W salonie panował spokój. Wiatr powiewał firaną w oknie tarasowym, a ciszę przerywało co chwila strzyknięcie wyłamywanych kostek palców. JK się denerwował. Czekał na Tae-hyunga w jego apartamencie i trząsł mu się każdy mięsień. Zwlekał z tym od dwóch miesięcy i czas był najwyższy to rozwiązać. To go dręczyło, a tych kilka dni w samotności potęgowało utrapienie. Tae-hyung wyleciał na kilka dni do Tajlandii, gdzie rozpoczynał budowę dwóch nowych hoteli i właśnie wracał z lotniska.
Kiedy drzwi się otworzyły, JK aż podskoczył na sofie.
— JK? — ucieszył się na jego widok Tae-hyung.
— Cześć — przywitał się z nim JK niepewnie.
Wstał z sofy, jakby do salonu niczym do klasy wszedł nauczyciel i ściskając jedną dłoń w drugiej, uśmiechnął się krzywo.
Tae-hyung podszedł bliżej. Od razu dostrzegł, że coś jest nie tak. Przystanął.
— Coś się stało? — zapytał z obawą, a uśmiech przybladł na jego twarzy.
— Chcę ci oddać pieniądze — wykrztusił JK i przestąpił z nogi na nogę.
Po uśmiechu na Twarzy Tae-hyunga już nie było śladu. Uniósł za to brwi i nabrał powietrza do płuc. Chwilę milczał, patrząc mu w oczy, a potem wypuścił je ciężko. Rozejrzał się wokoło, jakby szukał miejsca, gdzie mógłby odłożyć trzymaną w dłoni teczkę.
— Zaczynamy od interesów? — zapytał i łypnął na niego groźnym spojrzeniem.
W jego głosie było słychać rozdrażnienie, pewność siebie i nieustępliwość.
JK poczuł jeszcze większy stres. Nie lubił go takiego.
— Od interesów? — zapytał zbity z tropu.
Tae-hyung podszedł do sofy i postawił obok niej teczkę. Usiadł, rozpinając guzik marynarki nonszalancko i oparł plecami o miękkie, białe, skórzane oparcie.
— Liczyłem na kolację w miłej restauracji, może chociaż jakiegoś buziaka, ale okej, porozmawiajmy o pieniądzach, skoro od tego chcesz zacząć — zawyrokował dyplomatycznie, aczkolwiek wciąż było słychać, że nie jest zadowolony. — Słucham — ponaglił go z łaską drapieżnika, w którego się natychmiast przemienił.
JK się zmieszał. Taki Tae-hyung go przerażał. Nie znał go takiego i chyba nie chciał poznać. A to faktycznie było głupie przywitanie, źle to rozegrał, ale skoro już zaczął, to nie mógł się teraz wycofać. Usiadł z powrotem na sofie po przeciwnej stronie szklanego stolika.
— Przepraszam, ale to mnie dręczy. Chcę oddać ci pieniądze — powiedział szybko.
Zbyt szybko, przez co zobaczył w oczach Tae-hyunga kpinę. Już wiedział, że ma nad nim przewagę.
— A ja ich nie chcę. Proponujesz jakiś kompromis? — zapytał drwiąco.
JK uniósł brwi.
— Kompromis? — zakwestionował zdziwiony. — Tu można zastosować jakiś kompromis? Nie chcę kompromisu, chcę ci oddać pieniądze, nie są moje, nie... zarobiłem ich... — jąkał się, bo mina Tae-hyunga coraz bardziej była rozbawiona.
Tae-hyung się zaśmiał lekceważąco.
— Nie umiesz się targować? — zakpił nikczemnie.
JK się skrzywił.
— Pracuję za barem, a nie na giełdzie — upomniał go.
Tae-hyung oparł się łokciem o kolano. Jego mina sposępniała, a oczy jakby pociemniały jadowicie. Znów pojawił się drapieżnik.
CZYTASZ
PENTHOUSE || Taekook
FanfictionPenthouse to opowieść o rozwiązłym właścicielu imperium hotelarskiego, który nie chowa się za pozorami, nie próbuje zgrywać porządnego, sypia, z kim popadnie, a zwłaszcza ze swoimi pracownikami, a zdanie innych ludzi ma za nic. Jest bogaty, przystoj...