rozdział 7

210 4 4
                                    

Oficjalnie mogę stwierdzić, że czuje się opuszczona. A dlaczego? Już tłumaczę. Marcus wraz z Jane pojechali do domu chłopaka ponieważ, jego mama zrobiła ich ulubione ciasta i jak oni to stwierdzili ,,nie mogą tego przegapić". Problem jest w tym, że napisali mi to w momencie w którym ja męczyłam się na chemii, a oni siedzieli w domu jedząc ciasto. Lily natomiast musiała pojechać do domu ze względu na to, iż musiała pomóc swojej mamie w pracy. Jej mama jest weterynarzem, a ze względu na to, że Miller bardzo się tym interesuje, często jej pomaga. I właśnie a ten sposób zostałam sama.

Co prawda opuścili mnie tylko na dwie lekcje, jednak to jest dużo. Niby miałam jakieś kontakty z Archerem i reszta, ale to nie to samo.

I właśnie tym oto sposobem zmierzam sama do mojego, niekoniecznie tak mojego ale nikt o tym nie musi wiedzieć, motorku. Uwielbiam ten pojazd. Kocham czuć ten wiatr we włosach, tą zawrotną prędkość i uczucie tego, że jestem sama na tym całym pierdolonym świecie.

Nie mogłam dotrzeć normalnie do mojego środku transportu, nie no oczywiście Alyson Jones zawsze musi coś odjebać. W tym jednak przypadku to nie ja, na pewno nie w całości. Naprawdę nie zostało mi dużo, zostało mi jakieś pierdolone siedem metrów.

Nagle usłyszałam jak ktoś nie daleko mnie woła moje imię.

Odwróciłam się, a tą osobą okazał się nie kto inny jak Jessica Smith. Jebana szmata. Za nią jak zwykle chodziły jej przydupasy. Agnes Roy i Emma Parker. Pieski Jessici wyglądały praktycznie tak samo jak ona. Miały tyle samo plastiku w swoich organizmach i tapety na mordzie.

Westchnęłam ciężko i zatrzymałam się, widząc, że zmierza w moją stronę. Pierdolona suka która opóźniła moje spotkanie, z moim kochanym motorkiem.

- Czego chcesz? - spytałam nawet nie siląc się na miły ton głosu. Po tym świecie chodziły osoby które na to nie zasługiwały. Jednymi z nich były właśnie one.

- A może grzeczniej? - prychneła, co ona z tym ma. - Nie wiesz z kim rozmawiasz.

- Wydaję mi się, że na stołówce dałam ci jasno do zrozumienia, kim jesteś - przewróciłam oczami. - A teraz gadaj, nie mam dla ciebie czasu.

- A więc tak - zaczęła i zbliżyła się do mnie.
- Masz się odpierdolić od Archera i jego znajomych. Zajęłaś moje miejsce. Przyszłaś do tej szkoły tak nagle i myślisz, że możesz sobie żądzić. To ja tu jestem królowa, to mnie się wszyscy boją, to ja tu byłam przed tobą. To ja zajęłam te miejsce pierwsza, nie ty, tylko ja. I tylko ja liczę się w tej szkole. Ty masz tu gówno do gadania, kochaniutka - popchnęła mnie.

- To ty się zapędzasz, kochaniutka - podkreśliłam ostatnie słowo. - Nie obchodzi mnie, że to ty byłaś pierwsza. Zresztą z tego co słyszałam, miejsce przy stole zajęłaś raz. A wszyscy się ciebie boją, bo nie widzą sensu zadzierania z tobą. Szczerze mówiąc, mam wyjebane w to, co o mnie sądzisz. Naprawdę nie interesuje mnie to, że jesteś tutaj ,,królową". Nawet miejsca przy stole dla elity nie zajmujesz. Jakim prawem tak, o sobie mówisz - tym razem to ja ją popchnęłam. - I nie odpierdolę się od Archera. On ma cię głęboko w dupie. Szczególnie po dzisiejszej akcji, kiedy nękałaś jego siostrę. Naprawdę myślisz, że on po tym wszystkim będzie cię szanował? Jeżeli tak, to się mylisz. To mnie przyjął do swojego grona, nie ciebie. I kto tu jest na przegranej pozycji.

Po moich słowach blondyna rzuciła się na mnie z łapami. Nienawidzę jak ktoś to robi. Kim ona w ogóle jest? Nie zdążyłam nawet zareagować, a już poczułam metalowy smak w ustach. Przyłożyłam dłoń do policzka i poczułam krew. Jebana suka. Tym razem to ja się na nią rzuciłam. Chwyciłam ją za włosy i mocno za nie pociągnęłam. Jednak miała przewagę. Jej dwa przydupasy również się na mnie rzuciły. Próbowałam wszystko jakoś oddawać jednak to było ciężkie. Mimo, że miałam jakieś doświadczenie w tych sprawach. Nigdy nie robiłam tego jeden na trzech.

 My lucky stars/ ZawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz