sama się przekona, że będzie to występ zapamiętany na długie lata.

I miał rację. Niekoniecznie jednak był świadom tego, co miało dopiero nadejść.

::::::::::::::::::::::::::

Zaczęło się. Podszedł do swojego stanowiska i powolnie zaczął otwierać swój pokrowiec, słysząc już pierwsze dźwięki orkiestry. Ostrożnie wyciągnął z niego swój flet poprzeczny i przerzucił go z ręki do ręki uśmiechając się pod nosem na wspomnienie dawnych czasów, kiedy to wygrywał na nim rozmaite melodie. Cieszył się, że nie musi już tego robić. Po jednym utworze dostawał potężnego zapowietrzenia. Flet nie był jego bajką. Grał głównie dla mamy, która marzyła, aby jej syn został wirtuozem w tej dziedzinie, lecz on miał inne pobudki.

Od zawsze pragnął grać na perkusji.

Był to pomysł, który przyjął się jako absurdalny w jego domu. Matka, miłośniczka klasycyzmu, nie chciała o nim słyszeć, na siłę zapisując go na zajęcia z orkiestry i prywatne lekcje gry na flecie. Po wielu latach sporów, w końcu zgodziła się na alternatywne rozwiązanie. Pozwoliła grać mu na kotłach. Oczywiście w orkiestrze. Innego rozwiązania nie było.

Seungmin pogodził się już z wolą rodzicielki dawno temu. Nawet nie narzekał aż tak bardzo. Nie mógł co prawda dać całkowitego upustu swoim emocjom waląc w bębny jak mu się żywnie podoba, jednak miał teraz idealną okazję, aby wyżyć się na swoim znienawidzonym flecie. I postanowił ją idealnie wykorzystać.

Kolejny już raz walnął z całej siły w kocioł uśmiechając się diabelsko. Zastępcza pałeczka, pomimo niewygody w obsłudze, wydawała idealny odgłos. Poziom satysfakcji Kima ciągle wzrastał widząc pełne uznania spojrzenie pani dyrygent, więc grał coraz pewniej, mocniej uderzając w materiał.

To już był prawie koniec utworu, a szatyn mógł stwierdzić, że wszystko poszło idealnie. Zostało mu ostatnie uderzenie, aby nazwać ten występ czystą perfekcją. Pełen dumy z całej siły zamachnął się, aby wykonać fantastyczne zakończenie, jednak, kiedy jego flet był centymetry od powierzchni kotła...

Usłyszał najtragiczniejszy pisk w całym swoim życiu, tuż obok własnego ucha.

Yang Jeongin, chórzysta stojący tuż za nim, postanowił pomóc mu z zakończeniem utworu i wydał z siebie dźwięk wyższy od Whitney Houston. Nutę potężną i powalającą na łopatki każdego, kto kiedykolwiek ją usłyszy. Niestety, tym razem padło na stojącego tuż przed nim Kim Seungmina.

𝑃𝑟𝑒𝑡𝑡𝑖𝑒𝑟 𝑡ℎ𝑎𝑛 𝐹𝑟𝑦𝑑𝑒𝑟𝑦𝑘 𝐶ℎ𝑜𝑝𝑖𝑛 / 𝑀𝑖𝑛𝑠𝑢𝑛𝑔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz