„won't you miss?"

417 21 7
                                    

Złocisty zachód słońca rozchodził się po krajobrazie Wakandy. Madison wpatrywała się w złocistą kulę słońca, gdy ich samolot był już w powietrzu.

- Wiem, że jest mega ładnie, ale podaj mi oksy, bo się rozbijemy. - Zwrócił się do Rogers Sam.

- Już się robi kapitanie. - Odparła kobieta i podała mu okulary przeciwsłoneczne.

Następnie zaczęła się zniżać i usiadła na fotelu book sterującego przyjaciela. Wilson doskonale ją znał i wiedział, że chce porozmawiać. Oczy zdradzają wszystko.

- No mów co ci leży na sercu. - Wypalił ciemnoskóry.

- Czuję się źle, że nie potrafiłam nad sobą wtedy zapanować. Zraniłam Bucky'ego. Okropnie mi z tym. Wiem, że nie ma mi tego za złe, ale... jest mi źle samej ze sobą. - Powiedziała Madison.

- Madi, nikt ci nie będzie tego wypominał. Bucky, tak samo ja, doskonale wiemy co przeszłaś. Rozumiemy cię i nie mamy ci tego za złe. Popatrz, jak on cię kocha. - Odpowiedział Sam.

Ciemnowłosa ponownie wbiła spojrzenie w widok za szybą. Nie wiedziała, jak dalej poprowadzić tę rozmowę. Po prostu zgadzała się ze słowami Sam'a. Ciemnoskóry również nie chciał jej męczyć niepotrzebnymi problemami.

Po jakimś czasie wstała i ruszyła w stronę tylnego kadłuba. James przeglądał coś na telefonie. Kiedy zobaczył Madison od razu schował urządzenie do kieszeni i wstał z fotela na którym siedział.

Rogers stanęła kilka kroków od niego i wbijała spojrzenie w jego osobę. Barnes powoli podszedł do niej jeszcze bliżej, a jego ręce znalazły się na jej talii. Patrzył na Madison z góry tymi pięknymi niebieskimi oczami.

- Przepraszam cię jeszcze raz za to. - Wypaliła szeptem ciemnowłosa.

- Madi... Jest w porządku. - Odparł brunet. - Wiem, że miałaś koszmar. Z resztą jak sama widzisz stoję tu cały i zdrowy. Nie rób ze mnie żadnego inwalidy. Może mam 107 lat, ale trzymam się dobrze. - Na jego słowa Madison się uśmiechnęła.

- Masz niezłą formę... dziadku. - Rzuciła Rogers z cwaniackim uśmiechem.

- Huh? Dziadek? - Wypalił z udawanym zdziwieniem Bucky.

- Owszem. - Odparła Madison.

- Nie chce nic mówić, ale sama dużo sobie liczysz kochanie. Ile to już? 106 lat?- Droczył się nadal James.

- Kobiet o wiek się nie pyta. - Odpowiedziała mu Rogers.

Nastała chwilowa cisza. Obydwoje lustrowali się wzrokiem. Powoli ich twarze zaczęły zbliżać się do siebie. Madison przymknęła oczy i momentalnie poczuła usta Barnes'a na sowich. Mężczyzna nieco mocniej zacisnął ręce na jej talii, co sprawiło, że przeszedł ją ten niesamowity dreszcz.

Chwila ta była tak płonąca, że gdyby byli w swoim mieszkaniu, zapewne doszło by do czegoś większego. Nagle do ich uszu doszedł dźwięk gwizdania. Od razu oderwali się od siebie i spojrzeli w miejsce, z którego dochodził hałas. Ich oczom ukazał się stojący przy wyjściu Wilson.

- Tak dla waszej wiadomości wylądowaliśmy. - Powiedział ciemnoskóry i od razu wyszedł z maszyny.

James zarzucił na plecy swój plecak i razem z Madison, postąpili tak samo, jak Wilson. Sam czekał na nich w jego czarnym audi. Ciemnowłosa zasiadła na miejscu pasażera z przodu, a Bucky zajął tylne siedzenia.

Jechali jedną z autostrad prowadzących do Centrum Nowego York'u. Nikt nic nie mówił. Jedynie leciała muzyka z radia. Madison zawiesiła wzrok na horyzoncie pełnego drapaczy chmur.

Here and now // Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz