Rozdział 10

587 54 65
                                    

JK wziął kilka dni wolnego. Astonowi zbyt wiele nie wyjaśniał, nakłamał coś o kłopotach rodzinnych, ale tak naprawdę zastanawiał się, czy ma już odwiedzić psychiatrę, czy czekać na symptomy postępującej paranoi.

W ciągu kilku dni spędzonych w domu, z dala od pracy i Tae-hyunga, nabrał jednak dystansu. Uspokoił się, odwiedził raz jeszcze grób matki, rozmawiał z Hye-jin i z bratem, że chciałby się wyprowadzić, ale Jeong-hyun się nie zgodził. I w sumie miał rację. To była tylko chwilowa potrzeba. JK potrzebował odetchnąć.

Pieniądze, które przelał mu Tae-hyung leżały na koncie. Nikomu o nich nie powiedział. Chciał je zwrócić. To były brudne pieniądze, których przecież nie zarobił, jakkolwiek można był nazwać je zarobkiem.

Z pracy w barze tymczasowo nie mógł zrezygnować. Nie mógł sobie po prostu pozwolić na ani jeden dzień bezrobocia. Szukał w sieci nowego zajęcia, poszedł na kilka rozmów, ale prawda była taka, że nigdzie jako barman nie zarobiłby tyle, co w hotelu Tae-hyunga.

W końcu przyszedł ostatni dzień urlopu i musiał wrócić. Pierwszą zmianę, jaką mu przypisał Aston, była oczywiście na noc. Zawsze je lubił, ale już chyba nie teraz. Czuł stres, że znów przy barze zjawi się Tae-hyung, a on oszaleje na jego widok. Ze strachu i obrzydzenia i mimo wszystko... wciąż będzie chciał jego uwagi.

Kiedy wyszedł z zaplecza, jak zwykle ubrany na czarno i próbował się zalogować do kasy, zobaczył, jak Nolan trąca łokciem Hasco i pokazuje na niego skinieniem głowy. Udał, że tego nie widzi. Podsłuchał za to ich rozmowę.

— Gadam ci, leżałem rozłożony jak ścierka, a on mnie nawet nie dotknął — szeptał konspiracyjnie Nolan, opowiadając o nocy w 609.

— Ale jak to nie dotknął — dopytywał zdziwiony Hasco.

JK widział kątem oka, jak Nolan wzruszył ramionami.

— Nie wiem, nic nie widziałem. Wiem, że był obok, a potem ktoś zapukał — zniżył głos jeszcze bardziej. — Mam wrażenie, że to był JK.

Na chwilę obaj zamilkli. JK czuł na sobie ich spojrzenia, ale jakby nigdy nic wycierał dalej szklanki. Chciał usłyszeć więcej.

— JK? — zapytał z niedowierzaniem Hasco.

— Yhm. Płakał i wyzywał go od popaprańców.

Na chwilę znów nastała cisza. JK wiedział, że gapią się na niego, ale wciąż udawał, że nic nie słyszy. Czuł ulgę, że Tae-hyung nie uprawiał seksu z Nolanem.

Boże, dlaczego wciąż go usprawiedliwiam — syknął na siebie w myślach, zirytowany.

— Potem szef kazał mi się ubrać i spieprzać — szeptał nerwowo Nolan.

— A kasę dostałeś? — dopytywał Hasco.

— Dostałem. A teraz podobno szef dostał świra. Ty wiesz, że on podobno ma tam na górze ogród? Podobno mu odwaliło i cały zdemolował.

Serce JK'owi podeszło do gardła na tę wzmiankę. Znieruchomiał.

— Skąd wiesz? — dopytywał ciekawski Hasco.

— Podsłuchałem jego ochroniarza — szczepił język Nolan. — Ten jeden się mizdrzy do Astona i często tu bywa.

Nie czekając ani chwili dłużej, JK rzucił ścierkę o kontuar i wybiegł na zaplecze.

— Aston! Muszę wyjść, może mnie dziś ktoś zastąpić? — zawołał do niego, gdy wyładowywał właśnie skrzynkę Pommarda.

Tak się wzdrygnął, że jedna butelka wyślizgnęła mu się z ręki. JK złapał ją w ostatniej chwili, nim z hukiem roztrzaskała się o podłogę.

PENTHOUSE || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz