Róża trzecia

511 53 41
                                    

Była czwarta nad ranem z minutami, gdy Tae-hyung usłyszał czytnik karty w drzwiach wejściowych do swojego apartamentu i zerwał się z pościeli. Wiedział, że to JK, choć od wydarzeń na plaży minęło kilka dni. Wciąż nie chciał się z nim widzieć, a już na pewno nie półnagi, bo jedynie w samej bieliźnie, dlatego stanął za regałem z książkami i postanowił przeczekać. Z antresoli miał cały salon i wejście na taras widoczne jak na dłoni, podczas gdy on sam był dla kogoś na dole niewidoczny. Tak miało pozostać. Wyglądał i czuł się jak upiór. Nie spał od kilku nocy. Bezsenność spotęgowała się po spotkaniu na plaży i nie dawała mu zmrużyć oka. Przewracała go z boku na bok w wymiętej pościeli i gdy ledwo przysnął, już czuł jego usta na swoich i znów się wybudzał, jak porażony piorunem. To było nieznośne. Dokuczliwe i dręczące. Bardzo chciał odwzajemnić pocałunek, ale jednocześnie nie mógł sobie na to pozwolić. To prowadziło tylko w jedno miejsce. Powolnymi krokami wprost do sypialni, a tam za żadne skarby nie chciał się z nim spotkać, choć go pociągał.

Widział z góry, jak JK wszedł do salonu i zatrzymał się przy sofie, na której oparciu przewieszona była jego kurtka do jazdy na motorze. Nie zdążył mu jej oddać, gdy się pocałowali i celowo położył ją na sofie, wiedząc, że gdy tu zajrzy, dostrzeże ją pierwszą i zabierze.

Nie chciał myśleć o tych niezliczonych razach, gdy przechodził obok i nie mógł się powstrzymać, żeby jej nie dotknąć, poczuć jej zapach.

Widział, jak JK pogładził ją ręką, a potem spojrzał w stronę wyjścia na taras. Podszedł do okna, trzymając coś w ręku, ale Tae-hyung nie mógł dostrzec, co to było. Owinięte w biały papier, nie przypominało niczego, co mógłby z czymkolwiek skojarzyć. Dopiero co świtało i szarość rozmazywała mu obraz przed oczami.

JK rozsunął okno i wyszedł na zewnątrz. Usiadł na schodkach i siedział wsparty łokciami o kolana dobre czterdzieści minut, aż słońce wzeszło nad horyzont.

Czeka? Na mnie? Wie, że tu jestem? — zapytał sam siebie w myślach Tae-hyung. — Niemożliwe, po prostu przyszedł, bo tęskni za matką — zapewnił i pozostał na miejscu. Nie zszedł na dół.

Obserwował go tylko z góry i ani drgnął. To zabrnęło za daleko. JK się w nim zadurzył, zdawał sobie z tego sprawę, a potwierdzeniem były jego słowa: To jedyna twoja wada w moich oczach.

Nie chciał tego, ale...

Opuszkami palców dotknął swoich ust. Znów poczuł tę energię, jakiej od lat nie było mu dane poczuć i to nie dawało mu spokoju. Dręczyło go jak ta bezsenność.

On jest moim lekarstwem? Jakim cudem? Przecież próbowałem wszystkiego! I NIC NIE POMAGAŁO! Nawet spotkania w 609! Więc jakim cudem jego usta przeszyły moje ciało tym dreszczem? — pytał sam siebie gorączkowo. — Łudzisz się! To niemożliwe! — wmawiał, ale i tak się łudził. Chciał tego. Wiedział o tym.

Od lat szukał kogoś takiego, kto poruszyłby w nim te emocje. Uwolnił falę gorąca rozpływającą się w ciele, odcinającą logiczne myślenie i uruchamiającą odczuwanie kogoś na płaszczyźnie fizycznej, dotykiem, smakiem, węchem.

Natychmiast poczuł smak i fakturę jego ust. Miękkie, zachłanne smakujące gumą do żucia i ciepły oddech. Poczuł zapach jego skóry na karku. Energetyczny, miętowy żel pod prysznic wymieszany z jego perfumami. Świeży i odurzający, jednocześnie. Miękkość koszulki, którą miał na sobie tamtego dnia. Jego twarde mięśnie pod nią i ciepło silnej dłoni, gdy uścisnął te jego splecione na swoim brzuchu i przycisnął mocniej do siebie.

Usłyszał też drwiący, szyderczy wręcz śmiech i obelżywe wyzwiska przeplatane przekleństwami. Skulił się od tego w sobie. Brwi mu się zbiegły, a usta wykrzywił rozpaczliwy grymas.

Usłyszysz to znów, jeśli się w porę nie wycofasz — groził samemu sobie.

Wtedy JK wstał ze schodów i wszedł z powrotem do salonu. Spojrzał w górę i Tae-hyung automatycznie wyprostował plecy, wsuwając się głębiej za regał. Bezszelestnie. Wciąż jednak widział JK'a z góry. Ten popatrzył na kurtkę, a potem wyszedł, nie zabierając jej ze sobą.

— Wróci? — zapytał sam siebie szeptem.

Długo jeszcze stał za regałem, a potem zszedł na dół. Spojrzał na taras. Na deskach stał biały pakunek, który przyniósł JK. Wyszedł na zewnątrz i podniósł go z desek. Rozpakował. To była sadzonka białej róży. Na gładkim, kredowym papierze, w który była zawinięta, widniała wiadomość:

„Pozwól mi cię przeprosić. Ostatni raz, obiecuję. JK"

Serce ścisnęło mu się w piersi. Obejrzał się na drzwi.

— Wróci — wyszeptał znów.

To było wszystko, czego chciał i wszystko, czego nie.

🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹🌹

Wciąż chyba niewiele wiemy, ale jakaś lampka gdzieś już się pali. Nie mogę nic napisać, bo w tej chwili wszystko, co próbuję powiedzieć, jest samo w sobie podpowiedzią :D ależ mnie świerzbią paluchy :D

Do następnego!

Sev.

Sev

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
PENTHOUSE || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz