Już z daleka mogłam dostrzec białe włosy, wciąż promieniujące magią, mimo że Hana znalazła się pośród kruczoczarnej mgły. Jej źródłem był unoszący się nad ziemią, ogromny onyks, który wyglądał, jakby zamknął w sobie najczarniejszą noc. Emanująca od niego siła była, tak samo lodowata, jak ta, która otaczała wrota Otchłani, wabiąc jednocześnie niebieskawym blaskiem.
– Hana! – zawołałam, przyciągając uwagę leśnej. Odwróciła się, a kiedy mięśnie jej twarzy ściągnął strach, przypominała mi żarzących się za mną czarnoczerwonych oczach. – To nie moja krew. – wyjaśniłam, gdy znaleźliśmy się bliżej widząc, jak leśna zaciska pięść, w której bardzo szybko mogła pojawić się strzała.
– Leśnego? – spytała.
– Mrocznego. – Sedrik pociągnął za wodzę, zatrzymując konia.
Jego uwaga przeskoczyła na zawieszony przed nami kryształ. Z bliska mogliśmy zobaczyć, że ściekający po nim dym, zasłaniał gładko wyszlifowaną powierzchnię, w głębi której lśniły ukryte drobinki. Nawet nie wiem, kiedy razem z mrocznym znaleźliśmy się na ziemi. Dopiero, kiedy oderwałam wzrok od zamkniętej przede mną magii, zorientowałam się, że białowłosa podeszła bliżej kryształu.
Sedrik wyprzedził mnie, wyrwany z tego samego odrętwienia, ale było już za późno. Dłoń Hany dotknęła klejnotu, a wtedy magia Pustkowi uderzyła w nas zmrożonym powietrzem.
Śnieg spod naszych stóp zniknął zastąpiony drewnianą podłogą, z którą moja twarz spotkała się jako pierwsza. Próbując złapać oddech w kłębach kurzu, który tłumił światło księżyca, wstałam najszybciej jak mogłam.
Promienie przedzierały się do środka niewielkiej chaty przez brudną szybę, jedynego okna. Zastygłam, kiedy ogromny cień zasłonił blask, żeby zaraz cofnąć się razem z nagłym podmuchem wiatru. Ściany pojaśniały, gdy Sedrik odszedł od otwartego teraz okna, wpuszczając kolejne uderzenie świeżego powietrza.
Wiatr rozwiał jego rozpuszczone włosy. Nie wyglądał, jakby podróż w przestrzeni, którą zafundowały nam Białe Pustkowia wywarła na nim jakieś wrażenie. Przynajmniej tak mi się zdawało, dopóki nie zobaczyłam niebieskawego błysku w jego oczach. Mroczna magia sprawiła, że czerwień całkowicie zniknęła z jego tęczówek, na nowo zastąpiona czernią.
– Gdzie jesteśmy?
Podeszłam do okna. Księżyc był ledwo widoczny zza unoszącej się na zewnątrz mgły. Jego blask docierał, jednak do ziemi, co dla nocnego elfa było wystarczające, żeby móc widzieć w ciemnościach.
Chata, w której się znaleźliśmy stała na uboczu, pośród dobrze znanych mi iglastych drzew. Między pniami, pomimo mętnego powietrza widoczne były światła ulicznych lamp.
– Mgliste Miasto – odpowiedziałam sama sobie czując, jak moja krew zamarza. Kamienny labirynt zabudowań był domem tysięcy mrocznych. Potworów gorszych niż bestie z Otchłani, zdolnych do czynienia nieopisanego zła. – Musimy odnaleźć Hane. – Spojrzałam na Sedrika.
Świadomość, że elfka mogła trafić, gdzieś pośród kłęby mgły...
– Nie ma jej tam.
Mroczny odszedł w głąb chaty. Mogłabym przysiąc, że gdy odwrócił ode mnie wzrok, coś zamigotało w jego oczach.
Pod ścianą stała samotna szafa, którą odsunął jedną ręką, mimo że jej ciężar wyrył wyraźne rysy w drewnianej podłodze. Pokazał mi bym ruszyła przodem przez wcześniej ukryty pod meblem właz.
– Co to za miejsce? – Skrzywiłam ręce na piersi. – I jakim cudem się tu znaleźliśmy?
Sedrika ukrywał tajemnice, o których nawet Hana nie miała pojęcia. Tajemnice, które mogłabym pozbyć, gdybym miała odwagę znowu zajrzeć do jego wspomnień.

CZYTASZ
Migotanie w Mroku. [Zakończone - Przed korektą]
Romansa***Opowiadanie w stylu mrocznego romantasy z elfami, potworami i klątwą napisaną przez przeznaczenie.*** Słońce dało im życie. Księżyc miał czuwać nad nimi w ciemnościach... Maire jest jedyną nocną elfką, która przetrwała upadek magii. Ostatnią ist...