2. Pierwszy dzień świąt

31 2 0
                                    

-Shi Qingxuan. Znowu mnie wpuścili.

Bóg akurat karmi rybkę, gdy słyszy ducha wchodzącego do salonu.

-O, He Xuan! Witam - Podchodzi do Dewastacji i podaje tackę z piernikami, które robili 

-Pierniczka?

He Xuan bierze jednego ostrożnie.

-Specjalnie je robiłeś zanim przyszedłem?

-Nie, to są te, które robiliśmy, jak ostatnio przyszedłeś. To znaczy... bardziej ja robiłem. Yin-yingowi smakują - uśmiecha się wesoło. Ma podkrążone oczy i mówi spokojnie, ciszej, niż zwykle.

-Jesteś zmęczony? - Delikatnie dotyka jego twarzy. - Nie jesteś taki radosny, jak zawsze.

Shi Qingxuan rumieni się na gest i jęczy zmęczonym głosem:

-Ahh, za dużo wczoraj wypiłem... "Młody Pan Lejący Wino" trochę się zagalopował.

-Pamiętam, odprowadzałem cię do domu. Zastanawiałem się, czy zostać, ale... Wyszedłem się przewietrzyć, nocne powietrze jest czasami jak woda. - Delikatnie przeciąga dłoń wzdłuż jego twarzy, docierając do podbródka, gdzie puszcza. - Może usiądziemy?

Mistrz Wiatru przełyka ślinę, w sekrecie delektując się tak delikatnym dotykiem. Ucieka rozchwianym wzrokiem do kanapy i kiwa głową.

-Tam, tak, usiądźmy.

Odchrząkuje, odkłada tackę i siada, wskazując na pudło na stole.

- To nadal to pudło z wczoraj. Nie chciało mi się sprzątać i proszę, bardzo dobrze, hahahah.

-Prawda, przynajmniej nie trzeba go szukać. - Zajmuje miejsce obok niego na kanapie, kątem oka spoglądając na Yinyinga. - Usiądziesz przede mną, tak, jak wczoraj?

-Jasne - rzuca lekko i siada na poduszce przed kanapą, krzyżując nogi. - Dziękuję.

-Nie wiem, czemu dziękujesz. Mówiłem wczoraj, że to zrobię. - Rozpuszcza włosy i delikatnie przeczesuje je zimnymi rękami. - I nie wiem, czemu tak wczoraj mówiłeś o swoich włosach. Nie potrzebują dużo opieki, jak tak na nie patrzę - stwierdza krytycznie, przyglądając się końcówkom.

-Dbam o nie, więc oczywiście, że są ładne. Ale trzeba je w specyficzny sposób myć i czesać, żeby się nie plątały. Nie zrozum mnie źle, właściwie bardzo lubię moje fale - śmieje się, zakręcając kosmyk wokół palca. - Po prostu myślę, że proste włosy muszą być prostsze w obsłudze.

-Czasami byś się zdziwił, proste włosy potrafią być ciężkie i niepodatne na jakiekolwiek specyfiki - mówi od niechcenia i przeczesuje dalej jego włosy rękami, odchrząkując. - Podobają mi się takie, jakie są. Delikatne, falowane, przypominają mi spokojne morze. A i kolor jest przyjemnie jasny w porównaniu do mojej czerni.

Shi Qingxuan kiwa delikatnie głową, mile połechtany przez komplement. Myśli sobie, że cichy i spokojny głos He Xuana, gdy siedzi tak blisko niego, brzmi bardzo kojąco i atrakcyjnie. Zarumieniony sięga do stołu po jadeitowy grzebień i podaje nad swoim ramieniem.

-Proszę.

-Dziękuję.

Bierze go do ręki i rozczesuje włosy, starając się nie dotykać jego skóry.

-Nie przeszkadzają ci moje ręce? Są zawsze zimne. Hey... Zasypiasz mi tu?

Bóg szybko podnosi głowę, wracając do rzeczywistości.

-...Przepraszam. Jeju, przepraszam, trochę... odleciałem. Ekhm. To bardzo przyjemne. Twoje ręce są bardzo przyjemne.

Zawstydzony patrzy na swoje dłonie, którymi bawi się na kolanach. Jak mógł zasnąć...? Odwraca głowę, żeby zobaczyć ekspresję He Xuana, ale od razu się zatrzymuje, zorientowawszy się, jaką ma dziwną perspektywę.. Odwraca się z powrotem i przełyka ślinę. Serce mu łomocze i coś łaskocze go w brzuchu. W końcu wydusza:

-Nie musisz się starać, żeby mnie nie dotknąć. Tak właściwie... t-to jest bardzo przyjemne.

-Mhmm... Chodź tu.

Podnosi go z ziemi i sadza go sobie na kolanach.

-Zaraz zaśniesz, a niezdrowo jest spać na podłodze.

Szatyn czuje się tak, jakby kręcił się na karuzeli i rozpływał jednocześnie. Stara się uspokoić oddech, gdy czuje trzymające go ręce, pod sobą uda i kolana, a przy uchu jego głos i znajomy, morski zapach. Bierze drżący oddech i próbuje sobie przypomnieć, jakie zachowanie byłoby w tej chwili najbardziej normalne. Łączy ręce na kolanach i opiera się o jego klatkę piersiową, usilnie udając swobodę.

-A, no to... t-t-tak, tak. Ekhm. Dziękuję, hahahah... Miło z twojej strony.

Duch spokojnie odchyla się dalej, aby wygodnie oprzeć się o oparcie kanapy. Oczy zamykają mu się mimowolnie. Poprawia uściska na ciele przyjaciela i sam zaczyna odpływać. Czując, jak ciało He Xuana się relaksuje, Qingxuan zaczyna się czuć trochę swobodniej. Powoli zdenerwowanie zamienia się w czułość, a on układa się wygodnie, zatapiając się głębiej w objęciu. Kątem oka zerka na mężczyznę, a widząc zamknięte w ciszy oczy czuje niespodziewaną falę miłości. Opiera głowę na jego ramieniu i w ciszy obserwuje jego spokojną twarz, czując ulgę, że wrócił.

He Xuan otwiera jedno oko i spogląda mu prosto w twarz.

-Śpij.

Ściąga go trochę niżej, aby oprzeć brodę na czubku jego głowy, cicho nucąc coś, co brzmi jak spokojne szanty. Mniejszy z przyjemnością przyjmuje nową pozycję, podkulając nogi, żeby nie spaść i zamykając oczy. He Xuan spogląda na rybę, która leniwie pływa w koło szkła, obserwując dwójkę na kanapie.

-Mała wredota - mruczy sam do siebie.

Słysząc pomruk Shi Qingxuan podnosi głowę i patrzy na niego do góry nogami, oskarżycielsko.

-Że ja?

-Nie, z tobą jest dobrze - mówi cicho. - Patrzyłem jak Yinying nas obserwuje.

-Przejął od ciebie skłonności szpiegowskie - żartuje, podnosząc brew sugerująco.

-Możliwe. Śpij, wyglądasz gorzej niż ja.

Przytula go do siebie i powoli zasypia. Bóg uśmiecha się zawadiacko, rozczulony. Przekręca się na bok ostrożnie i wtula policzek w jego klatkę piersiową. Zaciąga się zapachem i mruczy nieobecnie, zanim film mu się urywa:

-To niemożliwe. Ming-Xiong...

Pióra i kości | BeefleafOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz