- Co powiecie na prawda czy wyzwanie?! - krzyknął Marcus kiedy zastanawialiśmy się co mamy dalej robić. Było około 21, a my zdążyliśmy już obejrzeć jakiś horror i zrobić naleśniki. To wcale nie tak, że prawie błagałam, wraz z moim przyjacielem, wszystkich żeby zrobić właśnie naleśniki. To nie moja wina, że je uwielbiałam. Dzisiejsza rozmowa z blondynem przekonała mnie trochę do jedzenia. Dalej postawiłam się ograniczać, jednak nie tak bardzo jak zamierzałam to robić wcześniej. Zrozumiałam, że to nie byłoby zbyt zdrowe dla mojego organizmu. Ciężko by mi było się skupić na czymkolwiek i byłabym ciągle zmęczona. Wiem jak go działa, już przez to przechodziłam. I dopiero po większych przemyśleniach doszłam do wniosku, że nie warto, aż tak bardzo, katować się dla mojej matki.
Ta kobieta jest lekko pierdolnieta. Potrafiła się na mnie wyżywać, bo zobaczyła, że przytyłam o pół kilo. Albo dlatego, że dostałam pierdoloną czwórkę z czegokolwiek. Dla niej powinnam być idealna. Idealna figura. Idealna średnia. Idealne zachowanie. Idealne relacje z nauczycielami. Idealne relacje z rówieśnikami. Szkoda, że nie zauważyła tego, że idealnych relacji, to ja z nią nie miałam. Tylko z nią. Z braćmi miałam zajebisty kontakt. Miałam swoich przyjaciół, a w klasie żadnych wrogów. Gdyby teraz dowiedziała się, że mam konflikt z jakąś tempą blondyną, tak by mi przyjebała, że musiałabym się zakrywać przez najbliższy miesiąc. Kochała się na mnie wyżywać. Nie wiem dlaczego akurat na mnie. Jednak może to nawet lepiej? Nie chciałbym, żeby to Colin czy William przechodzili przez takie gówno.
O tym co Victoria Jones ze mną robi wiedział tylko Marcus, nawet on nie wiedział wszystkiego. Bałam się powiedzieć komukolwiek coś więcej. Wiem, że Jane czy Lily, raczej, by to zrozumiały ale po prostu nie mogłam. Mimo, że przyjaźnimy się w czwórkę to ja z Marcusem mamy więź niczym rodzeństwo. Te dwie iditoki też kocham całym sercem, ale to blondyn wie o wszystkich poważniejszych sprawach.
- A ty, młoda? - z zamyśleń wyrwał mnie głos Chrisa. Popatrzyłam na niego z dołu ponieważ, miałam głowę na jego kolanach, a nogi miałam na tych Marcusa. Przy nich wszystkich czułam się dobrze, naprawdę. Z Em, Dylanem i Mattem nie miałam jeszcze okazji się tak dobrze poznać, ale wiem, że jak się bliżej poznamy to się zaprzyjaźnimy. Taką mam nadzieję.
- Mogę zagrać. - wzruszyłam ramionami i podniosłam się do siadu.
- W takim razie gramy wszyscy. - podekscytował się Matt.
- Tylko nie dochodź. - Dylan szturchnął go ramieniem. Na kanapie siedział Chris, ja, Marcus i Jane. Natomiast na jednym fotelu siedzieli Archer z Van, na drugim Dylan z Mattem, a Lily z Em siedziały obok nich na podłodze. Czułam się dobrze. Naprawdę dobrze.
- To kto zaczyna? - Marcus podskoczył na kanapie.
- To ja mogę zacząć. - zaproponowała Lily. - Marcus, kochanie, pytanie czy wyzwanie? - popatrzyła na niego wzrokiem, mówiącym, że jak da wyzwanie to go zajebie. Najwidoczniej miała przygotowane jakieś, zaskakujące, pytanie.
- Pytanie. - westchnął odczytując jej wzrok. Blondynka, za to klasnęła w dłonie i aż wstała z podekscytowania.
- Zaraz to ona dojdzie. - szepnęłam do Chrisa.
- Musiała coś wymyślić. - wzruszył ramionami, ale zaśmiał się cicho.
- Więc tak. - stanęła przed naszym przyjacielem. - Najładniejsza dziewczyna z tego pokoju? - spytała, uśmiechając się złowieszczo.
- Boże, Lily. - westchnęłam, opierając głowę o ramię Marcusa.
- Yyy....to no może. - zaciął się chłopak.
- Szczerze, musisz odpowiedzieć szczerze. - patrzyła na niego z wyczekująco.
- Umm.
- Nie musisz. - szepnęłam do blondyna. - Zawsze możesz powiedzieć, że Lily. - chłopak kiwnął głową i uśmiechnął się lekko.
CZYTASZ
My lucky stars/ Zawieszone
Ficțiune adolescențiAlyson Jones - siedemnastolatka która wraz z dwójką starszych braci przeprowadza się z Las Vegas do Oaklnad. Musi zacząć nowe życie. Jednak są z nią przyjaciele. Straciła tatę w wieku dziesięciu lat. Od tamtego czasu matka jest nieobecna w jej życiu...