„don't leave me"

531 28 8
                                    

Kiedy w końcu weszli do kamienicy, Wilson dokładnie zamknął drzwi. Madison była potężnie roztrzęsiona. Nawet się nie zatrzymała, tylko chodziła tam i z powrotem z rękami przyłożonymi do twarzy.

Sam też był w szoku. Oparł się o bok kanapy i wbił spojrzenie w ziemię. Barnes podszedł do Rogers i przytulił ją do siebie. Gładził ją metalową ręką po plecach. Kobieta się nie hamowała i momentalnie łzy zaczęły wchłaniać się w ubranie James'a.

- Madi spokojnie. Naprostujemy wszystko. - Powiedział do niej spokojnym głosem.

- Tarcza Steve'a nigdy nie spłynęła krwią niewinnego człowieka. Nawet winnego nie spłynęła! - Wybuchła Rogers i cofnęła się o krok od Barnes'a. - I to jest nasz Kapitan Ameryka? Morderca? Honor mojego brata zrównał się z błotem! Jeszcze jakby tego było mało, mamy na głowie jeszcze inne problemy. Zemo uciekł, a Karli i jej banda nie została schwytana. Siedzimy teraz w gównie.

- Madi rozumiem, że... - Zaczął mówić i zrobił krok w jej stronę Bucky.

- Nie! Nic nie rozumiesz! - Przerwała mu Madison ze łzami w oczach. - Zawiódł się na mnie. - Powiedziała cicho mówiąc o jej bracie.

Jej oczy były teraz tak szklane, niczym tafla jeziora, a pojedyncze łzy spływały po policzkach.

- Chodź. - Podszedł do niej James i szepnął do jej ucha.

Brunet objął ją ramieniem i zaprowadził w stronę korytarza zostawiając Sam'a samego. Otworzył drzwi do jednego z pokoi, zapewne jego i weszli do środka. Nogi Madison, z powodu tylu emocji były jak z waty. Kobieta momentalnie opadła na drewniane panele i zawiła się w płaczu.

Barnes usiadł obok niej i przysunął ją między swoje nogi. Jedną ręką przyciągnął jej głowę do swojego torsu, a drugą objął talię. Krążył kciukiem kółka po jej ciemnych włosach. Madison już tak płakała, że dusiła się własnymi łzami. Było to okropne uczucie.

- Hej, Madi spokojnie. Oddychaj. Jestem tu z tobą. - Zaczął uspokajać ją brunet, gdy zauważył, że trudno jej złapać oddech.

- Nie, nie potrafię... - Nie mogła nadal wziąć wdechu kobieta.

- Potrafisz. Jesteś silna, tylko się skup. - Bucky ujął dłoń Madison i przyłożył do jej  klatki piersiowej.

Rogers po kilku próbach nabrała normalnego rytmu oddychania. Była już tak zmęczona, że nawet łzy nie chciały lecieć z jej oczu. Bezwładnie wpadła w ramiona James'a.

Mężczyzna podniósł ją z podłogi. Teraz stali przylepieni do siebie na środku pokoju. Nikt nic nie mówił. Bucky gładził ją po plecach, a ona tonęła w jego objęciach.

James przekierował ich w stronę łóżka. Kiedy już leżeli, kobieta przytuliła się do jego torsu, a ten objął ją jedną ręką w talii. Bucky złożył pocałunek na jej głowie na co Madison się uniosła i zrobiła to samo, lecz w usta. Brunet oddał go i nieco pogłębił.

- Dziękuje Bucky. - Powiedziała cicho kobieta, gdy wrócili do wcześniejszej pozycji. - Brakuje mi Steve'a i próbuję go szukać w każdym kontekście. Kiedy w końcu wyszłam z Hydry, nie zostało mi dużo czasu, aby nadrobić z nim wszystkie zaległości. Walka z Thanos'em, a potem... odszedł... Winię się, że pozwoliłam na oddanie tarczy...

- Madi nie wracajmy już do tego. To nie ty dałaś tarcze prosto w łapska Walker'a, tylko rząd. Nie ważne co było. Ważne jest teraz, aby mu ją odebrać. - Odparł Bucky. - Powinnaś się przespać. Sam też odpocznie i jutro coś wymyślimy. Dam ci coś do spania.

Brunet dał jej swoje bokserki i jedną z koszulek. Kobieta poszła przebrać się do toalety, a następnie tak samo postąpił James. Znów wrócili do leżenia na łóżku. Barnes leżał z rękami założonymi za głową, a Rogers wtulała się w jego tors.

Here and now // Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz