Rozdział 11

721 50 49
                                    

Rano JK, gdy uchylił powieki, czuł tylko trzy rzeczy. Było mu gorąco, chciało mu się pić i... bolał go tyłek. Miał wrażenie, że wstał z martwych. Albo... zszedł do piekieł, bo oto przed oczami miał mroczną sypialnię Tae-hyunga.

Co się stało? — pytanie rosło w jego głowie coraz większe.

Usiadł na łóżku, a gdy obejrzał się za siebie, dostrzegł na poduszce białą różę. Wziął ją do ręki i powąchał. Pachniała delikatnie. Znów spojrzał na nią, a palcami pogładził aksamitne płatki.

— Tae-hyung przecież nie lubi ciętych kwiatów — powiedział sam do siebie, a w jego głowie zawył alarm.

Próbował sobie przypomnieć, co działo się wczorajszego wieczoru, ale wszystko było rozmazane i niejasne. Poczuł przerażenie. Wstał i wyszedł z sypialni. Zszedł po szklanych schodach do salonu. Tae-hyung stał przy ogromnym oknie i patrzył na taras, popijając jak zwykle białą herbatę z porcelanowej filiżanki.

— Co się stało w nocy? — zapytał go z wyraźnym przerażeniem, nie tracąc czasu na kurtuazję.

Tae-hyung nawet nie drgnął. Oczy miał wbite w widok za oknem.

— Ktoś wrzucił ci do drinka narkotyk. Byłeś ledwo żywy, gdy cię tu przywiozłem — wytłumaczył sucho. — Ki-bo chciał się nim zając, ale mu uciekł. Ty nie wiesz, kim był?

JK przełknął ciężko suchość w ustach. Nie było czego ukrywać.

— To gangster, u którego mój ojciec zaciągnął pożyczkę dawno temu, a on teraz dręczy mnie i mojego brata o spłatę — wyznał zgodnie z prawdą. — Ale nie o to pytam. Co było później? — dopytał z roszczeniem.

Tae-hyung chwilę milczał. Wciąż nawet na niego nie spojrzał.

— Położyliśmy się do łóżka...

JK przełknął suchość w ustach po raz drugi. Miał wrażenie, że język przykleja mu się do podniebienia jak bibuła.

— Uprawialiśmy seks? — zapytał łamiącym się głosem.

Tae-hyung wymownie milczał.

— Zrobiłeś to ze mną? — podniósł głos JK.

Doskonale wiedział, że tak. Tyłek go bolał aż do przełyku. Znów zalała go fala obrzydzenia.

— Nie róbmy z tego wielkiej sprawy — mruknął Tae-hyung.

Próbował zlekceważyć sytuację, choć wiedział, że mu się to nie uda. Nie z JK'em.

— Zrobiłeś to ze mną w takim stanie? — wydarł się JK. — PRZECIEŻ WIESZ, ŻE NIGDY TEGO NIE ROBIŁEM! A nawet gdyby, to...

Tae-hyung uścisnął palcami nasadę nosa i zamknął oczy.

— Tak, wiem... — powiedział zdawkowo.

Nie miał nic więcej w zanadrzu. JK skrzywił się z obrzydzenia.

— A może znowu pozwoliłeś na to komuś innemu? — zapytał rozgoryczony. W jego głosie słychać było oskarżenie i przerażenie wymieszane ze złością.

Tae-hyung obrzucił lodowatym spojrzeniem.

— Nie mów tak. Wiesz, że bym nie pozwolił — warknął złowrogo.

JK zawarczał jak wściekłe zwierzę.

— Wiem? Niby skąd? — wrzasnął rozpaczliwie. — Podnieca cię ta przewaga? Podnieca cię to, że byłem nieświadomy? — zapytał, sycząc przez zęby z wściekłości, ale nie czekał na odpowiedź. — Ty obleśna świnio!

PENTHOUSE || TaekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz