rozdział 4

208 4 0
                                    

Ujrzałam Lily. Kurwa. Lily Miller. Moja kurwa kochana Lily.

- M-Marcus ja widz-dzę - trzęsącymi się dłońmi wskazałam na dziewczynę za nim. Ten od razu odwrócił głowę w tamtą stronę i również zamarł.

- To jest L-Lily?

- Nie no kurwa Justin Biber. No Lily idioto.

- Ale co tak agresywnie spokojnie - podniósł ręce w geście obronnym. - Chodź idziemy do niej.

- No chyba cię pojebało.

- Czemu?

- Idioto, nie widziałam jej dwa lata. Wcześniej była ze mną przez całe życie i nagle tak o musiała wyjechać. Tylko, kurwa, nie miałam pojęcia, że tutaj. Jeszcze nic się nie zmieniła, totalnie nic. Nie wierzę, że ona tu jest. Kurwa mać. Ja nie chcę. Ale chcę. Znowu chce tą... - gadałam jak pojebana ale Marcus mi przerwał.

- Już, spokojnie - złapał mnie za ręce i ścianął delikatnie. - Jak nie chcesz to nie idziemy. Rozumiem, że jesteś w szoku ale spokojnie. Chodź już do domu lepiej- Dodał na co przytaknełam.

- Idę jeszcze do kibla - nie czekając na moją odpowiedź skierował się w kierunku toalet. Ja natomiast wyszłam z budynku i podążałam w kierunku samochodu Colina, którego mu zajebałam rano.

Moi bracia od kąd pamiętam uwielbiali być w centrum uwagi jak i się wyróżniać. Dlatego też samochód do którego zmierzałam to cholernie dający po oczach, zielony Chevy Silverado. Za to William posiada pomarańczowego BMW serii 4.

Byłam już prawie przy samochodzie. Już miałam wyciągać kluczyki, ale nie. Moje nogi potrafiły się zbuntować i się potknąć o kamyka. To nawet kamyk nie był, tylko kamyczek. Ale mniejsza z tym. Właśnie się wyjebałam. Brawo ja.

Nim zdążę ogarnąć co tak właściwie się stało i czy na pewno upadłam. Przed twarzą widzę rękę. Człowieka.

Nie no, kurwa Aly, ufoludka.

Chwytam za nią nawet nie patrząc kto to jest. Gdy wstaje moim oczom ukazuje się białowłosa o równie białej karnacji dziewczyna. Ma na sobie makijaż w dokładnie takim samym stylu co dwa lata temu. Dosyć mocno pomalowane rzęsy, podkreślona linia wodna oka, idealnie proste kreski, pomalowane brwi, rozświetlacz na nosie i tylko tam, torszeczke różu na policzkach i nosie oraz szminka w kolorze jej ust. Dokładnie taki makijaż zapamiętałam i dokładnie taki miała. Właśnie przede mną stała Lily Miller.

- Alyson - szepnęła dziewczyna nie kryjąc swojego zszokowania moja obecnością tutaj.

- Lily - zrobiłam dokładnie to samo co ona. Nie minęły nawet dwie sekundy, a już zamknęłam białowłosą w uścisku który od razu odwzajemniła.

- Nawet nie wiesz jak bardzo się stęskniłam - wyszeptała.

- Dlaczego nie powiedziałaś, że lecisz tutaj? - spytałam.

- A skąd miałam wiedzieć, że tu będziesz? - zaśmiała się na co ja nie potrafiłam ukryć uśmiechu. Ona i Marcus byli jedynymi osobami, po za moimi braćmi, przy których nie potrafiłam się ukrywać, przy których maska nie działała. Przy nich byłam naprawdę sobą. - Właśnie, co cię tu sprowadza? - ponownie spytała.

- Ni jaka Victoria Jones postanowiła pozbyć się mnie i moich braci z domu i wysłać nas tutaj - wzruszyłam ramionami.

- Okej, czyli matka cię wyjebała i teraz mieszkasz tu z braćmi?

- Dokładnie.

- Na którym... - zaczęła jednak nie dane jej było dokończyć, ponieważ usłyszeliśmy znajomy głos.

 My lucky stars/ ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz