Rozdział XII

51 6 7
                                    


    Mroczni wkrótce byli gotowi do drogi, chociaż nasza wyprawa nie miała szansy się udać. Nawet jeśli Sedrik i Vardir potrafiliby powstrzymać się przed rozszarpaniem sobie gardeł, to wątpiłam, żeby byli zdolni wygrać z pragnieniem. Zwłaszcza, kiedy dookoła ciągle unosić się będzie woń mojej krwi.

Najwyraźniej tylko ja miałam wątpliwości. Mara skupiała się na targowaniu, by nie musieć dzielić siodła z Namiestnikiem.

– Może nocna pojedzie ze mną – zaproponowała, kiedy Sedrik zajął swoje miejsce na grzbiecie Wrońca. – Ty i namiestnik wyglądacie razem bardzo... ciekawie.

Vardir zamruczał rozbawiony, a ja skrzywiłam się podchodząc do kruczoczarnego rumaka. Nawiedzone tunele mogły stać się naszym grobowcem, ale śmierć nie wydawała się być taką złą opcją.

Sedrik zamiast posadzić mnie przed sobą jak zwykle, wyciągnął do mnie rękę. Spojrzałam na jego dłoń, gdzie wychodzące spod rękawa, drobne żyły, przypominały na jego skórze pęknięcia w tafli lodu. Nie miałam pojęcia, kiedy ostatni raz zaspokoił pragnienie, ale duża ilość ciemnych żył na ciałach mrocznych oznaczała głód nie do zniesienia. Czarnooki miał ich na sobie więcej niż jakikolwiek inny elf, którego kiedykolwiek spotkałam.

To nie to sprawiło, że się zawahałam. Coś mówiło, mi że niemądrze było go teraz dotykać. Jednak tak, jak w przypadku księgi, głos ten okazał się zbyt cichy. Chwyciłam dłoń mrocznego, wkładając stopę w strzemię, tylko po to, żeby znieruchomieć w połowie drogi, kiedy rozlało się po mnie znajome ciepło. Gdyby nie, to że Sedrik przyciągnął mnie do siebie, zostałabym w tej pozycji, gapiąc się na nasze złączone dłonie, czekając aż obie obsypią się w popiół.

Usiadłam w siodle, zaciskając płonące palce, chociaż dłoń mrocznego była już na wodzy. "Cholera." Zaklęłam, zdając sobie sprawę, że sukienka, którą dała mi mroczna, miała rozcięcia po bokach, przez co moje nogi były teraz odsłonięte aż po same biodra. Kreacja bez wątpienia nie służyła do tańca, a raczej do miażdżenia kopniakami szczęk, chociaż elfka na pewno miała dla niej jeszcze inne zastosowanie.

Nosiłam wysokie do kolan buty, które zasłaniały moje łydki, ale skóra nad nimi mieniła się zdradziecko, przyciągając uwagę wszelkiej żywej istoty... i martwej.

- Chyba zatęsknię za tamtym duszeniem. - Mara nie zamierzała się nie gapić.

Zacisnęłam zęby ignorując jej zaczepki, żeby zaraz wstrzymać oddech, kiedy poczułam na udach muśnięcie marznącego dymu.

Mroczna spojrzała na siedzącego za mną demona. Uniosła dłonie w przepraszającym geście i skupiła się na zapinaniu klamer przy swoim siodle. Stojący obok Vardir, nie zamierzał pójść w jej ślady. Oparty o kolumnę z rękoma skrzyżowanymi na piersi, przesunął wzrokiem po moim ciele, jakby jego źrenice potrafiły przecinać materiał.

Nie miał szansy zareagować, gdy czarne smugi przeszyły powietrze zaciskając się na nim sznurem cieni. Szarpnięcie poderwało elfa z ziemi i posłało bliżej nas, gdzie jego zesztywniała szyja, spotkała się z dłonią Sedrika.

- Udajesz odważnego... - Czarnooki przyciągnął go do swojej twarzy. - Ale ja wciąż czuję na języku smak twojego strachu.

Nawet Wroniec zastygł na moment. Gdy wypuścił zatrzymane w płucach powietrze, byłam pewna, że dla podkreślenia słów swojego pana z jego nozdrzy buchnie ogień. W następnej chwili Namiestnik wylądował twardo na ziemi obok konia Mary.

- Jedź blisko mnie. - Sedrik szarpnął za wodzę.

Oderwałam wzrok od Vardira, kiedy ruszyliśmy nie czekając na dwójkę. Nie rozumiałam, dlaczego nie dosięgnął mnie ból, kiedy jego głowa uderza o kamienie. Kiedy ich ostre krawędzie rozcięły jego skórę. Jedyne co czułam, to dotyk cieni, wędrujący po mnie, jakby stykające się ze mną ciało, miało zaraz zapłonąć.

Migotanie w Mroku. [Zakończone - Przed korektą]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz