Rozdział V

426 17 2
                                    

Iroh nie mógł uwierzyć, że dane było mu dożyć tak pięknej chwili. Gdy pomagał swojemu synowi w przygotowaniach do ślubu, z trudem powstrzymywał łzy. W ślubnym stroju wyglądał o wiele lepiej niż w wojskowym mundurze.

Wesele było jedną z najpiękniejszych uroczystości w dziejach Plemienia Południowego. Fajerwerki zorganizowane przez Iroh tylko uświetniły tę wspaniałą uroczystość. Mieszkańcy osady byli pod wrażeniem tego, do jakich wspaniałych celów może być wykorzystana magia ognia.

Zuko, jednak zupełnie nie zwracał uwagi na tę rozrywki, przez cały czas wszystkie jego myśli skupiały się na Katarze. Całą noc myślał o tym, co powinien jej powiedzieć. W końcu już jutro miał opuścić to miejsce, dlatego przygotował sobie całe przemówienie na tę okazję. Kiedy przyjęcie dobiegało końca, zdobył się wreszcie na odwagę, by porozmawiać z nią na osobności.

— Kataro — zaczął.

— Popłynę z tobą — powiedziała Katara i widząc jego minę zapytała: Przecież tego byś chciał, nie?

Zuko zawahał się. Pragnął tego z całego serca. Na samą myśl o tym, że będzie mógł mieć ją u swego boku, robiło mu się cieplej na sercu.

— N—nie wiem, czy powinnaś — odpowiedział wbijając wzrok w śnieg. — To Naród Ognia... Nie wiem, czy mogę cię tak narażać.

— Najwyżej skończymy tak jak Oma i Shu i będziemy kolejnymi tragicznymi kochankami niezrozumianymi przez społeczeństwo — powiedziała śmiejąc się nerwowo.

Nie było niczego co łączyłoby ich bardziej niż to beznadziejne poczucie humoru. Poczuł na sobie wnikliwe spojrzenia wielu gapiów. Nie tak łatwo było zdjąć ciężar wielu dekad cierpienia, które jego naród wyrządził tym ludziom. Mimo jego usilnych starań wciąż wielu ludzi uważało go za wroga. Ale to nie miało dla niego w tej chwili żadnego znaczenia. Liczyło się tylko to, że ona mu ufała.

— Dopilnuję, by nasza historia skończyła się szczęśliwie, Kataro — oznajmił poważnym tonem.

Uśmiechnęła się. Wiedziała, że może mu zaufać.

***

Sokka nie był tak zaskoczony, od czasu, gdy odnaleźli Avatara w górze lodowej. Spanikowany dotknął ręką czoła siostry. Ku jego zdziwieniu, było odpowiedniej temperatury.

— ZWARIOWAŁAŚ! — stwierdził. — Opętał cię jakiś śnieżny duch... Jeżeli naprawdę zależy ci na tym, by zostać Władczynią Ognia, to możemy po prostu przejąć władzę w ich kraju. Opracuję jakiś genialny plan. Nie musisz, tego robić... Nie, no ty taka nie jesteś. Tu nie chodzi o władzę. Ktoś cię zmusił, prawda?!

— Sokka, to nie tak — odpowiedziała Katara. — Ja naprawdę go kocham.

Chłopak przyjrzał się uważnie jej twarzy. Złapał ją za ręce i powiedział:

— Ale jeżeli kiedykolwiek będziesz miała kłopoty... nie wahaj się prosić o pomoc, dobra? W cokolwiek byś się nie wpakowała... Zawsze znajdę sposób, by cię uratować, jasne?

— Prędzej to ty będziesz musiał prosić mnie o pomoc — odparła i zaśmiała się. — Słyszałam, że ponoć wybierasz się na wakacje z Toph...

Sokka zarumienił się.

— Nie żadne wakacje, tylko polowanie na Tęczowego Żubrobociana — poprawił ją. — To będzie wyjazd dwóch wielkich wojowników, towarzyszy bitwy, a nie żadne wakacje...

Katara machnęła dłonią.

— Nazywaj sobie tę randkę jak tam chcesz.

Sokka już wyjmował swój bumerang i całość zapewne skończyłaby się zapewne bratobójczą walką, gdyby nie to, że do pomieszczenia wszedł Hakoda.

— Ależ ja cię kocham, Kataro, moja najcudowniejsza siostrzyczko — powiedział Sokka czochrając jej włosy.

Katara ukradkiem skierowała na niego drobną strużkę wody, która przedostała się za kołnierz jego ubrania.

— Ja ciebie bardziej braciszku — odparła słodkim tonem.

Niemalże od zawsze stosowali zasadę, że przy ojcu zachowują się jak idealne rodzeństwo. Robili to, ponieważ wiedzieli, że Hakoda ma o wiele ważniejsze sprawy na głowie niż zajmowanie się ich kłótniami. Dlatego, więc wszystkie waśnie rozwiązywali między sobą, nie angażując w nie ojca.

— Ależ wy wyrośliście — powiedział. — Jako wasz ojciec chciałbym mieć was jak najbliżej siebie, ale wiem też nie czulibyście się tu szczęśliwi. Postarajcie się tylko nie zapomnieć o swoich rodzicach, dobrze?

Sokka otarł łzę wzruszenia.

— Dawno nie byliśmy razem u mamy — stwierdziła Katara.

Odwiedzili miejsce, w którym pochowana była Kya. Pod grubą warstwą śniegu, przebijało się coś w zielonkawym kolorze. Katara podeszła bliżej, aby przyjrzeć się dokładnie temu dziwnemu zjawisku.

— To ten kwiat — powiedziała.

— Jak widać czasem cuda naprawdę się zdarzają — odpowiedział Hakoda klękając, by lepiej przyjrzeć się roślinie. — Nie widziano go od wielu pokoleń.

— I niech pozostanie to naszą tajemnicą — powiedział Sokka patrząc porozumiewawczo na Katarę. 

Kisses of Fire | Avatar:Legenda AangaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz