Powietrze pachniało spalinami, a zachodzące słońce na horyzoncie najeżonym wysokimi budynkami miasta tonęło w smogu. Jeong-guk przeciskał się właśnie swoją hondą CBR pomiędzy samochodami stojącymi w korku i podjechał pod sam semafor. Trącił niechcący po drodze manetką lusterko niebieskiego Hyundaia i usłyszał za plecami przekleństwo kierowcy. Nic sobie jednak z tego nie zrobił. Zadarł głowę i spojrzał na semafor. Gdy czerwone światło zmieniło się na zielone, przegazował, a przeraźliwy pisk opon, a następnie trzask z rury wydechowej wystraszył przechodniów.
Usłyszał kolejnych kilka przekleństw i zaśmiał się głośno, rozbawiony. Pokazał środkowy palec jakiemuś dresowi, który groził mu pięścią, a potem pomknął już przed siebie, wciąż śmiejąc się głośno. W połowie drogi do kolejnych świateł usłyszał w słuchawce nadchodzące połączenie.
— Braciszku? Co tam? — odebrał przez zestaw głośnomówiący zamontowany w kasku. — Prowadzę, to coś ważnego? Jestem spóźniony do pracy — ponaglił.
Wiedział, po co dzwoni Jeong-hyun i jego usta skryte za szybką kasku zwinęły się w cienką linię. Po szerokim uśmiechu nie było już śladu.
— Tak tylko dzwonię, bo nie spotkałem cię, nim wyszedłeś, żeby ci przypomnieć, że w tym miesiącu twoja kolej na pamiątkę po starym — usłyszał po drugiej stronie.
Westchnął ciężko na tę wzmiankę i zatrzymał się na kolejnym czerwonym świetle. Prawą nogą z lekkością podparł ciężką jak smok maszynę. Busan, pomimo piątku było dziś wieczór wyjątkowo zakorkowane.
— Taaa pamiętam o tym przekleństwie — powiedział zrezygnowany. — Nie musisz mi przypominać. Czasem mam ochotę iść i napluć mu za to na nagrobek — warknął z irytacją, wspominając ojca.
Jeong-hyun prychnął z pogardą w słuchawce.
— Wiem, też mam czasem na to ochotę, ale potem przypominam sobie, że nawet tyle nie był wart. Poza tym on nie żyje. Nie powinniśmy mówić źle o naszym ojcu — zwrócił mu uwagę.
Jeong-guk znów westchnął ciężko. Jeong-hyun był od niego sporo starszy, a przez to prawdopodobnie był rozważniejszy. Czasem Jeong-guk miał wrażenie, że są wychowani inaczej. Jakby w dwóch różnych epokach.
— Szkoda mi mamy.
Na chwilę zapadła cisza.
— Wiem, że ci jej brakuje — powiedział Jeong-hyun. — Ja też za nią tęsknię, ale wyjdziemy z tego, zobaczysz.
Jeong-guk prychnął rozgoryczony.
— Wiem, wiem Jeong-hyun — przytaknął bratu. — Muszę kończyć, na razie — burknął i nie czekając na pożegnanie, rozłączył rozmowę.
Przełknął gulę w gardle, która zawsze się pojawiała, gdy wspominał matkę i ruszył z miejsca. Nie ujechał jednak daleko, bo znów utknął w korku. Nie miał już nawet ochoty wkurzać przechodniów.
Wyjdziemy, kurwa, jak osiwieję! — klął w myślach.
Miał dwadzieścia cztery lata, a pamiątki po starym, jak mieli w zwyczaju mówić z bratem o długu, który zostawił im po sobie ojciec, przewidywali pozbyć się za jakichś piętnaście. Ojciec zaciągnął kredyt hipoteczny, a gdy nie dawał sobie z nim rady, w kasynie przepuścił wszystko, co mieli, licząc na łut szczęścia. Potem zachlał się na śmierć.
Będę kurwa starcem! Kutas! — złorzeczył na niego, ale tak naprawdę był zły na ojca za to, co zrobił matce.
Z utrapienia zachorowała i zmarła, krótko po tym, jak bank odebrał im dom i jej ukochany ogród. Nagle z dobrze sytuowanej rodziny stali się niemalże żebrakami. Gdyby nie Jeong-hyun, który miał już wtedy swój dom i rodzinę oraz dobrze płatną pracę, to matka nie miałaby się gdzie podziać. Jeong-guk wstąpił do wojska i tym samym przetrwał jakoś najgorszy okres. Miał co jeść i gdzie spać. Teraz sam pomieszkiwał u niego kątem, a w rewanżu spłacał co drugi miesiąc ratę w banku. Nie stać go było na wynajem, poza tym szkoda było na to kasy. A wszystko przez to, że ojciec ukrywał przed nimi swój hazardowy nałóg, jak i kłopoty, których się nabawił z tego tytułu. Bank bowiem nie był ich jedynym zmartwieniem. Ojciec zaciągnął pożyczkę u jakiegoś gangstera, który teraz deptał im po piętach i straszył, że odstrzeli im obu jaja, a następnie ich głowy nabije na pal, jeśli nie spłacą zobowiązań.
CZYTASZ
PENTHOUSE || Taekook
FanfictionPenthouse to opowieść o rozwiązłym właścicielu imperium hotelarskiego, który nie chowa się za pozorami, nie próbuje zgrywać porządnego, sypia, z kim popadnie, a zwłaszcza ze swoimi pracownikami, a zdanie innych ludzi ma za nic. Jest bogaty, przystoj...