3. Drugi dzień świąt

30 4 0
                                    

- He Xuan, dziękuję, że na mnie poczekałeś. To była bardzo miła pobudka.

Jest już poranek następnego dnia. Przespali cały dzień i całą noc, a Mistrz Wiatru obudził się wtulony w Króla Duchów, odpoczywającego milcząco z zamkniętymi oczami.

- Oczywiście. Po prostu nie chciałem cię budzić.

- Co sobie życzysz na śniadanie? Możesz sobie wybrać co chcesz. Mam świetny humor, bo jesteś mięciutki jako poduszka - śmieje się szczerze.

- Cokolwiek zrobisz, będzie pyszne. Serio uważasz, że jestem wygodny? - Pytająco przechyla głowę na bok.

- No... um, b-bardzo. - rumieni się, odchrząkując. - Już tak nie wyciągaj ze mnie komplementów! Coś musisz wybrać, to nie takie proste. No dalej. Na słodko, czy słono?

He Xuan zastanawia się dłuższą chwilę.

- Na słono.

- A więc będzie na słono.

Mistrz Wiatru robi dużą jajecznicę z boczkiem i warzywami, podpieka bagietkę i parzy jaśminową herbatę. Razem z miską owoców przynosi wszystko na stół z burczącym brzuchem. Zagaja rozmowę:

- Nie mogę uwierzyć, że na mnie poczekałeś! Dawno się obudziłeś? Musiałeś już być strasznie głodny.

Duch patrzy z zachwytem na zapełniony stół.

- Trochę minęło, ale tak naprawdę co chwilę sobie drzemałem. Dobrze wiesz, że jak dłużej nic nie robię, to zasypiam. Przez chwilę nawet obserwowałem Yinyinga, jak sobie spokojnie pływa.

- Hm.

Kiwa głową w zrozumieniu. Czuje niejasno, że jajecznica jest mało imponującym daniem, więc biegnie do kuchni i wraca z urwaną gałązką jakiejś przyprawy, której nazwy nie zna. Kładzie ją elegancko na środek talerza, układając z listków oczy, a z łodygi uśmieszek. Wtedy sam uśmiecha się szeroko i siada naprzeciwko, zadowolony z siebie.

- No to jemy - zarządza, jednak wbrew temu zaczyna kolejny temat. - Więc ty też się wyspałeś? Było ci wygodnie? Nie przeszkadzało Ci, że... 

Przypomina sobie, że gdy się obudził, leżał wtulony w niego na kanapie. Ledwie zauważalnie się zaróżawia i upija łyk herbaty.

- No, że niemal na tobie leżałem? Zajmowałem pół kanapy, a ona jednak nie jest przeznaczona na łóżko dla dwóch osób - zauważa z pełną buzią. Jest mu odrobinę niezręcznie, przez co z jego ust zaczyna wylewać się potok słów.

- Pewnie cię przygniatałem! Nie wkładałem Ci łokci w brzuch albo włosów do buzi? Za dużo powietrza pewnie też ci nie zostawiłem... Nie, żebyś potrzebował powietrza, hahahah. Widzisz, już wcześniej tak leżeliśmy, ale nigdy tak nie zasnęliśmy i nie przespaliśmy całego dnia i nocy! Gdybym wiedział, przeniósłbym nas z tym czesaniem do sypialni już na samym początku! - Popija herbatę i dławi się, zauważając pewną nieodpowiedniość swoich słów. - To znaczy- wiesz, nie mając oczywiście nic dziwnego na myśli. Mam na myśli, że mogłem już na początku przenieść nam tu łóżko, skoro zamierzaliśmy spać, hahahah....

He Xuan milczy chwilę, przypatrując mu się z konsternacją.

- Wszystko było w porządku - przeciera ręką kark. - W sumie to była jedna z lepszych nocy, od kiedy wróciłem. Co z tego, że prawie wiecznie śpię, jak i tak się nie wysypiam i wstaję zmęczony. Teraz było dobrze. Smacznego.

Zaczyna jeść.

- Bardzo dobrze ci wyszło.

Je trochę szybciej, niż wypada na normalnego człowieka i po chwili ma przed sobą czysty talerz. Zajada się dalej owocami, rzucając wcześniej "Dziękuję bardzo".

Shi Qingxuan zaczyna się martwić, że przyniósł znacznie za mało jedzenia. Jemu zostało jeszcze dwie trzecie porcji.

- Donieść ci coś jeszcze? Mam bakalie i ciasto w lodówce... I jeszcze resztki z wigilii u Xie Liana...

- Nie mogę prosić cię o więcej, już dałeś mi śniadanie - stwierdza Król Duchów, przyglądając się owocowi w ręce.

-Nie krępuj się, pewnie i tak część by się zmarnowała.

Przygląda się duchowi. Teraz widzi, że rzeczywiście wygląda na bardziej wypoczętego i ożywionego, niż zwykle, mimo lekkiego nieładu szat i na głowie. Cieszy go to. Czy tak dobrze się wyspali, bo spali razem? Ta myśl go niewysłowienie cieszy i zawstydza jednocześnie, więc gani się za zuchwałość i odwraca uwagę na włosy, śmiejąc się:

- Zabawne jest to, że przyszedłeś specjalnie w celu czesania włosów, a skończyliśmy obaj z jeszcze większą szopą, niż wcześniej.

- Z jeszcze gorszymi włosami... Tak.

He Xuan przeczesuje ręką poplątane końcówki, gdy jego towarzysz kończy jeść.

- Nawet nie chcę wiedzieć, jak teraz wyglądam. Lepiej pozostać w niewiedzy. Ty też lepiej nikomu nie mów!

- Nie powiem. Bardziej się martwię o te wasze ploteczki z Jego Wysokością - zaśmiewa się.

Mistrz Wiatru wstaje od stołu i kłania się teatralnie w wyrazach wdzięczności.

- Jego Wysokość jest moim przyjacielem, jest godny zaufania. Tylko z tobą i bratem jestem bliżej - uśmiecha się i mruga jednym okiem. - Ale "ploteczki" to takie niepokojące słowo, lepiej po prostu powiedzieć, że jestem ciekaw, co u niego i nawzajem. Zresztą, jest coś, o czym nie powinienem mu mówić? - Przygląda mu się bacznie i podchodzi bliżej, przysuwając twarz w cwaniackim wyrazie. - Hmmm? ~

- A jest co mówić? - Rzuca mu zadziorne spojrzenie. - Hua Cheng i tak wszystko widzi.

Szatyn zagryza cisnący mu się na usta uśmiech i kiwa głową, wytrzymując spojrzenie z figlarnymi iskierkami w oczach. Prostuje się i rozkłada ręce, przerywając kontakt wzrokowy.

- No tak. No, skoro Hua Cheng wszystko widzi, to nie masz się o co martwić. Widzisz?

Klepie go po ramieniu, po czym zmienia zdanie i uwiesza się na nim, mówiąc:

- Nie martw się, na pewno cię nie zniesławię. Co najwyżej będę cię chwalić. - Całuje go w policzek, niesiony dobrym humorem i nagłą chęcią do prowokacji, z uwagą wypatrując wszystkich najmniejszych reakcji pojawiających się na jego twarzy.

He Xuan uśmiecha się promiennie, patrząc w twarz "przyjaciela".

- A za co to mnie będziesz chwalić? - Patrzy mu prosto w oczy, jedną ręką obejmując go w talii, a drugą przeczesując splątane włosy. - Hua Cheng będzie mnie potem dręczyć po nocach, jak Jego Wysokość mu wszystko opowie - wzdycha cicho.

Żołądek Shi Qingxuan skręca się z ekscytacji. Przełyka ślinę i usta mu trochę drżą, bo nagle nie wie, co ma robić dalej. Ma, co chciał, ale teraz całe jego pole widzenia wypełniają blade policzki, prosty nos, usta, z których wydobywają się zamykające go słowa i wszystkowiedzący, przyszpilający go wzrok; to, co śni mu się od 200 lat. To, co trzyma go teraz w uścisku, co czuje we włosach. Nie jest w stanie uciec od tego wzroku i stoi tak, próbując wymyślić, co powiedzieć.

He Xuan mruga parokrotnie i kręci głową. Luzuje uścisk.

- Przepraszam.

Powoli się odsuwa, tworząc pomiędzy nimi niewielką przerwę.

- Nie powinienem.

Robi parę kroków, aby opuścić kuchnię i pobieżnie poprawia włosy. 

- Pilnuj go, Yinying - rzuca na odchodne i znika za rogiem, opuszczając w pośpiechu posiadłość.

Mistrz Wiatru przełyka ślinę, gdy w otępieniu widzi, jak wychodzi. Osuwa się na krzesło i chowa twarz w dłoniach. Co on robi? Przecież to jego przyjaciel. Przecież... nawet mniej, on go nie pamięta. Nie może sobie pozwalać, żeby tak tracił kontrolę, żeby się wydało. Stęka i patrzy skomplikowanym wzrokiem na rybę.

-A ty na co się gapisz?

Pióra i kości | BeefleafOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz