Rozdział 8

401 21 2
                                    

Gdy tylko się zgodziłam zostać z nim na kolejne dni, pochłonęła mnie czysta ekscytacja na myśl o dodatkowym czasie razem, tylko we dwoje, bez ciągłego ukrywania się i pilnowania. Teraz, gdy przed nami zamajaczyła już ściana domu, w którym mieszkaliśmy zaczęły dopadać mnie pierwsze wątpliwości.

- Będziemy mogli tu zostać? - zapytałam.

- Tak, już wszystko załatwiłem.

- Przecież mogłam się nie zgodzić - zauważyłam słusznie.

Na jego ustach pojawił się ten, pełen samozadowolenia, uśmiech. Uderzyłam go z pięści w ramię, najsilniej jak potrafiłam. Zachwiał się lekko, ale tylko roześmiał, tak jak by to była bardziej pieszczota niż silne uderzenie.

- Mogłam! - warknęłam, a on wywrócił oczami.

- No cóż, wierzę w to, że potrafię być bardzo przekonywujący.

Prychnęłam, przewracając oczami. Darowałam sobie wszelkie komentarze, które przychodziły mi do głowy. Przyjemnie było iść z nim za rękę i nie chciałam tego psuć standardowymi złośliwościami, na które było mnie stać. Zatrzymaliśmy się przed samymi drzwiami i przyciągnął mnie do siebie. Spojrzał mi w oczy, a ja automatycznie rozchyliłam usta. Powieki mi opadły, gdy tylko zetknął swoje wargi z moimi, w powolnym pocałunku, pełnym pasji. Jego dłonie obejmowały moją twarz, kciuki delikatnie pieściły skórę. Gdy pociągnął zębami za moją dolną wargę, z moich ust wydobył się cichy jęk. Odepchnęłam go lekko.

- Okej, wystarczy - powiedziałam, kiwając głową w stronę drzwi, dając mu do zrozumienia, że ktoś mógł już wstać.

- Dobrze, że od jutra będziemy tu już sami, uparciuchu - westchnął i pstryknął mnie palcem w nos.

Weszliśmy do środka i od razu usłyszeliśmy poranny harmider w kuchni.

- Cholera - zaklęłam cicho, a trybiki w mojej głowie zaczęły szukać jakiejś sensownej wymówki na to, że właśnie byliśmy gdzieś we dwoje.

- Wyluzuj Zoe - powiedział, rozbierając się.

Rzuciłam mu gniewne spojrzenie, które kompletnie zignorował. Przeszedł do salonu, głośno witając się ze wszystkimi. Widziałam jak oczy zebranych spoczywają na nim, a zaraz potem na mnie, gdy wyszłam z korytarza.

- A wy gdzie byliście? - zapytał Carlos neutralnym tonem.

Odszukałam wzrokiem Isę i Carmen. Stały za wyspą kuchenną, szykując śniadanie. Ich ręce zawisły w powietrzu nad czynnościami, które wykonywały. Oczy biegały ode mnie do Charles'a, niemal jak by mogły nas prześwietlić. Isa uniosła brwi, jak by dawała mi do zrozumienia, że miały rację.

- Ta wariatka obudziła mnie o 5 rano, bo chciała iść zrobić zdjęcia wschodu słońca, a bała się iść sama - wyrzucił ręce do góry - Kawy!

Pomachałam Nikonem, który trzymałam w ręce, wzruszając niewinnie ramionami. Wszyscy oprócz moich przyjaciółek chyba to kupili, bo wrócili do przerwanych czynności. Podeszłam do dziewczyn i zapytałam czy mam w czymś pomóc.

- Dalej bawicie się w tę maskaradę? - zapytała przez zęby Isa.

- Proszę cię, daj spokój - wyszeptałam cicho.

- Nie mogę uwierzyć, że jesteś taka ślepa i uparta - zabrała półmisek, który zapełniła pokrojonymi, świeżymi warzywami i poszła w stronę stołu.

Westchnęłam, gdy szturchnęła mnie barkiem, mijając mnie. Carmen podniosła deskę pełną serów i wędlin. Dotknęła mojego ramienia, zaciskając na nim palce.

Into YouOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz