rozdział 6

196 5 3
                                    

Ze snu wybudził mnie dźwięk budzika. Przetarłam oczy i wstałam z łóżka na którym leżał Will. Był ze mną całą noc i pocieszał mnie. Wiedział jak się czułam. Potrafił ze mnie czytać jak z otwartej księgi. On, Jane, Marcus, Lily i Colin. Były to jedyne osoby które znały prawdziwą mnie. Osoby przed którymi nie udawałam. Jednak po wczorajszej sytuacji jestem przerażona. Myślałam, że po tym wszystkim co przeżył już nie będzie brał. Po ty wszystkim co mi się przydażyło przez nie. Obiecał, że więcej nie będzie brał. Tym bardziej przez to co robił dwa lata temu.

No ale koniec tych przemyśleń. Stało się. Teraz muszę iść się przygotować do szkoły. Wyciągnęłam z szafy beżowe spodnie cargo z niskim stanem do tego biały top na długi rękaw. Poszłam do łazienki, a tam wzięłam szybki prysznic. Włosy tylko lekko przygładziłam. Uwielbiałam je za to, że praktycznie nigdy się nie plątały mimo, że są kręcone. Ubrałam się w przygotowane wcześniej ciuchy i wyszłam z pomieszczenia. Usiadłam przy toaletce i wykonałam swój codzienny makijaż.

William dalej się nie obudził więc postanowiłam wziąć szklankę wody i nią go oblać. Szybko zbiegłam na dół do kuchni i napełniłam szklankę wodą. W przeciągu dziesięciu sekund znalazłam się w swoim pokoju. Bez ani chwili zawahania przekręciłam szklank. Will od razu poderwał się do siadu i przetarł oczy.

- Zabije cię - wysyczał wstając z łóżka.

- Pierdol, pierdol ja posłucham - rzuciłam szybko i wybiegłam z pokoju zabierając pospiesznie torbe. Zeszłam ze schodów omijając co drugi stopień i szybko założyłam moje białe nike. Zabrałam kluczyki od motoru Colina i wszyłam z domu.

Skierowałam się do garażu i odpaliłam motor. Założyłam kask, a następnie wyjechałam z podjazdu. Kochałam czuć ten wiatr we włosach podczas jazdy. Zaparkowałam motor obok czarnego porsche. W momencie w którym ściągałam kask wszystkie oczy były skierowane na mnie. Ludzie coś szeptali pokazując na mnie pałacem. Chwilę później usłyszałam krzyk tej szmaty.

- Ona stanęła na miejscu Chrisa! - wykrzyknęła ta dziwka wskazując na mnie palcem. Dosłownie w momencie w którym skończyła zdanie do moich uszu dotarł dźwięk silnika. Odwróciłam się i ujrzałam blond czuprynę Chrisa w białym bmw. Otworzył okno i ruchem ręki pokazał żebym do niego podeszła. To uczyniłam.

- Młoda, nie przejmuj się nimi. Nie znają cię jeszcze i nie wiedzą, że cie uwielbiam. Te miejsca są naszej paczki, a ty do niej należysz. Możesz tu stawać - uśmiechnął się do mnie ciepło czego nie mogłam nie odwzajemnić. To było tak cholernie słodkie. Mimo tego, że nie znamy się za dobrze już przyjął mnie do ich paczki. Chris zaparkował na miejscu obok mnie i wysiadł z samochodu.

- Dziękuję - podeszłam do niego i go przytuliłam co oddał od razu.

- Jak by coś się działo to mów. Ja lecę do chłopaków.

- Okej. I naprawdę dziękuję - ponownie posłałam mu ciepły uśmiech.

- Nie ma za co. A i jeszcze jedno, od dzisiaj to twoje miejsce - po tych słowach udał się do chłopaków którzy stali przed wejściem do szkoły.

Ja za to wzięłam torbę z motoru i skierowałam się w stronę ławki która znajdowała się na dziedzińcu szkoły. Umówiłam się z przyjaciółmi, że tam mam na nich czekać. Już miałam siadać na ławce za krzakami niedaleko jej zobaczyłam Jessica'e i jej swiate. Ta dziwka na kogoś krzyczała a jej przydupasy co chwilę się z czegoś śmiały. Widziałam, że nachyla się nad kimś, a po chwili usłyszałam płacz i błaganie o to aby jej nie biła. Szybki zerwałam się z miejsca i pobiegłam w tamtym kierunki. W momencie w którym ta szmata się zamachnęła złapałam jej rękę i wykrzywiłam ją. Ta jęknęła z bólu i odwróciła się w moją stronę.

 My lucky stars/ ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz