Następnego dnia rano Mistrz Wiatru wysyła He Xuanowi wiadomość przez swój niedawny nabytek, telefon komórkowy:
SQX: Nie mam dziś nic do załatwienia.
Dostaje odpowiedź koło południa.
HX: To dobrze.
HX: Przepraszam, że dopiero teraz odpowiadam, układałem rzeczy w posiadłości. Myślałem, że coś mi przypomną.
SQX: Żaden problem. Możemy spotkać się za około godzinę? Wtedy po ciebie przyjdę.
HX: Oczywiście. Będę czekać.
He Xuan wychodzi gotowy trochę za wcześnie, siada więc na brzegu. Shi Qingxuan zastaje go drzemiącego spokojnie na trawie. Podchodzi i kuca obok, trącając go w ramię.
- Pobudka. Już jestem.
- Ooo... Przepraszam. - Przeciera ręką zaspane oczy. - Hej...
Duch obraca się mimowolnie i patrzy prosto w te piękne oczy. Wracają do niego zdarzenia z poprzedniego dnia, kręci głową i wstaje. Shi Qingxuan podaje mu dłoń przy wstawianiu.
- To co, idziemy?
- Jasne.
Niechętnie puszcza dłoń boga.
- Jakie miejsce pokażesz mi najpierw?
Szatyn uśmiecha się mimowolnie.
- Najpierw pokażę ci miejsce, które ty mi pokazałeś. Żeby było sprawiedliwie.
Prowadzi go do lasu.
- Las? Co takiego mogłem znaleźć w lesie, aby cię tam zabrać?
- Zobaczysz! - odpowiada śpiewnie. Historia zatacza koło, myśli sobie, gdy idą wydeptaną dróżką.
W końcu docierają do mostu zaplecionego z masywnych korzeni drzew, już bardzo spróchniałych. Na moście ubito niegdyś ziemię, na której wyrosły rośliny i wysoka trawa. Widok jest dziki, ale bardzo ładny, więc bóg staje z boku, ciekaw jego reakcji.
He Xuan patrzy z szeroko otwartymi oczami.
- Nie pamiętałem tego... - Podchodzi bliżej mostu. - Piękne...
Shi Qingxuan uśmiecha się szczęśliwy, nieco nostalgicznie.
- Nic nie wiadomo jak specjalnego, do Nieba i Krainy Duchów się nie umywa, hahaha. Ale odkryłeś to zupełnie niespodziewanie, więc zrobiło na tobie wrażenie i pokazałeś mi. Kto by się spodziewał, że jeszcze ja będę to pokazywał tobie... - śmieje się.
- Heh... Chyba nie tak to powinno to działać - śmieje się cicho i kuca bliżej mostu, przyglądając się całej reszcie otoczenia. - Romantycznie - mówi bardziej sam do siebie.
Bóg otwiera szeroko oczy i zaczerwienia się; rzeczywiście, nie spojrzał na to w ten sposób. Drapie się za głową.
- Heheh. No tak, będziesz mógł tu przyprowadzić... jakąś... kochankę, jeśli będziesz jakąś miał. Zdecydowanie się nadaje. Ciekaw jestem, czy dałoby się jeszcze po nim przejść - gładko zmienia temat, przejeżdżając dłonią po korzeniach. - Ostatnio, jak tu byliśmy - jakieś dobre parędziesiąt lat temu! - to jeszcze się dało.
Patrzy na niego z wyzwaniem w oczach, podnosząc brew.
- Przesuń się, chcę spróbować. Chociaż trochę zarosło, pfft.
- Nie, uważaj! - Zrywa się z krawędzi mostu i ściąga go z niego. - Te rośliny nie wyglądają zdrowo! Trawa może i rośnie, ale korzenie już proszą o spokojne odejście - przyciąga go do siebie trochę zdenerwowany.
CZYTASZ
Pióra i kości | Beefleaf
FanfictionSpisane przez nas (i nieco poprawione) RP. Jego początki mogą nie być wielkiego kunsztu literackiego, ale były pisane z ogromnym uczuciem, a z czasem widać naprawdę dużą poprawę! A czemu by się nie podzielić Beefleafem 😇 🍖🍃 Piszesz lepsze opisy...