Wroniec zaczął biec, zanim nasze ciała zdążyły całkowicie zmaterializować się na jego grzbiecie. Pęd powietrza przeniknął przeze mnie, jak wiatr przez cienki materiał, studząc wszelkie emocje. Na krótką chwilę, pozbawiona fizycznej postaci, stałam się niczym więcej niż częścią otaczającej nas mgły. Zjawą pośród kłębów dymu.
Otaczająca mnie ręka nie pozwoliła, żebym rozpłynęła się w ciemnościach. Zajęliśmy swoje miejsce w siodle, ale nie mogłam się rozluźnić, bo przylegająca do mojego boku dłoń, zaczynała poważnie utrudniać mi oddychanie. Przez mokry od wody materiał sukienki, palce mrocznego parzyły, jak rozżarzone węgle. Gdyby nie one szczękała bym zębami z zimna, ale drgnęłam bojąc się tego, dokąd mogło zawędrować pulsujące od nich ciepło. "Dam sobie radę." Wydusiłam.
– Masz złamane żebro. – Sedrik przycisnął mnie mocniej do siebie.
Gorąco dosięgło moich policzków. Zacisnęłam powiek, chcąc oczyścić umysł, ale moje myśli powędrowały własną ścieżką. Zapragnęłam dowiedzieć się więcej o Sedriku. Czy w ciągu swojego długiego życia założył rodzinę?
Nie licząc kilku zmarszczek, wciąż wyglądał młodo, chociaż liczył sobie więcej lat niż jakikolwiek inny elf. Ja sama byłam niewiele młodsza, ale upływ czasu wyglądał dla mnie inaczej. Większość życia trwałam zamrożona w podziemiach, nie będąc świadkiem tego, jak zmieniał się świat. Sedrik musiał żyć. Wiedziałam, że jako nocny, najstarszy syn Terven nigdy się nie ożenił, ale gdyby chciał mógł mieć potomstwo, nawet po nadejściu ery Cieni. Elfki z północy na pewno rozpoznawały w nim królewską krew. Było ją nie tylko słychać w jego głosie, ale też widać w każdym ruchu.Dźgnęłam mrocznego łokciem, próbując pozbyć się z głowy natarczywych obrazów, tylko że podczas gdy ten nawet nie drgnął, na moje usta cisnął się niemy jęk. Zacisnęłam zęby.
– Co teraz... z Vardirem? – Na samą myśl o więzi z nim robiło mi się niedobrze.
Otaczające mnie ciało ostygło, gdy tylko wypowiedziałam imię Namiestnika.
– Będzie błagał mnie, żebym go od siebie uwolnił.
*
Dzięki naszej prędkości wkrótce znaleźliśmy się na krańcu przeklętej krainy, gdzie na horyzoncie, samotna wyspa odcinała się na tle gwiaździstego nieba. Nie potrzebowaliśmy łodzi, żeby dostać się na odległy ląd. Wroniec pogalopował po powierzchni wody, jakby pokrywała ją cholerna tafla lodu.
– Co to za miejsce? – zapytałam, gdy udało mi się wyjść z szoku.
– Wyspa Umarłych.
Wysepka zaczynała jaśnieć w świetle wstającego słońca, gdy dotrwaliśmy do kamienistej plaży. Porastały ją te same iglaste kolosy, co na pozostałych terenach należących do mrocznych, ale nie docierała tutaj mgła. Ziemia była bardziej sucha, a powietrze odrobinę mniej lodowate.
Koń Sedrika nie zwolnił, dopóki naszym oczom nie ukazała się stojąca po środku lądu nieduża posiadłość. Obrośnięta bluszczem, wyglądałaby na opuszczoną, gdyby nie ustawione w oknach świece, rzucające słabe światło na kwiaty rosnące pod jej murami. Rośliny te podobne do róż, pięły się na pojedynczych, pozbawionych kolców łodygach. Ich drobne liście wyglądały, jakby pokrywał je srebrny pył, a czarne płatki zaczęły chować się przed nadejściem dnia.
Kiedy wjechaliśmy na ścieżkę, prowadzącą prosto na ganek, drzwi otworzyły się, zgrzytając na starych zawiasach, za którymi wysoka elfka powitała nas spojrzenie. ciemnoczerwonych oczu. Jej długie, hebanowe włosy spływały luźno na ramiona, nieco potargane, jakby ta dopiero wstała, a raczej dopiero co się położyła. Rasa przeklętych wolała przesypiać czas, gdy na niebie wisiało słońce. Zbliżał się świt, a jego pierwsze promienie były szczególnie nielubiane przez takich, jak ona.
CZYTASZ
Migotanie w Mroku. [Zakończone - Przed korektą]
Romance***Opowiadanie w stylu mrocznego romantasy z elfami, potworami i klątwą napisaną przez przeznaczenie.*** Słońce dało im życie. Księżyc miał czuwać nad nimi w ciemnościach... Maire jest jedyną nocną elfką, która przetrwała upadek magii. Ostatnią ist...