V. Szkoła przetrwania

94 12 9
                                    


— Gdzie jest Jisung? Już godzina po czasie.

Na to pytanie perkusja przestała wydawać z siebie jakiekolwiek dźwięki, a zniecierpliwiony Bang wbił spojrzenie w swojego kolegę z zespołu.

— Facet z matmy kazał mu iść wczoraj do dyrektorki, pewnie zjadła go w tym gabinecie. Nie wiem czy jest szansa na to, że jeszcze kiedykolwiek go zobaczymy – westchnął. – A słyszeliście to? Wywaliło korki, kiedy akurat był w trakcie oglądania meczu. Han ma u niego przewalone do końca roku. Ja się dziwię, jak on przetrwał przez te wszystkie lata.

— Trzeba było nie włączać tej badziewnej gitary. Ma za swoje. – Panującą ciszę przeszył jeszcze jeden głos, dochodzący z oddalonego o kilka metrów fotela, na którym rozłożył się zadowolony Hwang. Nie raczył nawet obdarzyć swoich przyjaciół najdrobniejszym spojrzeniem, dalej szkicując w najlepsze. Muzycy czasem zaczynali żałować pozwolenia blondynowi na nielimitowane przesiadywanie w ich studiu muzycznym na próbach. Swoją obecnością w żadnym wypadku im nie pomagał. Zawsze miał coś do powiedzenia.

— Jakby to usłyszał, to byłoby już po tobie, Hyunjin. Traktuje tę gitarę lepiej niż własną rodzinę. Jak jesteś taki mądry, to powiedz chociaż gdzie go wywiało.

Po tych słowach rysownik dumnie się wyprostował i przybrał na twarz jeden ze swoich sztucznych uśmiechów. A wtedy już wszyscy byli przekonani, że chłopak doskonale wie.

— Poszedł z dyrektorką na trzygodzinny pokaz muzyki klasycznej wraz z pierwszakami.

— Co?! – Dwa pełne zdziwienia, jak i z nutką przerażenia, głosy wybrzmiały w powietrzu. – Ten człowiek tego nie przeżyje! – Ta myśl uderzyła w Bangchana zbyt mocno. Znał Jisunga nie od dziś i wiedział, że będą to najgorsze godziny jego życia. Był nawet skłonny wierzyć, że brunet w akcie desperacji wyskoczy przez okno.

— W dodatku kazała mu założyć garnitur. Widziałem przez szybę.

— Garnitur?! – Ta informacja była zbyt niemożliwa do przetrawienia, dlatego po kilku sekundach Seo stwierdził, że jego mózg do niczego się już nie nadaje. Całkowicie się przegrzał. Choć nie tylko jego. Głośny śmiech Chrisa rozbrzmiał na całe pomieszczenie, skutecznie pokazując miarę absurdu całej tej sytuacji.

— Trzymaj mnie, Changbin, bo padnę. Musimy go koniecznie zobaczyć – wysapał.

— Stary, możliwość wydarzenia się takiej sytuacji wynosiła równo jedną tysięczną procenta – wyszeptał niemrawo brunet, dalej próbując dojść do siebie.

Wtem z drugiego końca pokoju rozległ się bliżej niezidentyfikowany pisk należący do Hwanga.

— Brawo Changbin! Zaskoczyłeś mnie. Myślałem, że masz pałę z matematyki!

::::::::::::::::::::::::::

— ….Jisung! Han Jisung!

Słowa dochodziły do czarnowłosego jak przez mgłę. Czuł się zupełnie spokojnie i błogo, nie musząc martwić się problemami teraźniejszego świata. Tak lekko i magicznie, beztrosko i.....

— Ała!

Nagłe uderzenie w ramię całkowicie wybudziło go z nieplanowanej drzemki, a wypowiadane kobiecym głosem zdania w końcu nabrały jakikolwiek sens.

— Han Jisung! Nieszczęście społeczne, wstawaj! Kto to widział, żeby spać w takim momencie. Gdzie twoja dojrzałość?! — Głośny szept dyrektorki sprawił, że natychmiastowo powrócił myślami na ziemię, przypominając sobie o miejscu, w którym się znajdował.

— Ach, tak. Sorki – wydukał nieprzytomnie i potrząsnął głową, próbując się ocknąć.

Szkoła muzyczna. Raj dla kujonów i prymusów bez życia. Pochłaniacz radości i przyjemności. Oraz Han Jisung. Człowiek, który zapierał się, że nigdy nie postawi nogi w tym budynku, aktualnie znajdujący się na jednym z krzeseł na widowni.

Chłopak przewrócił oczami i zacisnął mocno powieki ze złości widząc, że spał jedynie przez godzinę. Znaczyło to, że zostały mu jeszcze calutkie...dwie. Westchnął cierpiętniczo i ze zrezygnowaniem podniósł głowę rozglądając się na boki. Znajdował się w wielkiej auli, w której na samym przedzie znajdowała się scena na podwyższeniu. Całe pomieszczenie pełne było bogatych zdobień i wzorów, dając Jisungowi wrażenie, że jego garnitur idealnie wpasowuje się w tą szopkę. Poczuł się jakby obdarto go ze skóry. Tęsknił za swoimi glanami i koszulką, którą nosił już tydzień.

Nawet nie zarejestrował, kiedy grany utwór dobiegł końca, a na scenę wchodzili kolejni artyści. W jego planach była dalsza drzemka, stwierdzając, że nie ma nic ciekawszego do roboty. Próba przetrwania w muzycznej zaliczała się do jednej z trudniejszych rzeczy z jakimi kiedykolwiek dane mu się było zmierzyć. Dyskretnie zerknął w swoją lewą stronę, sprawdzając czy pani dyrektor zwróci uwagę na jego ponowny wybryk, ale ta zapatrzona była przed siebie jak w obrazek. Han uśmiechnął się zadowolony pod nosem i już w planach miał usadowienie się wygodnie na oparciu, kiedy jego spojrzenie powędrowało w to samo miejsce. Momentalnie zamarł.

Centralnie na środku sceny znajdował się siedzący przy fortepianie Lee Minho, u jego boku zaś drobny blondyn, którego gitarzysta kojarzył jedynie z widzenia, stojąc przygrywał melodię na skrzypcach. W pierwszym odruchu czarnowłosy przewrócił oczami. To był już kolejny raz, w którym napotykał Minho w zupełnie przypadkowych momentach swojego istnienia. Kiedy w końcu przestawał przypisywać mu najgorsze zło tego świata, ten wyłaniał się zza rogu i na nowo straszył swoją obecnością. Po dłuższym zastanowieniu się jednak, Jisung stwierdził, że utwór nie jest taki zły.

Nie mógł zmusić się do tego, aby na powrót zamknąć oczy, dlatego przez ten cały czas wgapiał się w szatyna ze zmarszczonymi brwiami. Z każdą sekundą jednak, wyraz jego twarzy łagodniał, a jego spojrzenie wyłapywało coraz to więcej szczegółów. To jak delikatnie Lee sunie po klawiszach, z jaką gracją podnosi dłonie do góry, przymierzając się do kolejnego uderzenia. Jak przymyka oczy wczuwając się w ukochaną muzykę i nieświadomie wydobywa z Hana zupełnie nieznane mu emocje. Niczym zaczarowany wpatrywał się w tą scenę i nie umiał oderwać od niej oczu. Gdzieś z tyłu głowy zdrowy głos rozsądku nakazywał mu, aby przestał zachowywać się w taki sposób, lecz ten go nie słuchał. Ocknął się dopiero, kiedy poczuł przyśpieszone bicie swojego własnego serca przy końcu utworu. Przestraszył się nie na żarty i przełknął z trudem ślinę, dając sobie mentalnego plaskacza.

Co się z tobą dzieje, Han Jisung. Zupełnie powariowałeś...

Nad większym znaczeniem swoich reakcji nie miał czasu się zastanowić, ponieważ na scenę wkroczył inny wykonawca. Tak samo nudny i pospolity jak pozostała reszta. Jisung powrócił myślami na ziemię, a słysząc, jak nieumiejętnie osoba przed nim uderza w klawisze, westchnął i oparł się na powrót o krzesło. To zupełnie nie to samo, co Minho. Te myśli krążyły w jego umyśle nawet po tym, jak przymknął oczy i oddał się całkowicie krainie błogiego snu.

Do czasu, aż nie rozbudził go przeraźliwy krzyk i potworny ból głowy, promieniujący z każdą chwilą coraz bardziej.

𝑃𝑟𝑒𝑡𝑡𝑖𝑒𝑟 𝑡ℎ𝑎𝑛 𝐹𝑟𝑦𝑑𝑒𝑟𝑦𝑘 𝐶ℎ𝑜𝑝𝑖𝑛 / 𝑀𝑖𝑛𝑠𝑢𝑛𝑔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz