rozdział 1

354 9 2
                                    

- Alyson, masz już wszystko?!! - krzyknął William z dołu.

- Tak!! - odkrzyknęłam ostatni raz spoglądając na mój pokój.

To mój ostatni dzień w Las Vegas. Już za parę godzin będę podziwiać widoki Kalifornii. Moi bracia mają po dwadzieścia dwa lata i postanowili, a bardziej nasza jakże kochana mamusia, wyczujcie ten skarkazm, postanowila, że pora się nas stąd pozbyć i kupić nam nowy dom właśnie w Kalifornii.

Różnica wieku między moimi braćmi jest bardzo skomplikowana. Są bliźniakami ale nie do końca. Mianowicie William urodził się dwudziestego szóstego maja, a Colin dwudziestego ósmego, tego samego roku. Nie dawno skończyli dwadzieścia dwa lata. Ja za to nie dawno skończyłam siedemnaście. Tak naprawdę to oni mnie wychowywali bo mama zawsze byla pochlonieta praca. A tata którego kochałam i dalej kocham po nad życie. Który zawsze mi we wszystkim pomagał, śmiał się ze mną, uczył wszystkiego. Powiesił się. Jak miałam dziesięć lat. Widziałam to. Ten widok do tej pory mam w koszmarach. A wiecie co jest najlepsze? Zrobił to w moje urodziny. Tamten moment już na zawsze uczynił piętnasty lipca najgorszym dniem w roku. Od tamtego momentu mamy nie ma. Ma w nas totalnie wyjebane. Dla mnie już dawno zniknęła. Szczególnie po pierwszym ciosie w policzek który mi zadała dokładnie sześć lat temu.

Więc to moi bracia się mną opiekowali. Mieli za ledwie po piętnaście lat jak to się stało. A wychowali mnie na silna i twarda dziewczynę która nie zna słowa ,,nie" i która nie owija w bawełnę. I potrafi sie postwic każdemu w każdej sytuacji. Ale również nie dopuszcza do siebie ludzi. Są wyjątki. Moi bracia, najlepsza na świecie przyjaciółka i kochany przyjaciel.

Była jeszcze jedna przyjaciółka Lily Miller. A dlaczego była? Nie to, że coś zrobiła, straciła moje zaufanie czy coś w tym stylu. Nigdy nie zerwałyśmy przyjaźni, a kontakt dalej mamy tylko, że jesteśmy na stopie koleżeńskim. Myślałyśmy, że damy radę, lecz cóż. Nie wyszło. Dlaczego jej ze mną nie ma? Z nami wszystkimi tak właściwie. Cholerna wyprowadzka. Mieliśmy po piętnaście lat jak to się stało. Jebane dwa lata odkąd nie ma osoby którą znam dosłownie całe życie. Nasze mamy się przyjaźniły przez co była dla mnie dosłownie jak siostra. Znałyśmy się całe życie. Teraz też zdarza nam się od czasu do czasu popisać ale to nie to samo. Rozmowy wyglądają na coś w stylu ,,Hej, co tam" i tyle.
Cholernie za nią tęsknię. Wszyscy za nią tęsknimy. Z Marcusem od początku złapała kontakt. Z Jane tak samo. Dalej mam gdzieś nadzieję, że ją spotkam.

Moja przyjaźń z Jane zaczęła się tak, że na początku pierwszej klasy podstawówki Marcus musiał iść do toalety, a ja na niego czekałam, natomiast Lily zatrzymała nauczycielka. Do tej pory nie wiem po co, jednak co by chciała od siedmioletniego dziecka. W pewnym momencie zauważyłam jak jakiś chłopak próbuje zabrać Jane plecak, a ta nieskutecznie chciała go odciągnąć. Więc z racji tego, iż nawet tata zaczynał mnie wychowywać na osobę która nie zostawia osób w potrzebie, wkroczyłam do akcji i wyrwałam mu ten plecak. Od następnego dnia każdą przerwę spędzaliśmy w czwórkę, a Marcus bardzo szybko się z nią zżył, Lily natomiast od razu złapała z nimi kontakt, co mnie niezmiernie cieszyło, ponieważ ja także ją polubiłam.

Za to z Marcusem znam się trochę dłużej. W przedszkolu pewna dziewczynka wyrwała mi moja zabawkę która bardzo lubiłam, więc zaczęłam płakać. A ten mimo tego, iz wcześniej się nie znaliśmy zabrał jej ta zabawkę. Od tamtego momentu jesteśmy nierozłączni. I śmiało mogę stwierdzić, że kocham go jak brata. I mimo tego, iz chłopak zawsze był bardzo blisko ze swoją mamą to u mnie się polecił jak poderwać jakieś dziewczyny czy jak im zaimponować. I to równie ze mną przeżywał pierwsze złamane serce.

Najlepsze jest to, że jadą tam ze mną. Lecą że mną do tej zasranej Kalifornii. Ich rodzice pracują w jednej firmie i na moje, a w sumie to nasze szczęście dostali nie dawno propozycje o ty czy nie przenieść tej firmy właśnie do Kalifornii, a tak dokładnie to do Oakland gdzie i również matka wpadła na pomysł żeby nas umieścić akurat tam. Okazuje się, że dzieli nas dosłownie jedno osiedle. Dokładnie tak jak w Las Vegas. Tak się cieszę, że mimo wszystko będą ze mną i że każdego z nich będę miała przy sobie.

 My lucky stars/ ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz