Rozdział XI

44 5 6
                                    


– Masz konia? – Wpadłam do chaty, gdzie
mroczna kończyła zasłaniać okna kurtynami grubego materiału. Za każdym razem, gdy marne światło północnego nieba dotykało jej skóry, krzywiła się z obrzydzeniem.

– Może – oparła, z ulgą patrząc na ciemny salon.

– Muszę wydostać się z wyspy. – Rzeczy Sedrika zniknęły, tak samo jak Wroniec. – Potrzebuję twojego konia – powtórzyłam.

– Nigdzie się nie wybierasz. – Mara usiadła przy kominku. Opierając plecy o skórzane obicie uniosła brodę, obserwujących mnie oczami zdecydowanie zbyt głodnymi.

Ruszyłam z miejsca, gotowa wywlec ją na słońce. Mara wstała spotykając się ze mną twarzą w twarz, tyle że jej była o głowę wyżej.

– Bardzo chętnie się z tobą poprzepycham, ale wolałabym nie narażać się pewnej bestii. – Widoczne na skórze elfki żyły, wędrowały po jej skroniach w kierunku powiek, gdzie znikały pod warstwą ciemnego makijażu.

– Czego Sedrik szukał w tamtej księdze? – Nie odsunęłam się, dając jej do zrozumienia, że nie zamierzałam odpuścić.

– Wzmianki o więzach krwi. 

Najwyraźniej miałam przed sobą kogoś, kto lubił zdradzać sekrety mrocznego.
Powinnam była wykorzystać to, że zostałyśmy same, ale elfka nie dała mi szansy zadać kolejnego pytania.

– Idź spać. – Odsunęła się. – Pogadamy, kiedy wzejdzie księżyc.

Nie protestowałam, gdy wskazała mi drogę na piętro. Czy tego chciałam, czy nie, potrzebowałam odpoczynku. Poza tym, nocni też woleli budzić się, gdy na niebie zaczynały migotać pierwsze gwiazdy.

Kiedy Mara zamknęła za mną drzwi do ogromnej sypialni, moja wdzięczność za możliwość snu w wygodnym posłaniu zgasła, jak zdmuchnięty płomień świecy. Znalazłam się w pokoju, w którym niemal wszystko było czarne. Tylko rozłożona na wielkim łożu pościel, miała barwę znienawidzonej przeze mnie czerwieni. Pusty kominek wyglądał na dawno nieużywany, a w powietrzu unosił się zapach kurzu.

Zupełnie, jakbym znowu trafiła do posiadłość trupów.

Nie mając najmniejszej ochoty, kłaść się do łóżka, usiadłam w fotelu równie twardym, co ten który stał w moim dawnym więzieniu. Wątpiłam, żeby udało mi się zasnąć. Moje myśli przeskakiwały między obrazami ze wspomnień Sedrika, lecz nie potrafiłam przywołać do siebie tych, które pozwoliłby mi dowiedzieć się więcej o ukrytym przede mną przeznaczeniu.

Nic nie miało sensu. Jeśli czarnooki pragnął tej samej władzy, co jego ojciec - stać się jedynym bogiem, dlaczego nie szukał nocnej, której krew dałaby mu siłę? Dlaczego nie zatopił we mnie kłów, gdy tylko znalazłam się w jego ramionach?

Nie tylko nasze pierwsze spotkanie wyglądałoby inaczej. Hana byłaby martwa w noc, w którą ich ścieżki połączyły się sobą. Tylko, że wtedy Sedrik pragnął śmierci. Wzywał ją do siebie strugami przelanej krwi, zapominając, że została ona zamknięta w jego oczach.

                                  *

    Kolejny koszmar wyrwał mnie ze snu. Uniosłam powieki, mając wrażenie jakbym przespała następny wiek. Pozbawiona światła sypialnia aż za bardzo przypomniała podziemia, w których znalazł mnie Namiestnik.

Jeśli tereny nad nimi nazywano przeklętymi, to pod ziemią musiał znajdować się przedsionek do samej Otchłani. Tunele pod Mglistym Miastem były tworem prosto z koszmarów, a wspomnienie przesiąkniętej śmiercią pustki, było jednym z tych, które pragnęłam zapomnieć.

Migotanie w Mroku. [Zakończone - Przed korektą]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz