Rozdział XIV

120 10 19
                                    

W milczeniu pokonywałyśmy drogę w stronę grobowców. Nie natknęłam się na żadne rozwidlenie, więc pozostawało mi liczyć, że to właśnie tam prowadził ten przeklęty tunel. Czując na sobie spojrzenie mrocznej, walczyłam ze zmęczeniem, ale niekończący się widok zamarzniętego marmury sprawiał, że zaczynałam wątpić, czy dane mi będzie jeszcze kiedyś zobaczyć niebo. Wszystko mówiło mi, że Sedrik został daleko w tyle. To dlatego każdy krok przypominał brodzenie w błocie.

- W tym tempie droga na powierzchnię zajmie ci wieki. - Usłyszałam za plecami.

Mara musiała liczyć, że mroczny dogoni nas, nim dotrzemy do katakumb pod ruiną świątyni. Wyjście na powierzchnię nie tylko dla mnie mogło skończyć się niechybną śmiercią.

- Nic dziwnego, że Namiestnik musiał cię stąd wydostać - mruknęła.

Nie pozwoliłam, żeby martwe oblicze elfa nawiedziło moje myśli. Odwróciłam się, zaciskając pięści.

- Kto kazał mu mnie odszukać?

Mara zastygła w półkroku unosząc brwi, jakby nie słyszała głupszego pytania.

- Dobrze wiesz, komu służył twój mąż.

Bezimienny Władca Czarnej Ziemi zdawał się być bardziej mitem niż prawdziwą istotą. W posiadłości Namiestnika nie rozmawiano o jego rządach. Czasem tylko słyszałam o nadchodzących obradach, na które Vardir udawał się za mury Mglistego Miasta, gdzie pod warstwą wiecznie opadających chmur, Mroczni trwali przekonani, że świat należy do nich.

- Widziałaś go? Waszego króla? - zapytałam.

Prawdziwy lub nie, ktoś rozkazał Vardirowi odszukać mnie w podziemiach. Jeśli ten ukrył, że nie zdołał zabić ostatniej Kapłanki, wieść o nocnej elfce przemierzającej południową krainę na pewno zdążyła dotrzeć już do miasta krwiopijców. Być może teraz Śmierć w końcu miała przyjść i po mnie.

- Władcę widuje tylko Rada. - Elfka oparła się o ścianę krzyżując ręce na piersi. - Nikt poza nimi nie ma wstępu do Czarnego Pałacu.

Chciałam zapytać o tę całą Radę, ale nagły powiew chłodu sprawił, że Mara dobyła broń patrząc w dal, jakby mogła dostrzec ruch pośród napierającej na nas nicości. Strach pojawił się na jej twarzy, kiedy z głębi bezgranicznej pustki, dotarł do nas zgodny szczęk dobywanych ostrzy.

- Biegnij! - krzyknęła w tym samym momencie, kiedy zakapturzony wojownik oderwał się od ciemności, niczym strzęp upiornej szaty.

Elfka nie dała rady odeprzeć ataku. Uderzyła o ścianę, nie wypuszczając z dłoni miecza, mimo że uderzenie wgniotło ją w marmur. Nie zdążyłam zobaczyć nic więcej, bo ktoś chwyciła moje ręce i wykręcił je gwałtownie z siłą zdolną oderwać kończyny od reszty ciała.

Jęk bólu przerodził się w moim gardle w ryk gniewu, kiedy szarpnęłam próbując uwolnić nadgarstki z zaciskającego się na nich sznura. Popchnięta, runęłam twarzą na kamienną płytę, z którą zderzenie prawie pozbawiło mnie świadomości.
Mara znowu zaatakowała, mimo że była sama przeciwko trójce wyszkolonych zabójców. Usłyszałam krwawe charknięcie i kiedy w końcu udało mi się wymrugać umysł z ciemności zobaczyłam, jak mroczna podlatuje w górę nabita na długi miecz.

Zbliżające się ostrze, odwróciło moją uwagę. Zacisnęłam wargi, nie pozwalając, żeby ból zgniatanych pod butem nadgarstków, wydusił ze mnie jakikolwiek dźwięk, kiedy nieznajomy, stojący nade mną, przycisnął mnie mocniej do ziemi. Chciał być pewny, że nie uda mi się wyswobodzić rąk.

Głosy elfów, jak zachrypnięte szepty, dołączyły do szumu pulsującej w mojej czaszce krwi. W końcu jeden z nich przerzucił mnie przez ramię, mamrocząc coś, gdy przypadkowo dotknął kawałka skóry, odsłoniętej przez rozcięcie mojej sukienki. Zdrętwiałam, jak rzucona między trupy.

Migotanie w Mroku. [Zakończone - Przed korektą]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz