Shi Qingxuan w publicznej łączności duchowej nazwał He Xuana swoim alfabetem, którego musi się nauczyć. Tymczasem on cały ten czas siedział naprzeciwko niego, znosząc jego wzrok ze zmarszczonymi z zażenowania brwiami. Ma skomplikowany wyraz twarzy.
- Okropny czasem jesteś.
- Mój alfabet nie chce, żebym się go uczył! Cóż pocznę?
- A nie wolisz, abym to ja uczył się ciebie?
- Zapraszam, też możesz. Ale czy wolę? Ciężko stwierdzić... - podpiera brodę palcami, jakby się zastanawiał, ale jego wzrok jest cały czas figlarny. - Chyba nie. To ten, który się uczy, zyskuje nową wiedzę.
- Wiesz już wiele, za wiele. To nie tobie odebrało wspomnienia.
- Zawsze jest coś, czego mogę się jeszcze o tobie nauczyć. Ale masz rację, chyba w tym przypadku masz pierwszeństwo. Hahah...
- A dziwisz się, że nazywam cię dzieciakiem. - Całuje go delikatnie w czoło przechodząc obok, aby podejść do Yinyinga.
Shi Qingxuan przełyka ślinę.
- Bo było... właściwie nadal jest, dużo osób, które nie traktują mnie poważnie. - Ma lekki, beztroski ton, ale serce bije mu głucho w piersi. Macha ręką w powietrzu. - Które mnie lekceważyły i nigdy nie próbowały zrozumieć, ani poznać głębiej, ani wysłuchać. I to w porządku, ale marzy mi się... Nie chcę, żebyś ty był taką osobą. Właściwie to wiem, że już nie byłeś - poznałeś mnie i traktowałeś chyba najszczerzej ze wszystkich, łącznie z moim bratem, za co cię pokochałem. Aż tu straciłeś pamięć i musimy zacząć od nowa, bo znowu mnie nie znasz. Hahah... - Uśmiecha się dziwnie, spoglądając w bok pociemniałymi oczami. - I stąd... dlatego nie lubię, gdy mnie tak nazywasz. Bo może nie robisz tego specjalnie, ale czuję wtedy, że nawet my nie jesteśmy na równi.
- Ehh... - Wzdycha głośno, patrząc na rybkę w akwarium, która sama wygląda, jakby była zmieszana sytuacją. - Yinying wygląda jak dziecko, na którego oczach kłócą się rodzice. Powiedz mi, czego ode mnie wymagasz? Czego dokładnie pragniesz? Jak mam się zachować? - Obraca się do niego, obserwując go od góry na dół parę razy. - Co robię źle? To, że cię kocham i chcę się tobą zajmować? Że czuję się za ciebie odpowiedzialny?
Mistrz Wiatru podchodzi do niego z bijącym mocno sercem i błyszczącym wzrokiem. Jego głos jest poważny i pełen przekonania. - Chcę, żebyś dał mi szansę. Żebyś uważał mnie za równego sobie dorosłego, który jest godzien poważnych rozmów, zaufania, komu możesz się zwierzać i na kim możesz polegać. - Chwyta jego dłonie. - Pamiętaj, że też cię kocham. I też chcę cię chronić. I gdybym musiał wybierać między ochronieniem siebie a ciebie, nigdy bym się nie zawahał.
- To jest jak życzenie śmierci dla nas obu. - Całuje go. Kładzie wolną rękę na jego talii. - Też będę o ciebie walczyć i cię chronić, ale chcę cię rozpieszczać, jak mogę i dać ci wszystko, co mogę, mimo że nie mam wiele.
Shi Qingxuan uśmiecha się do pocałunku, oplatając jego szyję jedną ręką, drugą głaszcząc go po twarzy.
- Dziękuję. Bardzo się cieszę. Na szczęście nie tak łatwo zabić Dewastację i Boga Wiatru.
- Hehe... Zwłaszcza że nikt nie wie, nawet ja, gdzie są moje prochy - śmieje się, ciesząc się dotykiem.
Mistrz Wiatru też parska śmiechem.
- Rzeczywiście dobrze, nawet jakby cię mną szantażowali, to byś nie powiedział! Co za ulga.
- Niby tak, ale mogą to obrócić w drugą stronę. Wtedy pamiętaj, że nawet jak mnie zabiją, wrócę... A wtedy woda nie będzie spokojna.
CZYTASZ
Pióra i kości | Beefleaf
FanfictionSpisane przez nas (i nieco poprawione) RP. Jego początki mogą nie być wielkiego kunsztu literackiego, ale były pisane z ogromnym uczuciem, a z czasem widać naprawdę dużą poprawę! A czemu by się nie podzielić Beefleafem 😇 🍖🍃 Piszesz lepsze opisy...