rozdział 10

165 7 6
                                    

Zaraz po lekcji matematyki udałam się razem z Marusem, Jane i Lily na stołówkę. Właśnie zaczęła się przerwa obiadowa. We czwórkę skierowaliśmy się do miejsca gdzie można kupić jedzenie. Ja dzisiaj postawiłam na zwykły jogurt. Nie byłam głodna. Albo może po prostu nie chciałam? Nie mogłam. Wraz z przyjaciółmi skierowaliśmy się w stronę stolików, gdzie siedzieli nasi znajomi. Wszyscy zajęli swoje miejsca, a gdy ja podeszłam do swojego ze zdziwieniem ujrzałam, że jest ono zajęte. Uśmiechnęłam się lekko widząc, że to tylko Vanessa.

- To moje miejsce, misiu. - szepnęłam jej do ucha, na co ta podskoczyła w miejscu.

- Ja..przepraszam, już schodzę. Usiądę gdzieś przy innym stoliku. - odezwała się przestraszona.

- Hej, Van, spokojnie. Nic się nie dzieje. Wezmę sobie po prostu krzesło z innego stolika i usiądę obok ciebie. Jest tu miejsce na jeszcze jedno krzesło. - uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie i dałam szybkiego buziaka w policzek.

- Dobrze, dziękuję Aly. - w końcu to ona posłała mi uśmiech. Zauważyłam, że Vanessa bardzo często jest po prostu przestraszona. Samo to jak zareagowała na Lily, czy na to co się przed chwilą stało. Wiem, że to jeszcze nie ten etap znajomości żeby ją, o to pytać. Ale wiem, że kiedyś to z niej wyciągnę. 

Zeszłam z podwyższenia i skierowałam się do sąsiedniego stolika. Wróciłam i zobaczyłam, że Van odsunęła swoje krzesło, robiąc mi miejsce pomiędzy nią, a Archerem. Mój uśmiech, na ten widok, poszerzył się jeszcze bardziej. Postawiłam krzesło i usiadłam przy stole.

- No hejka. - wyszczerzyłam się do wszystkich.

- Już się widzieliśmy. - westchnął Dylan.

- No i co z tego? Nie widziałam się z wami odkąd weszliśmy do szkoły.

- No ale hejka, Alyson. - uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam. Po tym każdy wrócił do tego, co robił przed moim przywitaniem.

- Aly, zamierzasz zjeść tylko to? - spytał Archer wskazując na mój jogurt.

- Tak, nie jestem głodna. - wzruszyłam ramionami I odkręciłam swój posiłek.

- Ty sobie nawet nie żartuj. Zjedz chociaż połowę tych frytek. - podsunął mi swoją paczkę.

- Nie jestem głodna.

- Alyson, to jest tylko zwykły jogurt. Nie najesz się nim.

- Archer, nie jestem głodna.

- Alys, zjedz chociaż trochę. - Alys. I to wystarczyło, żebym wzieła te cholerne frytki. Jadłam je i nie czułam wyrzutów sumienia, mimo poprzednich myśli. Wystarczyło tylko, że użył tej cholernej ksywki.

- Nie chcę już. - oddałam mu pół paczki frytek. Zjadłam pół, nie trochę, tylko pierdolone pół paczki.

- Brawo. - uśmiechnął się do mnie delikatnie i tym razem widziałam w jego oczach to, że się uśmiechnął. Pierwszy raz widziałam w jego oczach, cokolwiek. Rozejrzałam się po stole jednak nikt nie zwracał na nas uwagi, po za Vanessą która uśmiechała się pod nosem, jedząc swoją sałatkę.

- Aly, stworzyłem grupę z nami wszystkimi więc jakby coś do dzisiejszego siedzenia u ciebie, to pisz tam. - nagle Chris zwrócił się w moją stronę.

- Jasne, będę pisać. Jeszcze raz wam wyślę tam adres, wiesz tak na wszelki wypadek.

- Mam nadzieję, że zobaczę te zajebiste samochody z bliska. - rozmarzył się Matt.

- Może nawet dam ci się przejechać na motorze. - mruknełam do niego, puszczając mu oczko.

- O Jezu, chyba umarłem. - rzucił, łapiąc się za serce.

 My lucky stars/ ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz